W lutowym wydaniu Travelera polecamy Wam w Miejscu Miesiąca lodowiec Stubai (s. 26), ale Tyrol ma o wiele więcej do zaoferowania. Gdzie tak ci się podobało na nartach, w Venet? – dziwią się znajomi Austriacy. – To taki maleńki ośrodek. To prawda, Venet ma zaledwie 22 km tras, a ja w dodatku spędziłam dzień tylko na dwóch z tych kilku dostępnych. A jednak był to jeden z moich lepszych dni w górach, a jeżdżę sporo. Bo kameralne Venet było niemal puste i na tej swojej czerwonej „dwójce” mogłam pędzić bez obawy, że zmiotę kogoś ze stoku. Fantastyczne tereny dla dzieciaków są w pobliżu szczytu (kolejka wjeżdża na wysokość 2212 m n.p.m.) i po drugiej stronie góry. Stoi tam nowoczesny hotel z panoramiczną restauracją i  przedszkolem dla maluchów. Mogą bawić się w cieple, albo w śniegowym ogródku, pod opieką instruktorów uczyć jazdy na nartach. Rodzice w tym czasie mają chwilę na swoje przyjemności. A trasy przygotowane są perfekcyjnie, ubite ratrakami. Cieszyłam się każdym zjazdem i tak przez cały, długi dzień na okrągło. Odpoczywałam na krzesełku. Z góry obejrzałam dokładnie kawałek lasu, gdzie dało się zboczyć z trasy na kilka fajnych skrętów między drzewami. Venet ma jeszcze jedną zaletę, kiedy gondolą zjeżdża się do Zams miasteczka położonego w wąskiej, długiej dolinie, widok jest naprawdę obłędny. Pierwszy raz byłam w Venet w ubiegłym roku pod sam koniec marca, przy jednej z dróg posadzono same drzewka owocowe, z góry widać było bladoróżowy szlak. Ktoś powie: landszaft. Zgoda, ale piękny. Wracam do niego z przyjemnością, bo oczywiście pstryknęłam zdjęcie komórką.

Zams (archiwum prywatne)

Nie trafiłabym w te rejony, gdyby nie pomysł wybrania się na Ski Safari po  Tyrolu Zachodnim, czyli regionie TirolWest. Bazę wypadową miałam w Landeck, skąd do Zams jedzie się kilka minut, nieco tylko dłużej jest do Serfaus-Fiss-Ladis. Teren łączący trzy alpejskie miasteczka położony na wysokości od 1200 do 1400 metrów n.p.m., na płaskowyżu nad doliną rzeki Inn. Bardzo słoneczny i sporo większy od Venet, ma 67 wyciągów i aż 196 km tras. Są tu takie, na których można zmierzyć sobie prędkość przejazdu, są specjalnie przygotowane stoki z muldami. Można stracić oddech próbując zjechać bez zatrzymania ze szczytu Pezid z czarnymi trasami Pezid-Vertical i Pezid-Abfahrt. Ale to właśnie Serfaus-Fiss-Ladis nagradzany jest co roku jako najlepszy rodzinny ośrodek w Alpach. Niedaleko Serfaus znajduje się dziecięca wioska Kinderschneealm z igloo, lasem dinozaurów, śnieżną łąką z masą atrakcji. Kompleks  Family Park Serfaus ma tory do jazdy na pontonach i dla skuterów śnieżnych. W pobliskim Fiss jest za to funpark dla snowboardzistów, gdzie można ćwiczyć szalone ewolucje. Właściwie mogłabym tu spędzić cały tydzień i pewnie nie odkryłabym wszystkiego w regionie, gdyby nie jeszcze jeden punkt w moim planie safari - St. Anton am Arlberg.

archiwum prywatne

Leży u podnóża przełęczy Arlberg, pomiędzy Alpami Lechtalskimi i łańcuchem górskim Verwallgruppe. Za rekomendację wystarczy, że w 2001 roku odbyły się tu  Mistrzostwa Świata w narciarstwie alpejskim. O stokach można by wiele, tras jest w sumie aż 277 kilometrów (rozciągają się pomiędzy 1300, a 2800 m. n.p.m.), ale mnie zachwyciły też trasy w dolinie - te biegowe. W sąsiedztwie St. Anton jest ich aż 30 km.

 Hospiz Alm (fot. arlberghospiz.at)

O jednym muszę jeszcze wspomnieć. Takiego Kaiserschmarrn, czyli pokrojonego w nierówne kawałki puchatego naleśnika z owocami, karmelem i cukrem pudrem, jak na nasłonecznionym tarasie Hospiz Alm, tuż przy trasie narciarskiej, nie jadłam w życiu. Nie tylko ja jestem zdania, że to najlepsza restauracja w regionie Arlberg, tuż obok znajduje się pięciogwiazdkowy Hospiz Hotel. Ale bez żalu wróciłam do swojego przytulnego pokoju w Landeck. Mieszkanie tam ma niebagatelną zaletę, nie rujnuje kieszeni i wszędzie jest blisko, można podczas jednego wyjazdu zwiedzić parę ośrodków, sprawdziłam na własnej skórze, że Ski Safari ma sens!

Ski Safari (fot. austria.info)