Jak dojechać?

Lądem bądź lotem (droga morska z oczywistych względów odpada). My stawiamy na samolot – jest nie tylko szybciej i wygodniej, ale i taniej, oczywiście przy wcześniejszym planowaniu i odrobinie szczęścia. Bilety Swiss (połączenia z Warszawy do Zurychu i Genewy kilka razy dziennie; www.swiss.com) zaczynają się od 400 zł w obie strony. Ostatnio z Krakowa do Bazylei zaczął latać easyJet (bilet zwykle ok. 200–300 zł w jedną stronę, my znaleźliśmy ofertę za 130 zł; www.easyjet.com/pl).

Podróż samochodem opłaca się dopiero przy trzech, czterech osobach, i to przy starcie od Warszawy na zachód (najbliżej, więc i najtaniej mają mieszkańcy Dolnego Śląska). Do pokonania jest zwykle 1000–1400 km, co przez niemieckie autostrady (wciąż bezpłatne) daje około 10–13 godzin jazdy i koszt 500–600 zł w jedną stronę na auto. Uwaga na szwajcarskie radary! Przekroczenie prędkości nawet o 5 km/h może być dla portfela bardzo bolesne.

Gdzie nocować?

100 franków za pokój z widokiem na Alpy? Dla większości to zbyt dużo, choćby okno wychodziło na sam Matterhorn. A to właśnie od tej kwoty zaczynają się ceny w szwajcarskich hotelach. Ale spokojnie, są jeszcze inne możliwości. Choćby schroniska. W wydaniu szwajcarskim są na ogół przyjaznymi, nowoczesnymi, dizajnerskimi przybytkami. Sprawdzają się zwłaszcza przy wyjazdach rodzinnych czy przy większej grupie znajomych.
Sale liczą zwykle do sześciu miejsc, ale znajdą się też dwójki. Cena za łóżko od 20 franków; www.youthhostel.ch

Inne propozycje? Pensjonaty B&B, www.bnb.ch, także gospodarstwa agroturystyczne czy apartamenty do wynajęcia, chalet.myswitzerland.com. Nie mówiąc o kempingach, zwykle uroczo położonych nad wodą i – rzecz jasna – z widokiem na Alpy. Więcej na mojaszwajcaria.pl

Jak podróżować z dziećmi?

Rodzinnie wcale nie musi oznaczać w szwajcarskich warunkach drogo. Wręcz przeciwnie!
Po pierwsze postawcie na koleje i Swiss Passy (chodzi o bilet na nieograniczoną liczbę przejazdów w określonym czasie, patrz punkt 4.).  Jeżeli rodzice mają taki bilet, dzieci do 16. roku życia podróżują zupełnie za darmo.  Po drugie wybierzcie się do jednego z pensjonatów zrzeszonych w organizacji Swiss Family Hotels. Oprócz standardowych usług hotelarskich oferują one multum atrakcji dla dzieci (pokoje gier, przedszkola, baseny) w cenie hotelu. Dzięki temu dzieci mogą wybawić się do woli. I będą bardzo zadowolone. Co, jak wiadomo, jest bezcenne.

Jak się poruszać?

Najlepiej pociągiem. Jeżeli chcemy podróżować po całym kraju, opłaca się wykupić Swiss Pass, obejmujący przejazdy pociągami, autobusami i statkami: 2 klasa; 4 dni/272 franki, Swiss Flexi Pass (podróż w 4 dowolne dni w ciągu miesiąca) 315 franków. Gdy zdecydujemy się zostać w jednym regionie, alternatywą jest Swiss Card obejmująca dojazd z i na lotnisko oraz zniżkę 50 proc. na pozostałe przejazdy – 199 franków. Poza tym dostajemy 50 proc. zniżki na większość górskich kolejek; www.swisstravelsystem.pl.

W miastach przesiadamy się na rowery. W Zurychu czy Genewie wypożyczane są za darmo, wystarczy 20 franków depozytu; www.schweizrollt.ch. Chcecie przyspieszyć? Polecamy nowe szwajcarskie szaleństwo, czyli rowery elektryczne. Już za kilka franków dziennie.

Z kim rozmawiać?

Ze Szwajcarami! Połączenia telefoniczne do i z Polski wciąż w niektórych polskich sieciach są koszmarnie drogie, o czym przekonaliśmy się na własnej skórze (boli dopiero miesiąc po powrocie, przy płaceniu rachunku). Minuta tzw. rozmowy przychodzącej na komórkę może kosztować ponad 4 zł, zaś wychodzącej – 2 zł. A to w praktyce (jeden, dwa krótkie telefony dziennie) daje rachunek nawet o kilkaset złotych większy. Najlepiej więc uprzedzić znajomych, by kontaktowali się przez Skype’a, Vibera czy inny darmowy program służący do rozmów. Bo darmowe wi-fi jest prawie wszędzie

Jak się bawić?

Najtaniej, bo za darmo, jest pójść w góry, wykąpać się w jeziorze, poleżeć na alpejskiej łące. Niestety te aktywności na świeżym powietrzu, które wymagają wypożyczenia sprzętu, są zwykle dwu-, trzykrotnie droższe niż w Polsce. Co robić? Zapytać lokalną organizację turystyczną, czy może coś nam polecić. www.mojaszwajcaria.pl.
Jeśli decydujemy się na miasta, najłatwiej będzie nam zaoszczędzić na muzeach. Warunek? Mamy Swiss Pass, który otwiera nam drzwi do co drugiego z nich, czyli do blisko 500 w całej Szwajcarii (patrz punkt 4.). Na podobnej zasadzie w Zurychu działa Züri Card.

Gdzie jeść?

Codzienne stołowanie się w tutejszych restauracjach może grozić anoreksją portfela, ale zjedzenie raz na jakiś czas np. prawdziwego fondue to po prostu zdrowa dieta. Wypatrujcie menu dnia, czyli Tagesmenu lub Tagesteller, od 17 franków za obiad. Najtaniej jest oczywiście robić zakupy w supermarkecie (Coop i Migros, w tym ostatnim nie dostaniemy alkoholu), po czym przygotowywać posiłki samemu. W Coop można dostać gorące dania na wynos.

Co więcej?

Polecamy lokalne targi, a tam warzywa, wędliny, jaja, miód, wino, no i oczywiście sery. Wszystko prosto od szwajcarskiego chłopa. A! Nie musicie kupować wody mineralnej. Ta w kranach, a nawet w fontannach też jest zdatna do picia.