Max Cegielski pierwszy raz przyleciał do Indii w 1999 roku na prawie trzy miesiące. - Złapałem bakcyla, a nawet uzależniłem się i wróciłem, tym razem drogą lądową, przez Turcję, Iran i Pakistan jeszcze tego samego roku, w 2000, znów na długo - opowiada. Od tamtej pory wraca do Indii regularnie. W ostatnich latach, kiedy wraz z Jankiem Simonem, artystą wizualnym, pracowali nad wystawą „Sklep Polsko Indyjski/Prince Polonia”, pokazywaną w Warszawie, Bombaju i Szczecinie, bywał w Indiach regularnie, pracując, co - jak mówi - daje zupełnie inne spojrzenie na lokalny świat.

Max Cegielski w Indiach, archiwum prywatne

Jaki jest pierwszy obraz, który zapamiętałeś z podróży do Indii?

Pierwszy raz przyleciałem do New Delhi w nocy w 1999 roku. Poczułem oblepiające mnie, gęste, gorące i wilgotne powietrze. Smog w stolicy był mniejszy niż dziś, ciemność pachniała tropikiem, mieszanką nieznanych mi mocnych zapachów. Kiedy dojechałem na Pahargandż – bazar w centrum miasta, niedaleko stacji kolejowej, zagłębie tanich hoteli – miałem wrażenie, że otacza mnie chaos. Brakowało mi kątów prostych budynków, jasno wytyczonych ulic, pewności, dokąd i którędy zmierzam. W tym mętliku pod moimi nogami pojawiło się nagle beznogie dziecko, przemieszczające się na wózku, żebrak – przestraszyłem się. To był wyjazd nisko budżetowego travelersa-backpackersa, Indie można też zwiedzać luksusowo, zza szyb klimatyzowanych samochodów.

Indie zmieniły się przez ostatnie 20 lat?

Bardzo. Bieda jest mniej uderzająca albo ja się do niej przyzwyczaiłem. W centrum Delhi czy Bombaju nie ma już słoni tarasujących skrzyżowania ani świętych krów, wylegujących się na rogach ulic. Jest większy porządek, łatwiej jest się odnaleźć.

W ostatnich latach pierwsze wrażenie, to przede wszystkim potworne korki. Przypominam sobie przejazd wzdłuż wybrzeża Morza Arabskiego w Bombaju, o trzeciej w nocy były nadal korki, a miasto sprawiało wrażenie, że nigdy nie śpi. Kierowca taksówki mówił, że jego rodzinny dom jest „na przedmieściach”, czyli tak daleko, że bywa tam raz w tygodniu, nie opłaca mu się wracać.


Agra, Uttar Pradesh, fot. Getty Images

Jaki dźwięk kojarzy Ci się z tym miejscem?

W miastach: hałas, ciągły, nieustający jazgot klaksonów riksz motorowych, samochodów, nawoływań sprzedawców, krzyków przechodniów. Ale też kojące dźwięki modlitw – o świcie wezwania z meczetów na modlitwę, buddyjskie dzwony i trąby rozbrzmiewające w ciszy górskiej z klasztorów. W górach: cisza, w dżungli: nieustanny szum przyrody, owadów, zwierząt, świergotania ptaków, stałe, spokojne tło dźwiękowe. 

Jakie słowo Twoim zdaniem najlepiej opisuje Indie?

Tak jak w tytule mojej pierwszej książki – „Masala”, czyli mieszanka. To też odpowiednik stereotypowego „kraj kontrastów”. Programista komputerowy pracujący dla światowych korporacji, mieszkający w strzeżonym wieżowcu mówi mi, że na urlop jedzie w Himalaje, pomedytować i uprawiać jogę. Właściciel awangardowej galerii sztuki mieszka w wieżowcu z ochroną, ale na weekendy płynie drewnianą łódką do rybackiej wsi, gdzie ma domek kryty liśćmi palmowymi.

Czyli masala społeczna?

