Weźmy taki Krzywy Las pod Gryfinem. Gdyby rósł w Skandynawii, sprawa jego pochodzenia byłaby prosta: to przez trolle! Ale w Polsce? Tu trolli brak – poza internetowymi, ale te są groźne tylko dla komputerów. Skąd więc się wzięły fantazyjnie powykrzywiane drzewa? Widok zaiste surrealistyczny: sosnowe pnie wyrastają z ziemi do góry, by po chwili wygiąć się łagodnym łukiem. Wszystkie jak na komendę w jedną stronę!

Drzewa mają jakieś 80 lat, co oznacza, że zostały zdeformowane jeszcze przed II wojną światową i tak naprawdę wciąż nie wiadomo, jak do tego doszło. Jedna z teorii głosi, że drzewka cięte saperkami straciły czubki i z bocznych gałązek powstały pnie. Tylko czemu w takim razie wszystkie rosną w jedną stronę?

Bo to była racjonalizacja – padają argumenty. Za taki kształt drzew odpowiadać mieli konstruktorzy z fabryki mebli giętych, którzy idąc na skróty, do razu chcieli mieć gotowy surowiec do sań, łodzi
czy też… bujanych foteli. Bzdura! – gorączkują się inni. To sprawka UFO albo i samego czarta!

Pewnie nigdy się nie dowiemy, jak było naprawdę. Ale zatrzymajmy się przy diable. Z pewnością pzrynajmniej raz w życiu staniemy z nim oko w oko. A nawet w wiele wlepionych w nas ślepiów – o ile wybierzemy się do Łęczycy, gdzie powita nas diabeł Boruta. Najsłynniejszy z polskich czartów miał na koncie wiele sprawek i nie przypadkiem największa kolekcja jego podobizn jest właśnie w muzeum na zamku, bo to wszak tutaj strzegł swych legendarnych skarbów.

Uwieczniony na licznych rzeźbach dziś raczej bawi, niż przestrasza, choć lepiej z nim nie zadzierać – licho nie śpi! A do tego (choć miny ma pocieszne i nieco gapiowate) następnym razem może nie udać się wywiedzenie go w pole, jak w słynnym wierszu Mickiewicza Pani Twardowska. Z lekcji polskiego pamiętamy, że imć Twardowski miał oddać diabłu duszę, jeśli tylko pojawi się w Rzymie. Rzecz jasna sprytny szlachcic ani myślał jechać do dalekiej Italii. Pech chciał, że gdy raczył się trunkami, przeoczył fakt, że ta karczma Rzym się nazywa – co usłużnie przypomniał mu diabeł.

Dziś to miejsce znajdziemy w Suchej Beskidzkiej: tutejsza drewniana karczma uchodzi nie tylko za literacki pierwowzór, ale i za najstarszą w Polsce! Co przecież zobowiązuje: nie ma tu zatem mikrofalowych kuchenek, a dania przygotowuje się na kuchni węglowej. Bynajmniej nie piekielne, niektóre diablo smaczne i nawet nie nazbyt upiornie drogie. Tylko niech wam przyjemności pobytu nie popsują skrupulatni historycy przypominający, że Twardowski żył w XVI stuleciu., zaś karczmę wzniesiono dopiero w wieku XVIII. Ostatecznie słynny alchemik ponoć posiadł umiejętność cofania czasu, co z pewnością sprawdził też na sobie niejeden raz. Gdy dotarł do Bydgoszczy, miał tak skutecznie odmłodzić burmistrza, iż własna żona go nie poznała! Na pamiątkę tego wydarzenia postać Twardowskiego z cyrografem w dłoni co dzień pojawia się w oknie kamienicy przy Starym Rynku. Niestety to spotkanie ilości zmarszczek raczej nam nie cofnie.