Obchodzone co roku ciepłą śródziemnomorską jesienią (22–25 września) Święto Merce – Matki Boskiej Miłosiernej, patronki Barcelony, stało się od kilkunastu lat niezwykłą atrakcją przyciągającą turystów z całej Hiszpanii, Europy, obu Ameryk i – oczywiście – Japonii. W stolicy Katalonii koncertują wtedy najmodniejsze zespoły muzyczne i popularni piosenkarze hiszpańscy i zagraniczni – w zeszłym roku w święcie uczestniczyło 3000 artystów – występujący w scenerii przepięknej barcelońskiej architektury, na tle oszałamiającej feerii ogni sztucznych.
Mali chłopcy i dziewczynki z największym zachwytem podziwiają barcelońskich „gigantów”, czyli piramidy ludzkie tworzone przez wygimnastykowanych i umięśnionych atletów, które stały się narodowym sportem Katalończyków. Czasami mają nawet po... dziewięć „kondygnacji”.
Trzeba bardzo uważać na straszliwe demony z harpunami i trójzębami, które – zionąc z paszcz kolorowym ogniem – atakują przechodniów na ulicach śródmieścia. Grasują zwłaszcza tam, gdzie najwięcej zagranicznych turystów (w końcu m.in. dla takich wrażeń tu przyjechali) – na promenadzie La Ramblas, w okolicach katedry oraz na Placu Katalońskim.
Publiczność tańcząca na ulicach sardanę i wszechobecne żółte flagi w czerwono-pomarańczowe pasy to katalońska oprawa święta, które przybrało tak okazałą formę wraz z odzyskaniem przez Katalonię jej autonomii narodowej po śmierci generalissimusa Franco, dyktatora Hiszpanii.
Według tradycyjnego przekazu Matka Boska Miłosierna, Merce, jak nazywają familiarnie ją i jej święto Katalończycy, uratowała w 1687 roku miasto przed plagą szarańczy. Papież Pius IX w 200 lat później uczynił ją patronką diecezji barcelońskiej.
Jak na zakończenie każdej rewii – Finale Grande: specjalny, parogodzinny pokaz nazwany w programie „pirotechniczno-muzycznym”. To imponujący spektakl dźwięku i fajerwerków, który – zależnie od wrażliwości – goście kontemplują z podziwem, zachwytem lub osłupieniem. W każdym razie gwarancje mocnych przeżyć, silnych wrażeń i wyśmienitej zabawy zapewnione!