Pete Casey jest dobrze znany naszym czytelnikom. Kilka lat temu Brytyjczyk postanowił spełnić marzenie z dzieciństwa i wyruszył w Andy. Łańcuch górski nie był jednak głównym celem wyjątkowej wyprawy do Ameryki Południowej. Casey wyruszył na trawers kontynentu od ujścia do źródła Amazonki. Co ważne, polegał wyłącznie na sile własnych mięśni.

Pete Casey już u źródeł Amazonki

Dojście do źródła największej rzeki świata zajęło mu dokładnie sześć lat, pięć miesięcy i dwanaście dni. Prawie trzy razy dłużej, niż pierwotnie zakładał. Jednak żadne utrudnienia po drodze nie odwiodły go od realizacji celu. W trakcie wyprawy borykał się między innymi z infekcjami i osłabieniem. Kilkukrotnie został też okradziony. Dodatkowym problemem była pandemia COVID-19. W Peru Brytyjczyka zastał lockdown.

W maju 2022 roku dotarł do źródła Amazonki, do ukrytego w peruwiańskich Andach jeziorka Ticlla Cocha. Wspiął się na wulkaniczny szczyt Nevado Mismi z lodowo-śnieżną pokrywą. Potomkowie Inków uważają, że to święta góra, z której spływają pierwsze krople dające początek największej rzece świata. W wędrówce po obszarze źródłowym Amazonki podróżnikowi towarzyszyli Piotr Chmieliński i Zbigniew Bzdak.

Piotr Chmieliński w rozmowie z Petem Casey'em

Piotr Chmieliński: Twoja długa wędrówka powoli dobiega końca. Pamiętam, gdy na początku podróży pisałeś, że planujesz w maksymalnie trzy lata dotrzeć do miejsca, w którym właśnie jesteśmy – jeziorka Ticlla Cocha, stałego źródła Amazonki (rzeka ma również źródło sezonowe, z którego woda w sposób nieprzerwany płynie tylko w porze deszczowej – przyp. autora). Nieoczekiwanie, trwało to ponad sześć lat. Chyba jeszcze nie wierzysz, że oto doszedłeś wreszcie do długo wyczekiwanego celu wyprawy. 

Pete Casey: To jest niezwykle emocjonująca chwila. Jestem bardzo, ale to bardzo podekscytowany. W pewien sposób czuję się zaszczycony, że udało mi się ten cel osiągnąć. Poświęciłem prawie wszystko, aby to zrobić. Cena i ryzyko były ogromne. Ale było warto. Nie żałuję tego czasu ani wysiłku. I nigdy nie straciłem nadziei, że mi się uda. 

Osiągnięcie celu musi być wielką satysfakcją. Co sprawia, że jesteś zadowolony i dumny? Osiągnięcie celu, bycie tak wytrwałym, czy może coś innego?

Myślę, że bycie wytrwałym i cierpliwym zaowocowało dłuższą niż oczekiwano wyprawą. Stała się ona bardziej wciągająca. Nagrodziła mnie wiedzą i doświadczeniem, których nigdy bym nie zdobył, gdybym się pospieszył lub się poddał. Okazuje się, że bardziej liczy się sama podróż niż cel.

Jakie wrażenie wywarło na Tobie jezioro Ticlla Cocha, nad którym siedzimy, a które jest źródłem Amazonki, celem Twojej wyprawy?

Jestem zaskoczony, jak krystalicznie czysta i zimna jest woda. I jak pięknie odbija się w niej Nevado Mismi. Wspaniale jest w końcu tu dotrzeć.

Gdzie zaczyna się Amazonka?

–  Zauważyłem jednak, że nad Ticlla Cocha coś Pete’a dręczy. Ze śmiechem opowiedział mi o zobowiązaniu, które wymógł na nim Dawid Andres podczas ich spotkania kilka miesięcy temu – opowiada Chmieliński.

Dla przypomnienia - Dawid Andres wraz z bratem przemierzył Amazonkę na rowerach. Obaj podróżnicy nie tylko wtargali na plecach swoje rowery na wysokość 5150 metrów na poziomem morza, by postawić je na brzegu TicllaCocha, ale i wykąpali się w tym lodowatym jeziorze.

Piotr Chmielisńki i Pete Casey nad jeziorem Ticlla Cocha. / fot. Zbigniew Bzdak

Pete Casey: Łatwo było obiecać, że ja także wykąpię się w Ticlla Cocha, gdy od jeziora dzieliło mnie kilkaset kilometrów, a wokół panował upał. Teraz się zastanawiam, jak to zrobić, żeby do tej lodowatej wody wejść i zawału nie dostać. 

W ostateczności kąpiel ograniczyła się do zanurzenia nóg. 

Nevado Mismi, 5597 metrów nad poziomem morza

Zdecydowałeś się również wspiąć na szczyt Nevado Mismi – historycznego i symbolicznego źródła Amazonki – aby zrealizować swój cel.

