Dokładnie 69 stopni na północ, 2,2 tys. km na południe od bieguna, na wyspie Tromsøya, wśród zjawiskowej norweskiej natury. Tromsø to prawdziwie wrota do Arktyki, które Amundsen uczynił swoją bazą do eksploracji bieguna. A miłośnicy natury swoją mekką. Dzięki prądowi zatokowemu fiord nigdy nie zamarza, port może działać cały rok, a klimat miasta nie jest tak surowy, jak wielu przypuszcza. Choć ostrzegam, kurtka puchowa przyda się nawet latem!

Z czego słynie Tromsø?

W kręgach naukowych Tromsø zyskało sławę, po tym jak Kari Leibowitz z Uniwersytetu Stanforda w Kalifornii zaczęła badać sztukę ukochania zimy przez mieszkańców tego miasta. I odkryła, że odpowiednie nastawienie osób tu mieszkających do zimy sprawia, że długie dni bez słońca to dla wielu ulubiony czas. A liczba osób z depresją sezonową jest niższa niż w miejscach, do których promienie słoneczne dochodzą przez cały rok.

Mieszkańcy Tromsø okazali się prawdziwymi ekspertami od koseligu – tworzenia ciepłej atmosfery, która pozwala cieszyć się nocą polarną za oknem. A także długimi polarnymi dniami w ciągu lata. Większość osób do Tromsø przyjeżdża zimą w poszukiwaniu zorzy polarnej. Zaś wiosną i latem Tromsø zyskuje drugie oblicze, które postanawiam lepiej poznać. Niemal z dnia na dzień przemienia się w stolicę jasności. Króluje dzień polarny: 24 godz. światła. Aż do końca lipca z krainy mroku miasto zamienia się w krainę niezachodzącego słońca.

Szybko się przekonałam, że to miasto wielu naj. Z których mieszkańcy są bardzo dumni i o których nie pozwalają nikomu zapomnieć. Nawet największym sceptykom północy, którzy latem zamiast w saunie nad fiordem wolą się wylegiwać na tropikalnych plażach.

Co warto zobaczyć w Tromsø? 

Lato w Tromsø trwa krótko, ale intensywnie. Przychodzi nagle, żeby w sierpniu znów oddać się szybko wydłużającym się mrokom. Przyjeżdżam w szczycie sezonu, czyli w czerwcu. Między innymi dlatego, że właśnie wtedy odbywa się maraton Midnight Sun. Jedyny taki bieg na świecie. Zaczyna się o dziewiątej wieczorem, a kończy dobrze po północy. Nie przeszkadza to jednak biegaczom, bo cały czas towarzyszą im słońce i boskie widoki (szczególnie w trakcie przebiegania po moście nad fiordem łączącym dwie części miasta). Moja głowa w czasie biegu wariuje. Czuję się zmęczona (jest noc!), ale mocne słońce nie pozwala odpuścić (poza tym do mety jeszcze trochę).

O godz. 23, dokładnie kiedy nogi robią się ciężkie jak marmur, a motywacja opada, dostaję kopa w postaci tęczy mieniącej się tuż przede mną! Trudno się połapać, kiedy jest czas aktywności, a kiedy odpoczynku. Po przebiegnięciu mety owijam się kocem ratunkowym. Jest zimno, w końcu noc. Na ulicy sporo ludzi. Trochę biegaczy, sporo studentów i imprezowiczów. To która jest w końcu godzina? – biologiczny zegar zupełnie oszalał. W pełnym słońcu wracam do domu i o trzeciej nad ranem zasypiam. W czerwcu Tromsø żyje niemal 24 godz. na dobę. Knajpy są pełne, szczególnie w weekend. I to nie tylko dzięki temu, że jest dzień polarny i mieszkańcy pragną korzystać z pięknego słońca jak długo się da. Jest i drugi powód – to miasto uniwersyteckie.

Mieszkańcy wyspy Sommarøy na zachodzie gminy Tromsø chcą, aby została ona pierwszym miejscem na świecie, gdzie nie będzie obowiązywała żadna strefa czasowa. Według nich zegary powodują stres / fot. Getty Images

Uniwersytet w Tromsø jest najbardziej wysuniętą na północ uczelnią na świecie. Został założony w 1968 r. i otwarty przez króla Norwegii Olafa V. Specjalizuje się, co nie dziwi, w nauce rybołówstwa, klimatologii i biologii medycznej i ma jedno z najlepszych na świecie obserwatoriów zorzy polarnej. Plus bardzo rozwiniętą scenę klubową. W piątki i w soboty bary i kluby są pełne. Na ulicach centrum, szczególnie na głównej ulicy Storgata, tłumy. Jest głośno i nieprzewidywalnie Nie dziwi mnie więc informacja, że w Tromsø przypada najwięcej barów na osobę w Norwegii!

Zaliczam dwa kultowe miejsca. Na początek Verdensteatret (czyli „Kino świata”). To kawiarniobar, który znajduje się w najstarszym kinie (1915 r.) działającym w Norwegii! Oprócz projekcji filmów w weekendy oferuje parkiet taneczny do muzyki granej przez DJ-a. A w ciągu dnia można tu wypić naprawdę dobrą kawę. I Ølhallen. To najstarszy pub w mieście. Kiedyś miejsce spotkań rybaków i rolników z okolicy, dziś mekka młodych naukowców. W ofercie mają 72 różne norweskie piwa. Jednym z ulubionych piw mieszkańców jest Mack, które uznane było za najbardziej północne piwo świata. Przynajmniej do 2012 r., kiedy po ponad 130 latach w Tromsø jego właściciele zdecydowali się przenieść główną produkcję piwa do Balsfjordu i w ten sposób stracili ten tytuł, gdyż okazało się, że na Grenlandii jest browar wyżej położony.

