Jedwabna bluzka, wąskie spodnie, buty sięgające kolan. Dyskretna biżuteria, intensywny, ale nie nachalny kolor paznokci. Perfekcyjny makijaż. Czterdziestoparoletnia kobieta siedząca w wiedeńskiej Café Central stolik ode mnie wygląda jak milion dolarów. Widzę w niej symbol tego miasta – elegancji, piękna i dobrego stylu.

Gdy jednak rozglądam się po sali, dostrzegam młodzież w powyciąganych koszulkach, turystów z przewodnikami w rękach i statecznych panów wertujących gazety w ubraniach pamiętających ubiegły wiek. Stolica Austrii w zadziwiająco łatwy sposób łączy wzniosłość z codziennością, wyrafinowanie z prostotą, nowoczesność z historią.

Z czego słynie Wiedeń? 

Choć mój wzrok mimowolnie ucieka w stronę szykownej sąsiadki, w końcu muszę skupić się na śniadaniu. Wiedeńczycy rozpoczynają dzień od filiżanki kawy i słodkiego rogalika. Ja jednak zdecydowałem się na coś noszącego w sobie nazwę tego miasta – jajka po wiedeńsku. Wybija się je do szklanki, którą wstawia się do gotującej wody. Gdy białko się zetnie, a żółtko wciąż pozostaje lekko płynne, należy dorzucić odrobinę masła.

Prostszym sposobem jest gotowanie jajka w tradycyjny sposób i przełożenie go później do szklanki – każdy szanujący się Austriak traktuje jednak taki zabieg z pogardą. Nie spotkałby się on też z uznaniem w lokalu, w którym jestem: Café Central ma 110-letnią tradycję i jakiekolwiek pójście na łatwiznę nikomu nie mieści się tu w głowie.

To skryte pod szerokimi łukami, pełne złota i bordowej tapicerki pomieszczenie gościło niegdyś bibliotekę narodową. Duch książek nie opuścił tego miejsca, przyciągając – już po otworzeniu kawiarni – pisarzy i poetów. Café Central stała się jedną z kilku wiedeńskich kawiarni literackich, w których dyskutowano, formowano opinie i dodawano sobie otuchy w męce artystycznego tworzenia. Dziś, gdy zwyczaj społecznych debat nieco podupadł, a książki straciły monopol na kształtowanie rzeczywistości, łatwiej tu spotkać osoby wpatrzone w ekrany telefonów. Stali bywalcy wciąż jednak sięgają po płachty podpiętych pod drewniane uchwyty gazet.

Kawiarniane życie jest wpisane w DNA wiedeńczyków. To właśnie w Austrii pod koniec XVII w. powstały jedne z pierwszych kawiarni w Europie. Wchodząc w ten świat, trzeba jednak wiedzieć, że na nic zdadzą się włoskie nazwy kaw otwierające serca baristów na całym świecie. Tu zamiast espresso króluje kleiner Schwarzer, americano to Verlängerter, a gdy zapragniecie kawy z mlekiem w proporcjach pół na pół, rzućcie w stronę kelnera uprzejme: Eine Melange, bitte!

Wiedeń słynie z kawiarnianego życia / fot. Getty Images

Ringstrasse oplata centrum miasta, wyznaczając trasę, którą przebywa niemal każda osoba przybywająca do Wiednia. Powołany w 1857 r. przez cesarza Franciszka Józefa projekt, zakładający połączenie śródmieścia i terenów leżących poza miejskimi umocnieniami w jeden organizm, wyrósł na gigantyczne przedsięwzięcie, które otuliło centrum stolicy barokowymi pałacami, terenami zieleni i szerokimi pasażami.

Teatr Zamkowy, dworskie muzea i obszerne kamienice zdobiące Ringstrasse są dziś chlubą Wiednia – przy okazji umacniają jednak wizerunek stolicy jako miasta ciut staroświeckiego i pokrytego warstewką kurzu. Trudno jednak o równie spektakularne zbiory, jak te, które kryją tutejsze muzea i galerie. Najznakomitsze jest z pewnością Muzeum Historii Sztuki przyciągające gości obrazami Velázqueza czy Vermeera. Ja jednak wybieram sąsiadujące z nim Muzeum Historii Naturalnej.

Swoje miejsce znalazła w nim Wenus z Willendorfu, najsłynniejsza rzeźba prehistoryczna. Mająca 11 cm wysokości figurka nagiej kobiety o niewiarygodnie obfitych kształtach ma ok. 27 tys. lat. I choć naukowcy nie są w stanie dociec, czy była ona symbolem płodności, czy po prostu kobiety w tamtych czasach tak wyglądały, figurka jest dowodem na to, że zmysłowość i sztuka zajmowały nasze myśli od najdawniejszych czasów.

Wiedeń, czyli niech żyje bal! 

Wieczorem dostojny w swoim historycznym sztafażu Wiedeń zamienia się w radosnego młodzieńca, którego myśli zaprzątają taniec i zabawa. Muzyka, tuż obok kawy, jest drugim łańcuchem helisy DNA miasta. Najbardziej znanym jego przejawem są karnawałowe bale. I choć nie mam szans do nich dołączyć – zdobycie zaproszenia i przygotowania zajmują zbyt dużo czasu – chcę rzucić okiem na gości przybywających na uroczystość.

