Kupowanie biletu


Wprawdzie linie lotnicze nie kuszą już pasażerów biletami za złotówkę, ale przy kasie nadal zdarzają się przykre zaskoczenia. Dotyczy to głównie tanich linii, które każą sobie płacić dodatkowo za: bagaż, wybór miejsca w samolocie lub płatność za bilet kartą kredytową, a nie gotówką. Na dodatek są to opłaty za lot w jedną stronę, czyli zwykle trzeba je pomnożyć przez dwa. Ale nawet niektórzy tradycyjni przewoźnicy, jak LOT i Lufthansa, do końcowej ceny biletu doliczają irytującą opłatę rezerwacyjną (to tak, jakby do ceny gazety w kiosku kioskarz dodawał złotówkę za to, że był łaskaw ją sprzedać).

Odprawa


Przy stanowisku odprawy może paść przykre słowo „nadbagaż”. Posiadacze zwykłych biletów turystycznych z reguły mają prawo przewieźć pakunki o wadze do 20 kg. Jest to tzw. bagaż rejestrowany. Przekroczenie limitu o kilogram czy dwa zwykle nie jest problemem. Gdybyśmy trafili na wyjątkowego służbistę, możemy wyjąć najcięższe rzeczy, np. przewodnik albo ładowarkę, i schować do kieszeni. Jeżeli podróżujemy w towarzystwie, odprawiajmy się z osobą, która ma lżejszy bagaż. Jeżeli i to nie pomoże, będziemy zmuszeni zapłacić przynajmniej 24 zł za każdy dodatkowy kilogram.

W czasie krótkich lotów można nie nadawać bagażu i podróżować jedynie z bagażem podręcznym (ale i tu obowiązują limity). Szybciej przejdziemy wtedy przez odprawę, tym bardziej że coraz więcej lotnisk (także Okęcie), linii tradycyjnych (np. Lufthansa) i tanich linii prowadzi odprawę automatyczną – „ludzka” obsługa została zastąpiona przez maszyny (stoją w holach lotnisk). Wkładamy do nich dowód osobisty (lub kartę frequent flier albo kredytową – ale spokojnie, chodzi tylko o identyfikację), podajemy nasz port docelowy lub kod rezerwacji, sami możemy wybrać miejsce, a na koniec maszyna drukuje naszą kartę pokładową. W niektórych urządzeniach możemy się odprawić także z bagażem rejestrowanym (czasami maszyna drukuje też przywieszkę na walizkę), ale wtedy i tak trzeba zanieść go do okienka odprawy. Korzyść jest taka, że zwykle nie ma przy nim kolejek, bo albo są to specjalnie wydzielone drop point, albo stoiska mniej obleganej klasy biznes. Nie znaczy to jednak, że unikniemy ewentualnej opłaty za nadbagaż – skracamy jedynie czas obsługi.

Niemiłym zaskoczeniem przy odprawie są opłaty lotniskowe czy podatki wyjazdowe, które nie są uwzględnione w cenie biletu. Zdarza się to szczególnie poza Europą. Taki haracz trzeba opłacić gotówką w lokalnej walucie. Na przykład w Montrealu swego czasu pobierano 15 dolarów kanadyjskich na remont lotniska, wylot z Dżakarty kosztuje 100 tys. rupii indonezyjskich (ok. 30 zł), ok. 800 rupii (także ok. 30 zł) trzeba zapłacić za wydostanie się z Nepalu. Agenci lotniczy i biura podróży powinny o takich opłatach poinformować przy zakupie przelotu lub wycieczki.

Bagaż podręczny


Na pokład możemy wnieść jedną sztukę bagażu podręcznego. Zwykle nie ma problemu z torbą fotograficzną lub laptopem. Ale nie w Anglii. Na Heathrow jedna sztuka jest traktowana dosłownie. Czasami wystarczy, gdy mocno zwiążemy oba pakunki, przynajmniej na czas odprawy.

