Reklama

Spis treści:

  1. Deszcz, błoto i pierwszy lot przez kierownicę – przygoda na rowerze enduro zaczyna się mocno
  2. Polana Litawcowa, Łemkowie i Beskid Nadpopradzki – historia, o której mało kto pamięta
  3. Schronisko na Przehybie, burza i legendarna szarlotka. Tu zaczyna się historia Głównego Szlaku Beskidzkiego
  4. Radziejowa, Korona Gór i widok za 1266 metrów wysiłku – Wielki Rogacz w tle
  5. Jak zaplanować wyprawę rowerową do Beskidu Sądeckiego

Naszą bazą jest Piwniczna-Zdrój. To tutaj testujemy sprzęt i stąd ruszamy w góry. Najpierw na przełęcz Obidza, gdzie tak naprawdę zaczyna się nasz Tour de Beskid. Jedziemy rowerami elektrycznymi typu enduro, przystosowanymi do jazdy w trudnym terenie, a naszym celem jest najwyższy szczyt Beskidu Sądeckiego – Radziejowa.

Deszcz, błoto i pierwszy lot przez kierownicę – przygoda na rowerze enduro zaczyna się mocno

Szczęścia do pogody nie mamy. Od rana chmurzy się, a potem rzęsiście leje. Mimo że jest połowa maja, temperatura zbliża się niebezpiecznie do zera. Przedzieramy się przez głębokie błocko, a w wyższych partiach gór nawet sypie śnieg. Co oczywiście w żaden sposób nas nie powstrzymuje. Wbrew niesprzyjającej aurze mamy dużo frajdy z jazdy.

Ja swoją pierwszą przygodę zaliczam już po kilku minutach – nie dostosowuję prędkości do warunków i lecę przez kierownicę prosto w błoto. Wychodzi słaba znajomość tego rodzaju sprzętu. Rower enduro okazuje się prawdziwą bestią, potrzeba więc nieco doświadczenia, by go okiełznać.

Polana Litawcowa, Łemkowie i Beskid Nadpopradzki – historia, o której mało kto pamięta

Na szczęście po efektownym fikołku jestem cały, zaledwie trochę poobcierany. Mogę ruszać dalej. Wspinamy się coraz bardziej stromymi drogami, od czasu do czasu przydaje się więc rowerowy tryb „turbo”. Chociaż od razu warto dodać, że to jednak nie motocykl i bez solidnej pracy mięśni nóg nawet wspomaganie nie pomoże.

Po drodze mijamy Polanę Litawcową – niegdyś należała ona do Łemków, którzy tu wypasali swoje owce. Po tym jak tę grupę etniczną wysiedlono z Beskidu w ramach powojennej Akcji „Wisła”, polana stoi pusta i coraz mocniej zarasta. A szkoda, widoki stąd są przednie. Przy dobrej pogodzie zobaczyć stąd można Tatry i Pieniny. Ale to nie jest ten dzień. Podziwiam więc delikatny obłok mgły zasnuwający okolicę.

A okolica jest bardzo ciekawa. Region dzieli się na dwie części: pasmo Radziejowej i pasmo Jaworzyny; granicą pomiędzy nimi jest rzeka Dunajec. Różnią się one zarówno rzeźbą terenu, architekturą czy infrastrukturą, jak i dziedzictwem kulturowym. W paśmie Radziejowej, którym jedziemy, do dziś dostrzec można spuściznę żyjących tu przez wieki, wspomnianych już Łemków. To oni zbudowali np. wiele z drewnianych obiektów sakralnych, które nadal stanowią o charakterze miejsca.

Do roku 1918 leżący w południowo-wschodniej części Małopolski rejon nazywano Beskidem Nadpopradzkim. Po traktacie wersalskim i wytyczeniu granic pomiędzy odrodzoną Polską a powstałą właśnie Czechosłowacją u nas zaczęto używać nazwy Beskid Sądecki, a w Czechosłowacji – Ľubovnianska Vrchovina. Zdaniem wielu teraz, gdy polityczne emocje opadły (po drugiej stronie granicy nie ma już zresztą Czechosłowacji, a Słowacja), warto by pomyśleć o przywróceniu dawnej nazwy. Bo nie ma wątpliwości, że to płynąca m.in. przez Piwniczną-Zdrój rzeka Poprad jest osią regionu i jego punktem odniesienia. Niezależnie od nazwy jest tu przepięknie. Średniej wielkości góry pokryte są w większości gęstym lasem. Pomiędzy górskie grzbiety wcinają się wąskie i głębokie doliny rzek.