Co roku w Wiedniu organizowanych jest ok. 300 balów, a do najsłynniejszych należą te w Operze Wiedeńskiej oraz w pałacu Hofburg. Do kroków walca przymierzają się też uczestnicy nieco mniej znanych imprez – balu prawników, cukierników, kwiaciarzy, właścicieli kawiarni. Dziś wypada akurat impreza myśliwych, ale gdy dochodzę do pałacu, zamiast spodziewanych wąsaczy w zielonych portkach i kapeluszach z piórkiem zastaję rzekę mężczyzn we frakach i kobiet w sukniach od Prady. W Wiedniu brać myśliwska bez problemu potrafi się zatopić w wyszukaną elegancję.

Zostawiam to dystyngowane towarzystwo, by zanurzyć się w wiedeński trójkąt bermudzki: ulice Rabensteig, Ruprechtplatz i Seitenstettengasse. W weekendy to miejsce dudni basowymi tonami i wypełnia głowę potężnym bitem. W spowitych półmrokiem klubach i dyskotekach znika gdzieś wymuskany Wiedeń wielbiący nuty Straussa.

Stroboskopowe światło wydobywa z ciemności twarze, oczy, nagie ramiona. Jest głośno i ciasno, gorące ciała ocierają się o siebie, a pełne jadowitego koloru drinki znikają pomiędzy rozchylonymi wargami. DJ wydziera się przez mikrofon, nie szczędząc przekleństw, od których wielbicielom walca mogłoby zabraknąć tchu. Wygląda na to, że pod suknią balową Wiedeń nosi tatuaże, kolczyki i stringi.

Opernball w Wiedniu / fot. Getty Images

Wiedeń śladem Gustawa Klimta

Palce otulają jej przekrzywioną głowę, a usta szukają jej policzka. Kapiący od złota i czerwonych plam Pocałunek jest najsłynniejszym dziełem Gustava Klimta. Ten współtwórca secesji większość życia spędził w Wiedniu. W szczytowym okresie kariery potrafił brać za obraz zupełnie bajeczne sumy, co nie przeszkadzało mu pracować nad większością zleceń kilka lat.

Zaludnione kobiecymi postaciami obrazy Klimta kipią od żywiołowej seksualności i frywolności, pokazując, że Wiedeń już ponad sto lat temu nie był aż taki grzeczny, jak się wydaje. Niektórzy uznają Klimta za twórcę symbolu kobiety wampa i gdy patrzę na Pocałunek, dostępny dziś dla zwiedzających w Belwederze, jestem skłonny się z nimi zgodzić – w przymkniętych oczach kobiety i jej dłoniach otulających szyję kochanka jest coś nie tylko uwodzicielskiego, ale też demonicznego.

Klimt rozsiał swą sztukę niemal po całym mieście, dekorując między innymi miejski teatr, sklepienie Muzeum Historii Sztuki czy Pawilon Secesji. Wędrówka jego śladami potrafi połknąć cały dzień. Nie mam tyle czasu – pozostaje mi więc zapisać sobie najbardziej znany obraz malarza pod powiekami i ruszyć w stronę Mariahilfer Strasse, gdzie rodzą się wiedeński sznyt i elegancja. Pasaż chlubi się mianem najdłuższej (1,8 km) ulicy handlowej Wiednia. Dla zakupoholików to raj i piekło w jednym.

Oferta setek sklepów potrafi wzbudzić euforię, zduszoną jednak świadomością, że niezależnie od wysiłków kupujący nigdy nie będzie w stanie wykorzystać otwierających się przed nim możliwości. Tym bardziej że po dobiciu do centrum trakt zamienia się w rejon luksusu: ulice Graben, Kärntner i Kohlmarkt upodobali sobie światowej sławy projektanci, z Chanel i Burberry na czele. Popularność tych miejsc pośród wiedeńskiej klasy średniej sprawia, że jedząc śniadanie w Café Central, nie możesz oderwać wzroku od swojej sąsiadki.

Przedmieścia Wiednia 

Grinzing leży w oddaleniu od centrum Wiednia, nie zwracając uwagi na jego barokową architekturę i budynki przypominające tort weselny. Jeszcze w 1892 r. był odrębnym miastem, dziś jest 19. dzielnicą stolicy. Ta spokojna okolica jest wymarzonym miejscem, by zjeść austriacki posiłek, nie zderzając się z cenami w śródmieściu. Nie ma też lepszego miejsca, by spróbować wiedeńskiego specjału, o którym ostatnio głośno – białego wina Wiener Gemischter Satz.

Właściciel knajpki Schimanko’s Winzerhaus nalewa mi je do szklanki, nie kłopocząc się winnym ceremoniałem. W tej scenerii – pełnej drewna, poroży tkwiących na ścianach i papierowych podkładek pod talerze – kieliszki wydawałyby się nietaktem. Wino ma wysoką kwasowość i jest nieprawdopodobnie świeże. Powstaje według tradycyjnej, rzadko dziś stosowanej metody: winorośl kilku odmian sadzona jest na jednej parceli, a zbiory odbywają się w tym samym okresie. W ten sposób proporcje winnych szczepów określane są na etapie sadzenia winorośli, a nie – jak to zwykle bywa – podczas ich łączenia po zbiorach.

Rzędy winnych krzewów rozlały się po stokach otaczających Grinzing i gdybym tylko chciał, mógłbym pójść obejrzeć je z bliska. Kaflowy piec grzejący plecy, talerz uginający się od mięsa i butelka wina w zasięgu ręki powstrzymują mnie jednak przed tego typu pomysłami. Gdy pojawia się jeszcze kilku starszych panów z akordeonem, wiem już, że z tego lokalu nie wyjdę do późnego wieczora. Wiedeń – w każdej swojej odsłonie – potrafi wciągnąć bez reszty.