Michał Cessanis: Jakie są Twoje ulubione zakątki w Chinach?

Helena Kaartinen: Uwielbiam miasta, zwłaszcza Xi’an, Chongqing i oczywiście Pekin, a także Hua Shan, górę w prowincji Shaanxi.

Dlaczego właśnie te miejsca odwiedzasz w Chinach najchętniej?

Hua Shan to jedna z pięciu Wielkich Gór Chińskich, położona 120 km na wschód od Xi`an. Nie uprawiam trekkingu, nie wspinam się ani nie kręcą mnie niebezpieczne sytuacje, ale dzień, w którym po raz pierwszy wjechałam tam kolejką zapamiętam do końca życia. To wspomnienie jest jak niezmywalny tatuaż: szłam w milczeniu, otaczały mnie przepiękne widoki, oddychałam świeżym górskim powietrzem, a duch chińskiej góry towarzyszy mi do dzisiaj.

Za to gdy jestem w Xi’an odwiedzam nie tylko Terakotową Armię, ale też dzielnicę muzułmańską. Pełno tu restauracji i straganów, otoczonych starymi budynkami, które są w doskonałym stanie, choć ta część miasta ma ponad tysiącletnią historię. Po zachodzie słońca, dzielnica muzułmańska staje się jednym z najbardziej zatłoczonych miejsc w mieście, a zarówno Chińczycy jak i turyści przechadzają się tłumnie po wysadzanych niebieskimi kamieniami uliczkach w cieniu pięknych drzew, wdychając aromaty jedzenia I przekąsek serwowanych wprost z ulicy. To istna uczta dla zmysłów!

Lubisz nie tylko miasta?

Przepadam za chińską wsią. To zupełnie inny świat. Domy są bardzo skromne, nie wszystkie są wyposażone w toalety, a niekiedy mają pewne charakterystyczne cechy – na przykład mają szerokie wejścia, aby można było wjechać do domu na rowerze trójkołowym.

Najciekawszym aspektem chińskiej wsi są mieszkańcy: podejmują gości z ogromnym sercem, mimo że często sami nie mają wiele. Przez dzielenie się, okazują troskę.

Zobacz zdjęcia z chińskich podróż Heleny Kaartinen >>>

Natomiast miasto Chongqing ma dwa oblicza. Jeśli spojrzeć w prawo, widać same zagraniczne marki, jeśli w lewo – zobaczymy tradycyjne chińskie życie. Tylko 100 kroków dzieli Cię od sklepu Louis Vuitton do pary staruszków sprzedających zakurzone garnki wprost z chodnika.

Chongqing jest niczym wielki kocioł, ale i tak najlepiej poznawać je na piechotę. Pracownicy hotelu będą próbowali odwieść was od tego pomysłu, twierdząc, że wszystkie atrakcje są za daleko by do nich dojść, ale nie słuchajcie ich. Jeśli będzie bardzo gorąco, aby się schłodzić, wstąpcie do centrum handlowego, w którym jest np. lodowisko.

Chiński numer jeden wśród miast?

Moją największą chińską miłością i tak jest Pekin. To miasto bardzo się zmieniło w ciągu ostatnich 15 lat, ale ja przecież też. Moja fascynacja zaczęła się na targu Panjiayuan. To pchli targ albo targ staroci, i choć nie znajdziemy tam za wiele prawdziwych antyków, to atmosfera tego miejsca jest niezwykła a sprzedawcy oferują miks wszystkiego.

Co najchętniej jadasz w Azji?

Jestem wegetarianką, przynajmniej wtedy, gdy bywam w Azji. Tajlandia, Wietnam, Chiny i Indie oferują jaroszom rewelacyjne dania. W Chinach zajadam dania z fasolką, oliwą, czosnkiem, chili, a gdy zatęsknię za mięsem, chwytam pałeczkami chrupiący boczek w małych kawałkach. W Indiach zajadam „aloo”, czyli ziemniaki. Wszystkie dania zawierające to zwyczajne warzywo smakują pysznie. W Tajlandii wybieram zwykle "Khao Pad" czyli smażony ryż. Do ryżu przyrządzonego w stylu tajskim nie potrzeba już dodatków takich jak krewetki czy kurczak. Sam jest wyborny.

Pewnie za każdym razem, gdy jesteś w Chinach robisz mnóstwo zakupów. Pełno tam światowych marek w niezłych cenach. Masz swoje ulubione zakupowe adresy?

W Chinach jest mnóstwo miejsc, gdzie można robić zakupy. Targ Panjiayuan, o którym już wspominałam, jest jednym z nich. Takich miejsc jest więcej i ciągle powstają nowe. Nie mam spisanych ich adresów. W Chinach bardzo często jedne sklepy się otwierają, inne zamykają, więc taka lista nie miałaby sensu. Mój ulubiony sposób na zakupy, to spacerowanie po danej okolicy i jeśli zobaczę coś, co mi się podoba, od razu to kupuję. Oczywiście trochę się targując!

Dokończ, proszę, to zdanie. W Chinach…

…czuję się jak u siebie. Mam ogromny szacunek do historii i kultury Chin. Tak naprawdę lubię Iatać do Państwa Środka, bo lubię Chińczyków. Jeżeli tylko znajdziecie z nimi wspólny język, to przekonacie się, że mają podobne poczucie humoru i można się wspólnie pośmiać. I chociaż zachowujemy się inaczej w różnych sytuacjach, to ostatecznie łączy nas ta sama silna wola i uczciwość.

Zainteresowani? Więcej o Chinach piszemy w listopadowym numerze National Geographic Traveler.