beskid sądecki zimą
W Beskid Sądecki warto wybrać się o każdej porze roku. fot. Maciej Wesołowski

Schronisko na Przehybie, burza i legendarna szarlotka. Tu zaczyna się historia Głównego Szlaku Beskidzkiego

Kierujemy się w stronę schroniska PTTK Przehyba. Deszcz zacina coraz intensywniej, a następny podjazd jest już szaleńczo stromy. Zbyt stromy nawet dla mojego cyklopotwora. Mniej więcej w połowie tego odcinka pęka mi łańcuch. Kolejne pół godziny to mozolna jego naprawa przy padającym deszczu i śniegu. Cóż, zdarzają się przyjemniejsze rzeczy na szlaku. Ta akurat przygoda najlepiej wyglądać będzie w kombatanckich opowieściach za jakieś 10 lat.

Po kolejnych kilkudziesięciu minutach w śnieżnej zadymce docieram do schroniska na Przehybie (1175 m n.p.m.). Tu mamy zaplanowany obiad. W krótkiej przerwie pomiędzy opadami mam szansę docenić niezwykłe jego położenie – poza Tatrami i Pieninami nierzadko widać stąd również Gorce.

Zamawiam polewkę przehybską. To regionalna zupa na bazie zsiadłego mleka lub maślanki, z dodatkiem ziemniaków, czosnku, koperku, jajek i skwarek. Do tego grzanki z żytniego chleba. W innych wariantach zdarza się, że kucharz dorzuci do polewki mąki pszennej, owsa lub kaszy jaglanej. Koledzy zamawiają naleśniki, pierogi z jagodami lub pomidorową – wszystko podobno doskonałe! Na koniec na stoły wjeżdża słynna przehybska szarlotka. Wielka i pyszna!

Schronisko ma niezwykły klimat. Tworzą go drewniane obicia ścian i sufitów, takież meble, ale też malowane „jezuski” na ścianach i towarzyszące im plakaty rodem z PRL. Znajduje się tu także Izba Pamięci profesora Kazimierza Sosnowskiego, żyjącego na przełomie XIX i XX w. geografa, taternika i krajoznawcy. Dziś uważa się go za jednego z ojców nowoczesnego polskiego krajoznawstwa i wielkiego promotora turystyki pieszej. Zasługą prof. Sosnowskiego jest m.in. utworzenie Głównego Szlaku Beskidzkiego, który zresztą również nosi jego imię (i przebiega przez Przehybę). To ok. 500 km trasy łączącej Ustroń w Beskidzie Śląskim z Wołosatem w Bieszczadach.

Radziejowa, Korona Gór i widok za 1266 metrów wysiłku – Wielki Rogacz w tle

Jedziemy dalej. Coraz bardziej zaczynam doceniać nieznaną mi wcześniej funkcję w moim rowerze Orbea. Podczas stromego podjazdu, nie zatrzymując się ani na chwilę, mogę podnieść sobie sztycę siodełka za sprawą wajchy przy kierownicy. I analogicznie – na zjeździe, gdy przy sporej prędkości trzeba przyjąć całkiem inną pozycję, mogę błyskawicznie obniżyć sobie sztycę. Niby prosty trik, a jak bardzo zmienia komfort i bezpieczeństwo wycieczki!

Przed nami Wielki Rogacz (1182 m n.p.m.). Jest on gęsto porośnięty drzewami, dlatego też dość łatwo go przegapić. To w tej okolicy krzyżują się z sobą dwa szlaki turystyczne: czerwony (którym prowadzi Główny Szlak Beskidzki) i niebieski.

