Na Seszelach turyści najczęściej poruszają się parami. Bywają  to młode pary, wesołe pary staruszków i pary zwyczajne, zakochane. Tak jakby ten najpiękniejszy zakątek świata był dostępny tylko dla tych, którzy trzymają się za ręce, a zakazany dla samotników. Wyspy sprzyjają ziemskim, zmysłowym uciechom i miłości, a Seszele są po prostu do tego stworzone. Stwórca umieścił je na Oceanie Indyjskim. Niestety, daleko od Polski.

Seszele - all inclusive na plaży

Wakacje na Seszelach zaczynamy od… problemów z oddychaniem. Może problemy to za dużo powiedziane, ale powietrze jest tu rzeczywiście gęste niczym kisiel. Zatyka płuca. 
Szybko jednak przyzwyczajamy się i nawet zaczynamy lubić tę lepką, słodką, pachnącą tropikalnymi kwiatami mieszankę, w której tlen stanowi zaledwie promil, a reszta to woda. Po kilku dniach na Seszelach wydaje się nam, że pozbawieni jej stracimy życie, a po tygodniu myślimy już tylko o tym, co zrobić, żeby zostać tu na zawsze.

Zalana słońcem plaża na Seszelach, Biały piasek o konsystencji talku. Stopy obmywa nam aksamitna woda szmaragdowego oceanu. Jest nam dobrze. Wtedy pojawia się on - Paul . Rosły Kreol z burzą dredów. Czytając chyba w naszych myślach proponuje… małżeństwo. To nie jest żart. Paul wie, jak bardzo podoba nam się na Seszelach i poprzez małżeństwo pragnie umożliwić nam pozostanie na wyspach. Odmowa go zadziwia.

Seszele - wczasy dziś, dawniej… zsyłka

Same Seszele swoją egzotyczną nazwę zawdzięczają po prostu francuskiemu ministrowi finansów z dworu Ludwika XV, niejakiemu Jeanowi Moreau de Séchelles. Francuzi na zmianę z Anglikami władali tymi skrawkami lądu. Niepodległość spod panowania brytyjskiego wyspy odzyskały dopiero w 1976 r. Nic dziwnego, bo wolność jest ostatnią rzeczą, o której myśli się w takich okolicznościach przyrody.

Przez pewien czas Seszele były nawet popularnym miejscem zsyłek. Więziono tu króla Aszantów i jego liczny dwór, Wielkiego Muftego Palestyny i arcybiskupa Cypru, Makariosa. Ten ostatni, gdy już został prezydentem Cypru, z rozrzewnieniem wspominał czasy niewoli. Reputację idealnego miejsca na wakacje Seszele zawdzięczają jednak swojemu pierwszemu prezydentowi. Ten playboy i poeta w towarzystwie kilku urzędniczek o zniewalają- cej kreolskiej urodzie pielgrzymował on po najsłynniejszych i najdroższych kurortach świata, opowiadając o swoim kraju.

Wkrótce potem fortuny arabskich szejków i europejskich milionerów popłynęły na dalekie wyspy. Gwiazdy i biznesmeni stawali się tu obiektami pikantnych plotek, po tym gdy na plażach oddawali się rajskiej rozpuście. Kres wyuzdaniu położył kolejny prezydent, wspierany przez ekspertów z Tanzanii i Korei Północnej dokonał przewrotu i wprowadził socjalizm. Rozpasanych milionerów zastąpili sztywni agenci KGB i CIA. Dziś, po zimnej wojnie i wolnej miłości, nastał czas stabilizacji i legalizacji wolnych związków.

Ślub na Seszelach?

Śluby i miesiące miodowe to seszelska specjalność. Zwykle na ceremonię wybiera się tę magiczną część dnia przed zachodem słońca, kiedy promienie łagodnie muskają opalone ciała. Biała łódź przystrojona w pachnące kwiaty przybija do plaży, na której czeka uśmiechnięty urzędnik z obrączkami. Strzela szampan i młodzi zaraz znikają w kokonie luksusu pięciogwiazdkowego hotelu, zaszywają się w kreolskim kolorowym pensjonacie nad spokojną zatoczką albo płyną swoją weselną łodzią ku jednej z prywatnych wysp.

