Ten region na końcu Europy tworzy kilkanaście miasteczek. Każde wygląda jak z innej epoki
Alentejo to portugalski region, który wciąż umyka tłumom – znajdziesz tu miasteczka jak z bajki, przemytnicze szlaki i jezioro, które zmieniło cały krajobraz. Wyruszając śladem orłów, dębów korkowych i średniowiecznych murów, poznaj miejsca, gdzie czas płynie inaczej, a codzienność przypomina sen na jawie.

Spis treści:
- Gdzie orły krążą nad murami – historia i symbole Marvão
- Na granicy dwóch światów – wspomnienie przemytniczych szlaków
- Złota Wyspa i gwiazdy nad głową – odkrywanie jeziora Alqueva
- Miasto kości i proporców – Évora pełna historii i kontrastówa
- Jak zaplanować podróż do Alentejo
Gdy o świcie wymykam się z hotelu, czuję się, jakbym był jedynym mieszkańcem Marvão. Brukowane ulice mieściny osadzonej na szczycie granitowej skały są opustoszałe, powtarzając echem odgłos moich kroków. Turyści nie zdążyli jeszcze przyjechać, a miejscowi nie mają powodów, by zaczynać dzień pośpiechem. W Alentejo, największym regionie Portugalii, pośpiech nie jest zresztą w cenie – to kraina prostoty, powolnych ruchów i długo podejmowanych decyzji.
Gdzie orły krążą nad murami – historia i symbole Marvão
Marvão, ulokowane na północno-wschodnim krańcu regionu, tuż przy granicy z Hiszpanią, jest kwintesencją tego świata. Niesie ze sobą wielowiekową historię i otoczone jest oszałamiającą scenerią, którą podziwiam, wędrując szczytem kamiennych murów oplatających wioskę. Jej główny punkt wyznacza zamek – rankiem dostęp do niego chroni zaryglowana brama.
Początki tej osady sięgają IX w., to wtedy Ibn Maruan – arabski przywódca wojskowy i religijny, buntownik przeciwko emirowi Kordoby i założyciel autonomicznego królestwa z siedzibą w Badajoz – wzniósł na skale niewielką fortecę. W 1160 r. miejsce przeszło pod władanie chrześcijan – Arabowie opuścili wzgórze w trakcie oblężenia. Od tego czasu Marvão to zyskiwało, to traciło na znaczeniu, jedno jednak pozostało niezmienne: widok orłów południowych (nazywanych też orzełkami Bonellego) dostojnie szybujących wokół zamkowej skały. Wspominają o nich już arabskie kroniki (Ibn Marwan skradł orłom wierzchołek grzbietu), ptaki żyją tu więc nieprzerwanie przynajmniej od tysiąca lat.
Alentejo słynie z takich zatrzymanych w czasie klejnotów: średniowiecznych zamków, zabytkowych latyfundiów, tysiącletnich sadów oliwnych, wiekowych dębów korkowych. Te ostatnie są chyba najbardziej znanym symbolem regionu. Niskie, grube pnie drzew widzi się tu nieustannie. Ponad 50% upraw portugalskich dębów przypada właśnie na Alentejo. – Winorośl, drzewa oliwne i dęby to święta trójca tych ziem – mówi mi kilka godzin później António Picado Nunes. – Ale to uprawa dębów wymaga największej cierpliwości. Sadzi się je z myślą o zyskach nawet nie swoich dzieci, lecz wnuków.
Zanim drzewo osiągnie odpowiedni wiek, by móc zacząć je eksploatować, mijają dziesięciolecia. A nawet gdy się to już stanie, zbiory kory, z której oprócz korków do butelek z winem robi się też dziesiątki innych przedmiotów, odbywają się raz na 9 lat. Gdy idziemy ścieżką prowadzącą ku granicy z Hiszpanią, mijamy drzewa z pniami ozdobionymi namalowanymi białą farbą cyframi. To ostatnia liczba roku, w którym je okorowano. Wskazuje ona plantatorom, ile lat pozostało do następnych zbiorów. Jeżeli jest to przykładowo „dwa”, oznacza, że okorowywanie odbyło się w 2022 r. – kolejne będzie więc za sześć lat.

Na granicy dwóch światów – wspomnienie przemytniczych szlaków
António Picado Nunes zarządza muzeum oliwy we wsi Galegos nieopodal Marvão, jest producentem oliwy i właścicielem butikowego hotelu, ale przede wszystkim zajmuje się promocją regionu. Poprowadził mnie w czterokilometrową trasę polnymi ścieżkami kluczącymi pomiędzy dębami i usianymi kwiatami łąkami, by pokazać mi dawne trasy przemytników. – Aż do lat 70. zarówno my, jak i Hiszpanie żyliśmy w zamkniętych dyktaturach, a oba kraje rozdzielała granica – mówi. – Przez dekady mieszkańcy przygranicznych rejonów przemycali podstawowe produkty, takie jak kawa, cukier czy ubrania. To nie były grupy przestępcze. Ludzie próbowali choć trochę polepszyć swój byt w czasach, gdy brakowało nie tylko pieniędzy, ale nawet jedzenia.