Wreszcie, po pokonaniu kolejnego stromego i pełnego ostrych kamieni odcinka, docieramy do Radziejowej (1266 m n.p.m.), jednego z 28 szczytów oficjalnie tworzących Koronę Gór Polskich. Pierwsze, co widzę, to betonowy obelisk i pomnik ustawiony tu z okazji 1000-lecia państwa polskiego. Jest też tablica z napisem: „Uszanuj majestat gór”. Staram się to robić zawsze, nie tylko tutaj, ale dzięki za przypomnienie. Obok dostrzec można niewielką drewnianą skrzyneczkę, w której kryje się pieczątka. Przydaje się ona zdobywcom Korony Gór. W ten sposób można sobie zapewnić dowód zdobycia szczytu.

Zostawiamy rowery na dole i po ażurowych metalowych schodach wdrapujemy się na 20-metrową wieżę widokową, jaka powstała tu w 2020 r. Panorama jest imponująca, choć dziś na pierwszym planie są przede wszystkim ośnieżone wierzchołki świerków. Jest również długa tablica z wypisanymi szczytami, które stąd (podobno) widać. Są tu i tatrzańskie Czerwone Wierchy, i Giewont, i Kozi Wierch, są słowackie wierzchołki z pasma Małej Fatry, są Pieniny z Trzema Koronami na czele. Obiecuję sobie, że wrócę tu kiedyś, gdy aura będzie bardziej sprzyjać. Tymczasem wiatr urywa głowę, więc zawracamy.

Na Radziejowej spędzamy ponad pół godziny. Po czym rozpoczynamy powrót do Piwnicznej. Na początek bardzo ostry zjazd po mokrych kamieniach i sporo zakrętów. Potem trochę się wypłaszcza. Jedziemy przez gęsty świerkowo-bukowy las, który daje poczucie bliskiego obcowania z naturą. Jesteśmy mokrzy i zziębnięci. Po drodze zahaczamy jeszcze o przełęcz Niemcową, z której również roztacza się wspaniały widok. Ale i tak każdy myśli już przede wszystkim o ciepłej kolacji i seansie w hotelowej saunie.

Jak zaplanować wyprawę rowerową do Beskidu Sądeckiego

Nocleg

Hotel Piwniczna SPA & Conference. Położony w zakolu Popradu ośrodek jest znakomitą bazą do wypadu w góry. Od 470 zł/os.

Sprzęt

  • Jechałem elektrycznym rowerem Orbea Wild wyposażonym w silnik Bosch Performance Line CX (5. generacji). Posiada on 4 tryby jazdy: eco, tour, eMTB i turbo.
  • Wypożyczenie e-bike’a enduro na 4 godz. to koszt 160 zł, na cały dzień: 230 zł; Rowerowa Dolina, ul. Targowa1, Piwniczna-Zdrój.

Trasa

  • Trasę z Piwnicznej-Zdroju do przełęczy Obidza pokonaliśmy busami. Potem dotarliśmy do schroniska PTTK Przehyba, na szczyty Wielki Rogacz i Radziejowa. Po czym wróciliśmy do Piwnicznej.
  • Fantastycznym rozwiązaniem podczas jazdy rowerem elektrycznym w Beskidzie Sądeckim są stacje ładowania baterii rozsiane po okolicy, m.in. na przełęczy Obidza, w schronisku na Przehybie czy przy Chacie Magóry. To pozwala na znaczne przedłużenie planowanej trasy po górach.

Źródło: National Geographic Traveler

Nasz ekspert

Maciej Wesołowski

Reporter. Redaktor prowadzący magazynu National Geographic Traveler. Autor książek reporterskich: „Szpagat w pionie. W drodze przez Indie” oraz „Cafe Macondo. Reportaże z Kolumbii”, współautor zbiorów reportaży „Tu drzwi trzeba otwierać powoli”, „Grzech jest kobietą”, „Warszawa nocą”. Publikował m.in. w Dużym Formacie Gazety Wyborczej, Przekroju, Wprost, Rzeczpospolitej, Tylko Rocku, Machinie, Podróżach, Wirtualnej Polsce i Onecie. Nominowany do nagród dziennikarskich, m.in. Grand Press, MediaTory, nagrody im. Teresy Torańskiej. Kaszëba z pochodzenia, kociewiak z urodzenia, suwalczanin z wychowania, warszawiak z wyboru. Uzależniony od podróży, spotkań z ludźmi, ekstrawaganckiej kuchni i muzyki Radiohead. Uwielbia kulturowe transgresje i etniczne koktajle Mołotowa.

maciej wesołowski
Reklama
Reklama
Reklama