Podobnie jak przy bagażu rejestrowanym, w liniach lotniczych obowiązują limity wagi i wymiaru bagażu podręcznego. Jedna z linii dość rozsądnie reklamuje się, że można wziąć tyle, ile się udźwignie, ale pod warunkiem że zdołamy zmieścić to w schowkach nad głową lub pod nogami.

Kilka razy zakwestionowano ciężar mojego bagażu podręcznego. Sposobem na biurokratów jest przełożenie (przynajmniej na czas odprawy) np. ciężkich obiektywów do kieszeni. Nie sprawdza się to jedynie przy lotach na krótkie dystanse małymi samolotami w Ameryce Północnej czy Południowej. Tam szacuje się także... wagę pasażera. (Jak ktoś waży tyle co ja, przestaje to być takie śmieszne. Kiedyś na Alasce musiałem zostawić cały bagaż i czekać na zmiłowanie w Anchorage).


W szczególnych przypadkach (wypełniony samolot) większe sztuki bagażu podręcznego, które przeszły już kontrolę, mogą zostać przejęte przez załogę tuż przed wejściem na pokład. Dotyczy to m.in. wózków dziecięcych, ale również większych walizek. Lecą wtedy w głównym luku bagażowym i nie mamy do nich dostępu w czasie lotu. Odbieramy je za pokwitowaniem po wyjściu z samolotu, często na płycie lotniska.

Punkt kontroli bezpieczeństwa


Po zamachach terrorystycznych w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii coraz bardziej wydłuża się lista zakazanych przedmiotów. Pasażerowie najczęściej zapominają, że znajdują się na niej także nożyczki do paznokci. Jeżeli nie zostały wcześniej schowane w bagażu rejestrowanym, trafią do kosza. To samo dotyczy płynów w pojemnikach o objętości powyżej 100 ml (również kosmetyków). Przez bramkę nie przeniesiemy więc np. wody mineralnej, lakieru do włosów, kremu do golenia ani alkoholu. Wszelkie napoje kupimy, oczywiście, po przejściu kontroli, ale trzeba pamiętać, że – przynajmniej oficjalnie – tych z procentami nie wolno otwierać dopóki nie wylądujemy na lotnisku docelowym.

Overbooking


Zdarza się, że linie sprzedadzą więcej biletów na lot, niż jest miejsc – jest to tzw. overbooking. Taka sytuacja może zdenerwować biznesmenów, ale jeśli jesteśmy na wakacjach, to tak, jakbyśmy trafili w totolotka. W najgorszym razie zostaniemy przesunięci do klasy biznesowej (gdzie czekają szampan i smakołyki). W najlepszym: zostaniemy dzień dłużej na koszt linii lotniczej, a dodatkowo otrzymamy od niej voucher, który może wystarczyć na kolejną podróż. Tak więc jeśli w hali odlotów usłyszymy komunikat o poszukiwaniu ochotników na późniejszy powrót – trzeba się wykazać refleksem, bo chętnych nigdy nie brakuje.

Na pokładzie


U tradycyjnych przewoźników posiłek i napoje (często także alkoholowe) są wliczone w cenę biletu. Na pokładzie tanich linii poczęstunek nie jest przewidziany – można go kupić w „podniebnym barku”, który do tanich nie należy. Puszka coli czy woda kosztują ok. 10 zł. Można wziąć ze sobą jedzenie i napoje kupione na lotnisku (większy wybór i nieco taniej), ale uwaga – na alkohol obsługa patrzy krzywo.

