Kanion 16-kilometrowej długości wrzyna się w górski masyw na głębokość 150 metrów. Jego dnem sunie rwąca rzeka. Brzegi wąwozu miejscami zbliżają się do siebie na kilkanaście, a czasem wręcz na kilka metrów. Nawet w środku dnia część skalnego tunelu spowija więc półmrok. Płynąc kajakiem, ma się nieodparte wrażenie przemierzania w jakimś nieprawdopodobnym tempie nowych krain o skraj-nie zmiennym klimacie. Do tego dochodzi wszechobecna para wodna, której kłęby wirują złowrogo w największych przewężeniach wąwozu. Po ich pokonaniu wita nas przewspaniała tęcza, za nią zalew słonecznego światła, a w oddali znów mrok kolejnej cieśniny.

Nic dziwnego, że ten trudno dostępny region odkryto dla turystyki dość późno – dopiero w latach 70. XX wieku słowackiej Horskej Slużbie udało się przebić wzdłuż wąwozu przejście – obecnie szlak zielony, dosłownie „zawieszony” nad Hornadem, w wielu miejscach biegnący po mostkach (na zdjęciu), drabinkach, wbitych w ścianę stalowych stopniach czy trapach asekurowanych łańcuchami.
Słowacki Raj to wymarzone miejsce dla miłośników rozmaitych sportów. Kilka tras wbijających się w strumienie – dopływy Hornadu (np. Sokolą Dolinę) czy biegnącego dalej na południe Hnilca dostarcza okazji do wyczerpującej wspinaczki po drabinkach wzdłuż kaskadowych wodospadów, z których najwyższe sięgają 90 metrów. Na miłośników nieco mniej forsownych wycieczek czeka trasa z leżącego u wrót kanionu Cingova na Tomasovsky Vyhlad – fantastyczny punkt widokowy. Idealną bazą wypadową w góry Słowackiego Raju wydaje  się wzgórze Klastorisko (838 m n.p.m),  z rekonstruowanymi ruinami kartuskiego klasztoru z przełomu XIII i XIV  wieku, sporym schroniskiem i polem namiotowym.

W ostatnich latach przez Słowacki Raj wytyczono także kilka szlaków rowerowych. Mnie najbardziej zachwycił zjazd serpentynowatą drogą z Klastoriska do leżących u wlotu do kanionu Hornadu Hrabusic – przez całą drogę pedałować trzeba niewiele – znacznie częściej w użyciu znajdują się hamulce.  Na dole, na mostku przed Hrabusicami podziwiać można przewrotne piękno natury – oto rzeka, która zaledwie parę kilometrów dalej przeradza się w spieniony, dziki żywioł, tutaj wije się jeszcze leniwie niczym jakaś wiejska struga, którą niemalże  można by przeskoczyć.