O całe 50 m! Na etykietach Macka niezmiennie jednak pojawia się informacja o rekordzie. A mieszkańcy niechętnie przyznają się do utraty tego tytułu, a wręcz temu zaprzeczają. Zamiast tego wolą zamówić kolejny kufel i cieszyć się widokiem za oknem. Ci, którzy ciekawi są historii browaru Mack, mogą się umówić na wycieczki z przewodnikiem po byłych budynkach browaru i dowiedzieć się nie tylko o procesie powstawania piwa, ale też o tym, co było główną motywacją rodziny Macków do zbudowania piwnego imperium na kole podbiegunowym.

Tromsø latem

Wizyta w Tromsø latem nie byłaby kompletna bez zobaczenia tzw. midnight sun, czyli zjawiska, gdy tarcza słoneczna nie chowa się poniżej linii widnokręgu przez okres od 24 godz. (tak jak zimą po prostu trzeba tu zobaczyć zorzę polarną). Można je oglądać od 18 maja do 25 lipca. Słynne zjawisko postanawiam podziwiać z najlepszego miejsca, czyli z góry, na którą można się dostać kolejką Fjellheisen.

Wjeżdżam aż do Storsteinen („Wielkiej skały”). Jest tu kawiarnia i taras widokowy, z którego podziwiam niesamowity widok na miasto. Tromsø położone na wyspach, przedzielone fiordem wygląda z tej perspektywy nieziemsko. Robię jakąś setkę zdjęć pejzażu. I próbuję na aparacie uwiecznić niezachodzące słońce. Bezskutecznie. Bardzo ciężko na zdjęciu pokazać ten fenomen. Po prostu trzeba to przeżyć, poczuć, tego doświadczyć.

Odkładam więc aparat i gapię się na słońce, które niemal chowa się za horyzont, by za chwilę odbić się od niego i kontynuować swoją tułaczkę. Fiord i miasto w tym czasie mienią się różnymi odcieniami różowego i pomarańczowego. Ze stacji kolejki Storsteinen można zejść na dół po szlaku, co też czynię. A można też stąd wyruszyć na szczyt Tromsdalstinden (1238 m), który króluje nad miastem.

Szczyt Segla na wyspie Senja (180 km od Tromsø) uznawany jest za najpiękniejszą górę Norwegii. Na wyspie można zapolować na zorzę polarną. / Fot. Getty Images

Tromsø – miasto z drewna

Podziwiając Tromsø z góry, oprócz natury moją uwagę przykuwa jeden budynek. Stoi nad samą zatoką, biały, w kształcie trójkąta, wyróżnia się na tle innych budynków. To Arktyczna Katedra (Tromsøysund) zaprojektowana przez norweskiego architekta Jana Inge Hoviga. Dzięki temu, że stoi tuż nad wodą, widoczna jest niemal z każdego punktu miasta. Zbudowana z betonu przypomina śnieżną górę lub sopel lodu. Witraże, które nocą rozświetlają budynek, dają wrażenie, jakby rozpalała się od środka. Latem warto tu przyjść na koncerty, które zaczynają się o 22.30. W przewodniku po Tromsø wyczytuję jednak, że tak naprawdę Tromsøysund nie jest katedrą, a zwykłym kościołem.

Ta prawdziwa znajduje się po drugiej stronie mostu i słynie z tego, że jest najstarszą świątynią w kraju zbudowaną w całości z drewna (a przy okazji najbardziej wysuniętym na północ kościołem protestanckim na świecie). Z zewnątrz żółta, po wejściu zachwyca sklepieniem i zapachem. Drewniana architektura to zresztą duma miasta. W centrum jest największa koncentracja domów z tego budulca w Arktyce, a niektórzy twierdzą, że i w Norwegii. Najstarszy, który ciągle tu stoi, zbudowano w 1789 r., a najmłodszy ostatni drewniak – w 1904 r., kiedy zabroniono budowy drewnianych domów w centrum. I nie są to zwykłe chatki, lecz wyrafinowane wille w stylu empire: inspirowane starożytnym Rzymem i Grecją, z kolumnami i pięknymi białymi, rzeźbionymi drzwiami.

Tylko jak na otoczone lasami Tromsø przystało, wykonane nie z kamienia, a w całości z drewna. Swój tydzień w Tromsø kończę na Telegrafbukcie, dzikiej plaży idealnej na podziwianie widoków Arktyki, kontemplowanie tego, co się przeżyło, i piknikowanie. Nie decyduję się, jak niektórzy, zanurzyć w lodowatej wodzie. Szczerze mówiąc, jestem wykończona (choć bardzo szczęśliwa). Przez dzień polarny sen zszedł na drugi plan. Zamykam oczy i obiecuję sobie jeszcze tu wrócić. Za rok. Latem. Tylko zrobię jedno usprawnienie – tym razem na pewno zapakuję opaskę na oczy – żeby choć na chwilę zobaczyć ciemność!

Jak dojechać z Polski do Tromsø?

Do Tromsø dolatują samoloty skandynawskiej linii lotniczej SAS, a także tanich linii lotniczych Wizz Air (z Gdańska). Można też dojechać, najlepiej kamperem. Norwegia to jeden z najlepszych krajów do tego typu podróżowania w Europie, jest sporo kempingów. Przed podróżą poznaj 5 najczęściej popełnianych błędów podczas pierwszej podróży kamperem.

Tekst ukazał się na łamach magazynu „National Geographic Traveler Extra – 25 miast na weekend” (nr 01/2018).