Wyczarterowana Sasanka czeka na nas w niewielkiej marinie Amax na południowym brzegu Jeziora Mikołajskiego. Do najtańszych z pewnością nie należy, ale jej niewątpliwą zaletą jest fakt, że roztacza się stąd urokliwy widok na Mikołajki, a w nocy znacznie tu ciszej i spokojniej niż w najsłynniejszym Żeglarskim Miasteczku będącym widownią licznych imprez żeglarskich i kulturalnych.

O tym, że Mikołajki to prawdziwe centrum mazurskiego świata, przekonuje choćby to, że w herbie miasta znajduje się Król Sielaw, czyli wielka ryba w koronie. Doświadczeni żeglarze wiedzą, że lepiej pokłonić się królowi, który pływa gdzieś pomiędzy mostami łączącymi oba brzegi. W sezonie letnim ruch jest tu olbrzymi, na szczęście tłumy turystów nie wiedzą, że smażona sielawa najlepiej smakuje w bodaj najstarszej na Mazurach Tawernie Pod Złamanym Pagajem.

Jedną z ciekawszych tutejszych atrakcji jest największy polski żaglowiec śródlądowy „Chopin”. Spotkać go można w sezonie nawigacyjnym (od połowy kwietnia do połowy listopada) na Jeziorze Mikołajskim, Bełdanach i Śniardwach. Można na nim popłynąć w rejs o każdej porze dnia i nocy, można zorganizować spotkanie biznesowe, a nawet przyjęcie ślubne.

 

Na północ

Aby dostać się drogą wodną z Mikołajek do Pisza, trzeba pokonać Śniardwy, które choć największe, jest jednocześnie bardzo płytkie. Liczne głazy ukryte tuż pod powierzchnią wody stwarzają spore zagrożenie dla żeglarzy. Inną cechą tego jeziora są wielkie fale powstające tu niemal w kilka minut.

Kładziemy patyk (maszt) i ruszamy pod mostami w stronę jeziora Tałty, które ciągnie się jakieś 35 km od Mikołajek w stronę Rynu – ongiś siedziby krzyżackich komturów. Nazwa miasta pochodzi od murowanej warowni zbudowanej w połowie XIV w., która przybywającym z głębi Niemiec Krzyżakom kojarzyła się z zamkami nadreńskimi. Warownię nazwano po niemiecku Renu, zaś Mazurzy przekształcili ją po swojemu na Ryn.

My nie żeglujemy do miasta, lecz skręcamy wcześniej – w stronę kanałów. W czasach drewnianych żaglówek zajmowało to nawet cały dzień. Teraz, kiedy niemal wszystkie jachty wyposażone są w silniki zaburtowe, wielu turystów pokonuje ten odcinek bez zatrzymywania się. Co tracą? Choćby mało zaludnione jezioro Tałtowisko. Łatwo też można w pośpiechu przegapić – a szkoda by było – żeglarską smażalnię na środku jeziora Szymon. Fishbarka to oryginalne miejsce na łodzi, wyłącznie dla wodniaków. Serwują tu miętusa i sandacza w rozsądnych cenach. Barka zawsze staje pod wiatr, więc podchodzimy „półwiatrem”. W razie problemów obsługa pomoże przy cumowaniu.

 

Pod wiatr

Po przebyciu Kanału Szymońskiego i jeziora Szymon przed nami rozciąga się niczym wąż jezioro Jagodne, wąskie, długie i głębokie. Jeśli powieje wzdłuż, a często tak się dzieje, to droga na Niegocin będzie mozolna, wypełniona częstymi halsami. Ale my lubimy taką zabawę. Przy okazji obserwujemy leniwych właścicieli wytwornych jachtów, którzy odpalają silniki i płyną pod wiatr z miotającymi się bezradnie żaglami.

Z Jagodnego trafiamy do Mariny pod Czarnym Łabędziem w Rydzewie. Restauracja urządzona jest z gustem, dania smaczne, ceny – niestety – dość wysokie. Ale jedzenie jest tego warte – szczególnie polędwiczka w sosie grzybowym. Tuż obok znajduje się Nautica Rydzewo, czyli największe centrum motorowodne w Polsce. Można wyczarterować wszystko, co pędzi i ryczy.