Idziemy nieśpiesznie, kierując się oznaczeniami, które postawiono z myślą o przyciągnięciu na szlak turystów. Nad nami krążą sępy płowe. Próbuję sobie wyobrazić ciemne noce, podczas których kobiety z okolicznych wiosek – bo to głównie one przekraczały po cichu granice – przemykały wąskimi ścieżkami, starając się uniknąć wzroku celników.
Po dwóch godzinach docieramy do wioski La Fontanera. Kilkanaście bielonych domów stoi po drugiej stronie granicy, o czym zaświadcza niski przydrożny słupek, na którego przeciwległych bokach wyryto litery „P” i „E”. To jedyny znak tego, że w tym miejscu kończy się Portugalia, a zaczyna Hiszpania. Granica jest tu tylko linią na mapie, nie mając praktycznie żadnego znaczenia. Dziś ludzie żyjący tuż obok siebie mogą budować swoją codzienność bez sztucznie narzuconych podziałów. I bez konieczności uciekania się do przemytu.
Złota Wyspa i gwiazdy nad głową – odkrywanie jeziora Alqueva
Alentejo zajmuje niemal jedną trzecią kraju. Nie dziwi mnie więc, że to właśnie tu znajduje się największy sztucznie stworzony akwen w Europie – jezioro Alqueva. Podziwiam je ze wzniesienia, na którym osadzono miasteczko Monsaraz. Miejscowość jest nieco mniejszą kopią Marvão – bielone domy, brukowane uliczki i kamienny zamek wieńczący klif. Wspiąłem się na jego mury, by objąć wzrokiem jezioro, szybko przekonuję się jednak, że nie da się tego uczynić jednym spojrzeniem. Zbiornik o poszarpanej linii brzegowej zajmuje około 250 km² powierzchni. W 2002 r., po dekadach przymiarek, ukończono budowę betonowej tamy na rzece Gwadiana, która dała początek jezioru. To powiększało się sukcesywnie przez kilka kolejnych lat, wraz z powolnym napełnianiem zbiornika.
Inwestycja diametralnie odmieniła krajobraz Alentejo – wysuszony, niemal pustynny wcześniej region zyskał nagle ogromny rezerwuar wody. I choć jezioro Alqueva powstało głównie na potrzeby rolnictwa i elektrowni, stało się też ważnym punktem dla ptaków wodnych. Przy okazji rozwinął się ruch turystyczny, choć przyjeżdżają tu głównie Portugalczycy i Hiszpanie.
Po południu idę w ich ślady i zajeżdżam na plażę Fluvial de Monsaraz, skąd startują łodzie wycieczkowe i gdzie można wypożyczyć kajak czy deskę lub spędzić przyjemnie czas w plażowym barze. Wybieram półtoragodzinny rejs łodzią motorową. Podróż upływa mi w cudownie odprężających, niemal sennych okolicznościach, przełamanych jedynie krótką wizytą na Ilha Dourada – Złotej Wyspie. Tutejszy piach, na skutek obecności gliny o wysokiej zawartości minerałów, przybrał wygląd drobinek cennego kruszcu.
Ta relaksująca atmosfera sprawia, że zaczynam żałować, iż nie zdecydowałem się na droższą wersję rejsu – wynajem większej łodzi na większość doby i nocleg na jej pokładzie, z widokiem rozgwieżdżonego nieba nad głową. Tym bardziej że okolice jeziora uważane są za jedno z lepszych w Europie miejsc do obserwowania gwiazd.

W Alentejo większych miast trzeba się zresztą trochę naszukać – podróżując, mija się jedynie pojedyncze domy migające bielą pomiędzy drzewami czy uprawami. Mieszka tu zaledwie 7% portugalskiego społeczeństwa, dla osób pragnących odpocząć od tłumów ten region jest więc kierunkiem wymarzonym. Po kilku dniach spędzonych w otoczeniu dębów korkowych, średniowiecznych zamków i gajów oliwnych jestem jednak spragniony widoku ludzi, jadę więc do stolicy regionu, Évory. Nawet ona okazuje się miejscem kameralnym.