Wejście na szczyt Nevado Mismi i znalezienie się na linii kontynentalnego działu wód jest wyjątkowym przeżyciem. Bardzo chciałem zdobyć górę, gdzie wody topniejącego lodowca spływają do jeziora, przygotowując się do długiej, długiej podróży do Oceanu Atlantyckiego.To wielka satysfakcja, że dotarłem do geograficznego źródła potężnej Amazonki. Prawie czuję zapach Pacyfiku. Czuję już też, że jestem w drodze do domu, a wszystkie trudności są już za mną. Dzień zdobywania szczytu stał się jeszcze lepszy dzięki nieoczekiwanemu wsparciu i towarzystwu kilku innych osób, w tym twojemu! Poza tym jestem zadowolony, że mój organizm tak dobrze znosi pobyt na wysokości, na jakiej jeszcze nigdy nie byłem.

Od lewej Zbigniew Bzdak, Piotr Chmielinski i Pete Casey na szczycie Nevado Mismi, Peru. / Foto: Vlado Soto

Skała, na której usiadł Pete na szczycie Mismi ma dla niego wyjątkowo symboliczne znaczenie. Rozdziela kontynent pod kątem dwóch wielkich akwenów wodnych. A tym samym łączy dwa istotne punkty jego podróży. Z jednej strony widać rzeczkę Carhuasantę i Atlantyk, skąd przyszedł, z drugiej Kanion Colca i Pacyfik, dokąd jeszcze zmierza. 

– Sądząc po wyrazie twarzy, wejście na Nevado Mismi było dla Pete’a jeszcze bardziej emocjonujące niż dotarcie nad Ticlla Cocha. A przy tym może trochę nostalgiczne, refleksyjne, skłaniające do chwili zastanowienia, podsumowania. Coś się właśnie skończyło, ale i coś nowego się zaczyna. Poczuliśmy się ze Zbyszkiem Bzdakiem w pewien sposób wyróżnieni, że możemy uczestniczyć w tym przełomowym dla Pete’a momencie. Ponadto równie niezwykłym przeżyciem dla nas był powrót do miejsc i do Amazonki, na której spędziliśmy 6 miesięcy płynąc od źródła do Atlantyku na przełomie 1985/86 roku. Od tego źródła, przy którym właśnie się znajdowaliśmy – relacjonuje Chmieliński.

Co dalej? Książka, a może nawet film dokumentalny

Choć osiągnąłeś najważniejszy cel, Twoja podróż jeszcze się nie skończyła. 

Planuję teraz iść na wybrzeże Pacyfiku, do La Punta w pobliżu miejscowości Camana. Szacuję, że zajmie mi to około 3-4 tygodnie. To będzie zakończenie mojej misji.

Mam jeszcze kilka problemów logistycznych do załatwienia przed wyjazdem z Peru. W tym znalezienie pieniędzy na karę za przedłużenie pobytu i na lot do Wielkiej Brytanii. Więc chyba nie wrócę tak od razu do domu.

Myślisz już o tym, co będziesz robił po zakończeniu wyprawy?

Oczywiście, ale bez pieniędzy większość rzeczy, które chcę robić, nie będzie możliwa do zrealizowania. Muszę przede wszystkim załatwić sprawy związane z otrzymanymi darowiznami. Postaram się też zacząć składać książkę, a może nawet film dokumentalny, aby podzielić się swoimi doświadczeniami z innymi.

Mam też większe marzenia, na przykład o zbudowaniu eko-domku w lesie deszczowym. Mam nadzieję, że udowodniłem ludziom, którzy wątpili w powodzenie mojej misji, iż potrafię osiągnąć założony cel. Liczę, że otworzy to kilka nowych drzwi, nowe możliwości dla innych pomysłów, które już mam w głowie.

16 maja, 2022. Pete Casey na szczycie Nevado Mismi, Peru. / Foto: Piotr Chmieliński

Czy ta podróż zmieniła Twoje życie i Ciebie w jakiś istotny sposób?

Oczywiście, ogromnie wpłynęła na moje życie. Czuję się co prawda trochę nieswojo na myśl o powrocie do Wielkiej Brytanii z długami i nie mam domu. Konieczność rozpoczęcia wszystkiego od nowa w moim wieku będzie wyzwaniem, trochę przerażającym, ale i niezwykle intrygującym.

Poza tym ta podróż będzie już zawsze ze mną, aż do dnia, w którym umrę. Wszystko, co przeżyłem podczas wyprawy poszerzyło horyzonty mojego umysłu, sprawiło, że doceniłem proste rzeczy w życiu, rzeczy, które czasami uważamy za oczywiste, zwłaszcza na Zachodzie. Jestem również znacznie bardziej świadomy zmian klimatycznych i jako bardzo wszyscy jesteśmy globalnie połączeni z Amazonią. Jeśli wiemy, że jest ona istotną częścią ziemskiej maszyny, od której wszyscy jesteśmy zależni, to musi ona być chroniona i szanowana za wszelką cenę, zwłaszcza dla przyszłych pokoleń.

Zobacz ostatni wpis na blogu Pete’a: https://www.ascentoftheamazon.com/2022/05/the-source-of-the-amazon/