Jeszcze zanim zanurzą się w tropikalnej nocy poślubnej, wysączą z zimnych szklanek miejscowy biały likier o nazwie coco d’amour – kokos miłości – jakby specjalnie na tę okazję przygotowany. Jakiekolwiek będą losy nowożeńców, jednego możemy być pewni – nigdy ich już nie spotkamy na wyspach. Powód? Seszele tak są urządzone, że turyści nikną w mięsistym gąszczu zieleni, wtapiają się w cudowne zatoki i gubią gdzieś w archipelagu. Plaża, po której spacerują dwie pary, wydaje się zatłoczona. Dlatego tak łatwo tu ulec złudzeniu – to wszystko dla nas, dla ciebie i dla mnie, kochanie…

Co warto zobaczyć na Seszelach

Wysp jest 115, ale główne są trzy. Górzysta Mahé opleciona wąskimi dróżkami, które przez gęstą dżunglę biegną do najmniejszej stolicy świata, Victorii. Na drugiej co do wielkości wyspie Praslin, gdzie życie (choć wydaje się to już niemożliwe) toczy się jeszcze wolniej, droga jest tylko jedna. Na trzeciej – La Digue – dróg nie ma wcale. 

Turysta jadący wozem zaprzęgniętym w wołu patrząc na wyspiarzy, dochodzi do wniosku, że nie ma szczęśliwszych ludzi. Wystarczą sznurek i haczyk, by wyżywić rodzinę, szorty, żeby być ubranym, bo przy urodzie kreolskich ciał więcej nie trzeba. I kawałek blachy falistej na wypadek tropikalnej ulewy.Hojności przyrody towarzyszy jej wyjątkowe piękno, filmowa wprost uroda. 

Polański uczynił wyspy bazą swoich Piratów (zresztą morscy rozbójnicy byli pierwszymi mieszkańcami Seszeli), a bywali tu również Tarzan i Robinson Crusoe. Ten, kto pamięta zmysłową Emmanuelle, która z mężem spędzała czas na plaży La Digue i w kolonialnym domu krytym strzechą z liści palmowych (dziś zastępuje się je blachą falistą), ten wie, że wyspa potrafi rozbudzić wyobraźnię i tylko własne fantazje są tu granicą przygody.

Kiedy wchodzi się do Parku Narodowego Vallée de Mai na wyspie Praslin, w którym rosną okazałe palmy seszelskie, ma się nieodparte wrażenie powrotu do przeszłości, a raczej – do prehistorii. To jedyne miejsce na Seszelach, gdzie nie docierają promienie słoneczne. Zatrzymują je wielusetletnie palmy wznoszące swe zielone pióropusze 30 m nad ziemią. Pod nogami chrzęszczą opadłe ogromne liście. Powoli zaczynamy się czuć jak bohaterowie Parku Jurajskiego, a zwierzęciem, które mogłoby swobodnie zagrać w tym filmie, jest na pewno Esmeralda.

To najstarszy na Seszelach, prawdopodobnie 150-letni żółw olbrzymi. Wszyscy żeglarze, piraci, kupcy i kolonizatorzy odwiedzający kiedyś archipelag traktowali je jak żywe konserwy. Kolosy te żyją tylko tutaj – cieszą się wolnością albo mieszkają w zagrodach, jak nasze kaczki.

Seszele - wakacje w innym świecie

Słyszycie? – pyta z uśmiechem Louise, dziewczyna o urodzie Miss Uniwersum, która w zatopionym w zieleni domku przygotowuje aromatyczne rybne curry. Trudno nie oblać się rumieńcem, kiedy słyszy się te jęki, stękania i sapania dochodzące z mrocznej, wilgotnej dżungli. Żółwie wspinają się na siebie, ale gdy umiejętności akrobatyczne nie dorównują ich miłosnemu popędowi, grozi im śmiertelny upadek na grzbiet, z którego nie podniosą się o własnych siłach.

Kiedy dzieci odrobią lekcje, Louise zabiera je do najbliższej zatoczki. Pławi się w ciepłej wodzie, a dziewczynki uganiają się za żółtymi rybami. Tymczasem ojciec szczęśliwej rodziny wraca plażą z pracy. Boso, w szortach, z daleka macha do nich gazetą. Seszelski dziennik „Nation” ma tylko trzy działy. Rubryka „Prezydent” donosi, że głowa państwa otworzyła nowe centrum informacyjne dla turystów odwiedzających Vallée de Mai. „Sport” informuje o zakończeniu turnieju szachowego, a „Środowisko” – o powrocie do ojczyzny pięciu maluchów, czyli żółwików, które przemytnicy porwali do Niemiec. Niechybnie jest to gazeta z innego świata.

Seszele - Polska, bolesny powrót

Kto nie był na Seszelach, nie jest w stanie tego zrozumieć. Uczucie, którego doznajemy porzucając rajskie plaże i szykując się na powrót do rzeczywistości. Codziennej i czasem szarej. Po wakacjach na Seszelach to ta rzeczywistość wydaje nam się nierealna. Przez chwilę żyliśmy przecież w bajce.

Gdy samolot wzbija się w powietrze, po pokładzie niesie się jęk prawdziwej rozpaczy. Bo oto odrywając się od ziemi, straciliśmy raj pod stopami.