Aby być pięknym, smukłym i zdrowym, trzeba czasem wiele pieniędzy i wysiłku, ale można też po prostu korzystać z natury. A ona bardzo chce nam pomóc, lecząc nas samą temperaturą. Tyle że skrajną. Zarówno podgrzewanie ciała, jak i chłodzenie go mogą przynieść niebywałe efekty. A kto nie lubi zimnych przerębli albo ukropu karaibskiej plaży, temu z pomocą przychodzi technologia. Bo i zimno, i ciepło można przyjmować w gabinecie, nie tracąc nic z ich leczniczej mocy.

Jak ciepło działa na nasze ciało?

Zacznijmy od ciepła. I nie chodzi o wystawianie się na szkodliwe promieniowanie słoneczne, ale o podniesienie temperatury ciała za pomocą gabinetowych urządzeń emitujących fale radiowe. Jak ciepło działa na nasze ciało? Tłumaczy kosmetolożka Monika Fiedurek: „Fale radiowe podgrzewają tkanki skóry właściwej i tkanki podskórne do temperatury 45–55°C. Ścisłe dbanie o tę temperaturę i czas podczas zabiegu powoduje natychmiastowe rozszerzenie naczyń krwionośnych oraz zwiększony transport tlenu i metabolizm tkankowy. Efektem jest obkurczenie się włókien kolagenowych, które wraz z włóknami elastyny są tzw. rusztowaniem skóry i to od nich zależą jej elastyczność i jędrność. Właśnie o kolagen chodzi!

Jak wiemy, z wiekiem skóra traci jędrność właśnie dlatego, że zmniejsza się synteza kolagenu w fibroblastach. Widocznie zmienia się jej elastyczność, staje się ona wiotka, delikatniejsza w dotyku i pergaminowa. To jest moment na fale i podgrzewanie. Najczęściej wykorzystywane fale mają częstotliwość 3–6 MHz. „Wytworzone ciepło jest wynikiem tarcia między drgającymi cząsteczkami a środowiskiem tkankowym, które podgrzewamy – tłumaczy Monika Fiedurek.

– Podczas takiego procesu dochodzi do częściowego przerwania wiązań międzycząsteczkowych, a włókna kolagenu ulegają ściągnięciu i zagęszczeniu. Obkurczenie włókien kolagenowych zwiększa napięcie, co powoduje redukcję drobnych zmarszczek. A fibroblasty są gotowe do syntezy nowego kolagenu. Efekt przebudowy tkanki widzimy jeszcze przez kilka miesięcy po zabiegu – zapewnia kosmetolożka. Zabiegi z użyciem fal radiowych możemy wykonywać zarówno na twarzy, jak i na całym ciele, w zależności od potrzeb danej osoby. 

Jak organizm reaguje na zimno?

Co – poza frajdą i możliwością pokazywania zdjęć na Instagramie w sekcji #bohaterstwo – daje lodowata woda? Odpowiedź jest prosta: zdrowie! Zimno aktywuje układ współczulny, dzięki czemu ożywia i pobudza przepływ krwi, a nasze ciało i umysł stają się rześkie i gotowe do działania. Podobnie działają zimny prysznic, lodowaty przerębel – i krioterapia w gabinecie. – Zimno, wykorzystywane także w rehabilitacji, ma właściwości przeciwbólowe, przeciwzapalne oraz doskonale działa na tkanki stawów – przekonuje dr n. med. Małgorzata Jachacz-Łopata. A Monika Fiedurek dodaje: – Reakcje organizmu człowieka na zimno są sposobem na uniknięcie obniżenia temperatury wewnątrz ciała. Organizm ludzki, jako najdoskonalsza maszyna świata, zachowuje homeostazę cieplną, jest stałocieplny.

Jak to działa? Najpierw, pod wpływem zimna, następuje skurcz naczyń w tkankach. Zachodzą niedotlenienie i niedożywienie, co hamuje procesy metaboliczne. Zmniejsza się produkcja mediatorów bólowych. Wzrastają ciśnienie oraz częstotliwość pracy serca. Jeśli zimno działa na całe ciało, np. w trakcie morsowania albo w kriokomorze, organizm uruchamia mechanizmy produkcji ciepła, np. poprzez dreszcze lub gęsią skórkę. W drugiej fazie ekspozycji na zimno przekrwieniu ulega powierzchowny układ krążenia. Ciśnienie tętnicze i praca serca się normalizują. Pozostaje jednak wzmożona czynność gruczołów hormonalnych, np. kory nadnerczy.

Co daje morsowanie? 

Co leczymy zimnem? Pewnie niejeden z nas poznał krioterapię jako metodę łagodzenia rozmaitych urazów – to znany sposób rehabilitacji. Mróz zmniejsza też obrzęki będące skutkiem zastałej limfy. Chłód znieczula – każdy kiedyś przykładał do guza zimne rzeczy prosto z lodówki. Używane w salonach kosmetycznych zimne okłady zmniejszają powstałe w wyniku zabiegów obrzęki. A worki wokół oczu usuwa lodowaty okład, najlepiej w formie żelowej, schłodzonej wcześniej maski. Intensywniejsze chłodzenie (w kabinie krioterapii) zmniejsza przykurcze mięśni, usprawnia drenaż żylno-limfatyczny i krążenie – co poprawia libido i ogólne samopoczucie (wyrzut serotoniny i beta-endorfin).

Dlatego morsujący bohaterowie Instagramu są tacy uśmiechnięci. W kolejce do kabin krio stoją także panowie z zaburzeniami erekcji (bo zimno poprawia ukrwienie wszystkich narządów) oraz osoby chcące zrzucić kilka kilogramów, ponieważ chłód redukuje kalorie – warszawski DNA Clinics, gabinet oferujący krioterapię ogólnoustrojową, reklamuje swoje usługi, zapewniając, że jedna kilkuminutowa sesja w kabinie to minus 300 kalorii. Krioterapia przyspiesza metabolizm, a dodatkowo zmniejsza stres, obniżając poziom kortyzolu. 

– Różne części ciała odmiennie reagują na zimno. Im bogatsze unaczynienie powierzchownej struktury tkankowej, tym większa reaktywność. Znamy to z życia – najpierw marzną nam dłonie i stopy. Najmniejszą reaktywność wykazują okolice czołowe i ciemieniowe głowy – wyjaśnia Monika Fiedurek. Moda na morsowanie jest zjawiskiem pozytywnym, ale należy się do niego przygotować. – Nie zanurzajmy się od razu do poziomu klatki piersiowej. Organizm adaptuje się szybko, trzeba jednak dać mu szansę. Dbajmy o siebie i morsujmy rozsądnie – dodaje dr n. med. Małgorzata Jachacz-Łopata. 

Lepsze ciepło czy zimno? 

Eksperci uważają, że ciepło i zimno najlepiej stosować naprzemiennie. Istnieją też specjalne wskazania. – Podgrzewanie to idealny zabieg odmładzający, chłodzenie ma natomiast szerszy wachlarz zastosowań, a jego przyjemnym „efektem ubocznym” będą ujędrnienie i zagęszczenie struktury skóry” – tłumaczy kosmetolożka. Zarówno zabiegi ciepłem, jak i zimnem dają świetne efekty – wybór zależy od naszych potrzeb i oczekiwań. Stosowanie jednych zabiegów nie wyklucza drugich, wszystkie powinny natomiast być skonsultowane z kosmetologiem, lekarzem lub fizjoterapeutą oraz wykonywane regularnie i systematycznie.