Miasto kości i proporców – Évora pełna historii i kontrastów
Najstarsza część miejscowości opleciona jest kamiennym murem, w którym wprawne oko dostrzeże układające się w kolejne warstwy ślady poszczególnych nacji, które tu zamieszkiwały. Najmniejsze i położone na samym dole muru otoczaki pozostawili jeszcze starożytni Rzymianie. Czasy Cesarstwa są tu jednak reprezentowane w bardziej okazały sposób – na głównym placu przystaję przed imponującymi kolumnami będącymi pozostałością świątyni z II w. Przez lata uważana była ona za miejsce kultu Diany, dziś, po nowych badaniach archeologów, raczej za świątynię Jowisza.
Ruiny zachowały się w doskonałym stanie głównie dlatego, że były używane na długo po zniknięciu Rzymian, choć już nie jako miejsce modłów. W średniowieczu w publicznych egzekucjach tracili tu głowy ci, którzy podpadli świętej inkwizycji, później gościł tu teatr, magazyn amunicji, a nawet rzeźnia. W XII w. świątynia zyskała sąsiedztwo romańskiej katedry, jej pierwotny surowy styl zniknął jednak podczas kolejnych przebudów. To w nawie tego budynku klęczał przed ołtarzem Vasco da Gama, licząc, że zapewni mu to przychylność Nieba i powodzenie wyprawy do Indii. I to tu poświęcił proporce, które zabrał na okręt.
Wśród turystów większe zainteresowanie budzi natomiast pobliska, ale dużo mniejsza świątynia – kościół św. Franciszka. Cieszy się ona opinią jednego z najbardziej osobliwych miejsc w mieście, a być może w całej Portugalii. Kościelna kaplica wypełniona jest kośćmi i czaszkami ponad 5 tys. osób. Zaczęto je tu gromadzić w XV w., znosząc szczątki z grobów w kościele klasztornym oraz z innych świątyń i cmentarzy w Évorze. Zespolone warstwą cementu pokrywają ściany aż do sufitu. I choć dziś to nieco makabryczne miejsce skłania turystów głównie do robienia sobie selfie, franciszkańscy twórcy kaplicy mieli inną intencję. Świadczy o tym napis nad wejściem. „My, kości, które tu leżymy, na wasze czekamy” – głosi.
Celem mnichów było przypomnienie wszystkim o przemijaniu i kruchości ludzkiego życia. Nie po to jednak, by wywołać rozpacz, lecz by skłonić do celebrowania każdej chwili. Tu, w Alentejo, w otoczeniu spektakularnych krajobrazów, z dala od codziennej gonitwy, z doskonałym winem i kuchnią w zasięgu ręki, oddanie się tej sztuce wydaje się wyjątkowo łatwe.

Jak zaplanować podróż do Alentejo
Dojazd
Do Lizbony dolecisz z Warszawy liniami lotniczymi TAP. Ceny biletów za podróż w obie strony zaczynają się w promocji od 800 zł.
Transport
- Z Lizbony do Évory możesz co prawda dojechać pociągiem lub autobusem (ceny 30–70 zł), jednak poruszanie się po mniej uczęszczanych rejonach Alentejo transportem publicznym jest trudne, czasochłonne, a czasem nawet niemożliwe.
- Konieczny może okazać się wynajem auta. Jeżeli chcesz zrobić to już w Évorze, polecam firmę International Car na ulicy Armando Antunes da Silva 10. Małe auto wynajmiesz od 50 euro za dobę.
Nocleg
- Vitoria Stone Hotel w Évorze to wygodny czterogwiazdkowy hotel, który zgodnie z nazwą nie stroni w wystroju od kamiennych elementów, szczególnie chętnie wykorzystując motyw kamiennego jaja. Ceny pokoi 2-osobowych od ok. 350 zł.
- Pousada Marvão to elegancki hotel w centrum miasteczka. Ceny od ok. 550 zł za pokój 2-os.
Warto wiedzieć
Najkrótsze rejsy po jeziorze Alqueva trwają godzinę i kosztują ok. 12 euro od osoby, ale to trochę za mało czasu, by chociaż pobieżnie poznać akwen. Interesującą opcją jest 2-godzinna wycieczka z przewidzianym poczęstunkiem i winem (jedzenie i alkohol to tradycyjne wyroby alenteżańskie). Cena: od 30 euro. Więcej informacji na: alquevacruzeiros.pt.
Zobacz więcej
- Elvas słynie z rozległego systemu fortyfikacji i potężnego akweduktu.
- São Pedro do Corval – wioska, w której wciąż żywe są alenteżańskie tradycje garncarskie.
Źródło: National Geographic Traveler
Nasz ekspert
Michał Głombiowski
dziennikarz, podróżnik, autor książek. Stały współpracownik magazynu „National Geographic Traveler”.