Spóźnienia


Zdarza się, że samolot nie odleci lub odleci z opóźnieniem. Czasem nawet kilkanaście minut ma znaczenie, jeśli lecimy gdzieś z przesiadką. Spóźnienie na samolot nie z naszej winy to problem przewoźnika. Musi on znaleźć jak najszybsze połączenie do miejsca naszego przeznaczenia. W skrajnych przypadkach, gdy jest to możliwe dopiero następnego dnia, musi nam zapewnić także hotel, transport i posiłek. Mamy też prawo do rozmowy telefonicznej, co rozwiązywane jest z reguły przez specjalne vouchery. Prawo do posiłków (kanapek) i napojów (bezalkoholowych) mamy również, gdy musimy czekać na samolot w ciągu dnia. Dotyczy to zarówno tradycyjnych przewoźników, jak i operatorów tanich linii oraz czarterów. W tym ostatnim przypadku, choć odpowiedzialna jest linia lotnicza, dobry touroperator powinien zapewnić dach nad głową i posiłek.

Przy planowaniu podróży tanimi liniami trzeba pamiętać, że obsługują one połączenia z reguły bez przesiadek. Tak więc nawet jeśli chcemy lecieć dalej z tym samym przewoźnikiem, to w razie spóźnienia na następny samolot nasz bilet przepada. A odprawa w takich przypadkach zwykle kończy się najpóźniej 40 min przed planowaną godziną odlotu. Na pocieszenie można dodać, że niektóre linie ustawiają przyloty swoich samolotów z kilkunastominutowym zapasem.

Przylot


Prawdopodobieństwo zagubienia bagażu jest wprost proporcjonalne do liczby przesiadek i odwrotnie proporcjonalne do czasu, jaki mamy na te przesiadki. Przeładunkiem zajmują się pracownicy portu lotniczego, ale odpowiedzialność za bagaż spoczywa na linii lotniczej, która nas dowiozła do końcowego portu. To ona rozpatruje reklamacje pasażerów. Składamy je w sali, w której odebralibyśmy walizkę, ale przed bramką wyjściową. Po przekroczeniu bramki celnej traci się bowiem wszelkie prawo do reklamacji.

Dobre linie lotnicze śledzą losy bagażu (korzystają z kodu kreskowego przyklejonego do walizki w czasie odprawy). W razie pomyłki ekspediują go na właściwe lotnisko, a następnie do hotelu lub miejsca zamieszkania. Jeśli pozbawiony bagażu pasażer musi przenocować, dostarczają mu pakiet „pierwszej pomocy kosmetycznej”, dzięki czemu nie musi z obłędem w oczach szukać kiosku ze szczoteczką i pastą do zę-bów. Pasażerowie businnes class mogą liczyć na zwrot kosztów zakupu koszuli oraz krawata, oczywiście nie od Armaniego. Niektórzy przewoźnicy od razu na lotnisku wypłacają rekompensatę w maksymalnej wysokości ok. 100 USD. Wszystkie odszkodowania dotyczą utraty bagażu za granicą.


Walizki podróżują w mniej komfortowych warunkach niż ich właściciele – czasami spadają na płytę lotniska z wysokości pierwszego piętra. W przypadku poważniejszych uszkodzeń należy zgłosić reklamację – koniecznie PRZED wyjściem poza bramkę. Linie rekompensują wartość zniszczonych walizek najczęściej przez wydanie nowych, całkiem niezłej klasy. Maksymalna odpowiedzialność linii za utracony bagaż to ok. 1 200 euro.

Utrata dokumentów


Lądem możemy przejechać do Polski nawet z Lizbony, nie będąc niepokojonymi przez służby graniczne. Lot bez papierów się nie uda – przy wejściu na pokład sprawdzana jest zgodność biletu z dokumentem. Gdy go nie mamy przy sobie, konieczna jest wizyta w polskiej placówce dyplomatycznej (ich pełna lista na www.msz.gov.pl). Oprócz fotografii paszportowych (3 sztuki) potrzebny jest inny dokument tożsamości (jeśli go mamy) lub osobiste poświadczenie tożsamości pechowca przez innego obywatela RP. Kserokopie paszportu (lub skany zamieszczone w sieci) przydadzą się, gdy podróżujemy samotnie – przyśpieszą naszą identyfikację. Opłata konsularna za wystawienie paszportu wynosi równowartość 39 euro.