Ale też religijna, od tradycyjnego, kastowego hinduizmu, przez egalitarny buddyzm i islam, a także chrześcijańskie społeczności np. na Goa. Masala również dlatego, że na subkontynencie występują różne strefy klimatyczne, przyrodnicze. Można zacząć podróż od północy, od mroźnego, górzystego Ladakhu a skończyć na samym południowym końcu, gdzie zawsze jest ciepło. Mieszanka biedy – slumsy w Bombaju stały się terenem turystycznych wycieczek – po największe bogactwo. Hindusi mawiają, z dumą, ale też z melancholią, że „India – everything is possible”. To takie przysłowie, sformułowanie – wytrych, ponieważ jako turysta możesz spotkać sadhu, świętego męża, ascetę, który cię oszuka i żebraka, który uratuje ci życie, nie chcąc nic w zamian. Z największą, bezinteresowną gościnnością spotkałem się właśnie w Indiach, ale też z najgorszą przemocą, agresją i nienawiścią.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Max Cegielski w Indiach, archiwum prywatne

Co sprawiło, że poczułeś, że jesteś w innym miejscu na świecie, które rządzi się swoimi prawami?

Podział rasowy i kastowy.

Przychodzi ci do głowy konkretna sytuacja?

Kiedyś na archipelagu Andamanów, w stolicy wysp, Port Blair, chcieliśmy wynająć pokój razem z Hinduskim przyjacielem. Właściciel hotelu odmówił, mówiąc wprost, że „miejscowi” nie mogą mieszkać razem z „białymi”, że to nie wypada, nie uchodzi, jest niemożliwe. Podziały dotyczą także płci, w tradycyjnych, dobrych, szanujących się muzułmańskich rodzinach kobiety nie wyjdą z kuchni do salonu, kiedy jest w nim obcy, gość płci męskiej. Nawet moi najlepsi kumple, z którymi spędziłem wiele czasu, nie zaproszą ich do wspólnego posiłku, dania będzie przynosić syn lub córka, jeśli jest małą dziewczynką. Na delikatne pytanie, dlaczego tak się dzieje, odpowiedzą: bo taka jest tradycja i zwyczaj. „Wy macie swoje – my swoje, szanujemy nasze kobiety, dlatego ich nie zobaczysz”.

fot. Getty Images

Mówisz jeszcze o podziale klasowym.

Jest coś takiego jak klasowy podział funkcji. Zawsze chcę pomóc w noszeniu, sprzątaniu, pracowaniu. Ludzie patrzą na mnie dziwnie, zaskoczeni fanaberią „białego człowieka”. Pan, sahib, klient płaci i wymaga, krzyczy na pracowników, a nie pomaga.

A kwestia religii?

Za każdym razem jestem w Indiach pytany, przez wszystkich, jakiego jestem wyznania? Odpowiedź, że jestem ateistą nikogo nie zadowala, jest niezrozumiała. Mogę być buddystą pośród muzułmanów, wyznawcą islamskiego mistycyzmu - sufizmu pośród hinduistów, albo chrześcijaninem, ale dla zwykłych ludzi z niższych klas społecznych nie do pojęcia jest, że w nic nie wierzę. Religia określa człowieka.

Czy jest jakiś zwyczaj, który chętnie przeniósłbyś na polski grunt?

Życie rodzinne na dobre i na złe. Potrafi doprowadzić do przemocy, tragedii, ale dla mieszkańców Indii niezrozumiałe są nuklearne, współczesne rodziny na Zachodzie. Dlatego rozmowa zaczyna się od pytań o zdrowie rodziców, o sytuację braci i sióstr. Stąd też rozpieszczeni synowie, karmieni przez mamusie i aranżowane małżeństwa. Indywidualizm, który jest podstawą cywilizacji zachodniej, jest trudny do pojęcia w Indiach. Oczywiście, znów, zależy to od grupy społecznej, ale nawet najbardziej nowocześni biznesmani czy artyści okazują się w końcu zakorzenieni i zakotwiczeni w wielkiej sieci relacji rodzinnych i społecznych. Rodzina, kasta, grupa religijna jest światem, w którym ma się oparcie. Nam by się to też przydało. 

Max Cegielski w Indiach, archiwum prywatne

 

Zobacz wideo: