Słowenia nie jest dużym krajem, ale ze względu na ukształtowanie terenu można wyróżnić tu trzy odrębne strefy klimatyczne. Większość wschodniej części leży w strefie umiarkowanej, wybrzeże to klimat śródziemnomorski ze słoneczną pogodą i łagodnymi zimami, natomiast północny zachód - rejon Alp Julijskich - słynie z kapryśnej i nieprzewidywalnej aury.

 

Raj dla aktywnych

Alpy Julijskie są rajem ludzi aktywnych. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Wspinaczka, nurkowanie, trekking, rowery górskie, piesze wędrówki, skyrunning, paralotnia czy po prostu spacer urokliwymi dolinami w otoczeniu szczytów sięgających prawie 2 tys. m n.p.m. My wybieramy rower górski i rozpoczynamy objazd jeziora Bohinj. Mijamy kilka urokliwych wiosek z charakterystyczną słowiańską zabudową, przejeżdżamy przez mostki, mijamy łąki pełne polnych kwiatów, pniemy się raz w górę, raz w dół. Jezioro z krystalicznie czystą wodą towarzyszy nam w tle przez większą część wycieczki. Następnie wjeżdżamy do doliny i znajdujemy się w otoczeniu zaśnieżonych szczytów. Stąd już niedaleko do stacji narciarskiej Vogel, która zimą oferuje jedne z najtrudniejszych tras w całej Słowenii. Tu wsiadamy w wagonik i kolejką podjeżdżamy na sam szczyt (1540 m n.p.m.). Nasz rowerowy przewodnik - Greg z niedużej wypożyczalni Hike Bike, oferującej świetny sprzęt do MTB, sugeruje, żeby zostawić rowery na dole, gdyż zjazd z Vogel jest niemożliwy ze względu na trudność i niebezpieczeństwo. Tak też robimy, bo z Gregiem się nie dyskutuje. On zna tu każdy kamień, wzniesienie i dołek.

Widok ze szczytu jest imponujący. Panorama jeziora, dolina rzeki Sawy Bohinjki i masyw Triglav – najwyższy szczyt Słowenii (2864 m n.p.m.). Niestety wierzchołek pokryty jest chmurami,  choć nie umniejsza to urokowi tego miejsca.

 

Pokrzywa w czekoladzie

Drugą część dnia spędziliśmy na przyjemnościach dla podniebienia. Podczas warsztatów robienia ekologicznej czekolady skutecznie uzupełniliśmy kalorie po intensywnej rowerowej wycieczce. W czekoladzie zanurzaliśmy liście mięty, pokrzywy i kwiaty czarnego bzu. Prawdziwa uczta dla zmysłów.

Następnie w ekologicznym gospodarstwie czekała na nas deska pełna lokalnych serów i wędlin. Pani gospodyni przywitała nas schnappsem własnej produkcji. Wyczuwa się, że Słoweńcy pielęgnują miejscowe tradycje i są do nich mocno przywiązani.

To nieduży kraj, który liczy sobie niewiele więcej mieszkańców niż Warszawa. Wyrazem dumy z własnego państwa jest również fakt, że każdy Słoweniec choć raz w życiu powinien zdobyć Triglav, najwyższy szczyt tego górzystego kraju.

Iwona El Tanbouli-Jabłońska