Jest za to sporo czasu na spacer po historycznym centrum Turku, gdzie jemy kolację i spacerujemy nad rzeką. Następnego ranka mamy zaś szansę zwiedzić Oulu, największe miasto w północnej części Finlandii.

To świetne miejsce, do którego bardzo chciałabym jeszcze wrócić. Na krótki przystanek polecam spacer w centrum poprzecinanym idealnie prostopadłymi ulicami. Kupujemy kawę w kiosku i pijemy ją na drewnianych schodach nad wodą, między targiem (kauppatori) a wysepką z miejskim teatrem – zagryzając obowiązkowo bułeczkami z kardamonem. Potem ruszamy na wycieczkę po wyspie Pikisaari, której jedną połowę zajmują piękne, duże drewniane domy w bardzo nordyckim stylu (kto tego nie lubi?), a drugą coś pomiędzy lasem a parkiem.

Po drodze do Rovaniemi oglądamy piękne widoki z górnego poziomu w prawie pustym pociągu. Swoją drogą fińskie pociągi, poza tym, że są czyste i punktualne, mają najlepszy wynalazek, z jakim się spotkałam na kolei: małe, zamykane pomieszczenia do rozmawiania przez telefon. Ciszę i spokój traktuje się tam bardzo poważnie.

SKARBY PÓŁNOCY

Jesteśmy na miejscu. Na dobry początek czeka nas solidna wędrówka, bo domek, który wynajęłyśmy, znajduje się na wzgórzu Ounasvaara poza centrum miasta. Ale trud zostaje wynagrodzony: wygodna drewniana chatka w lesie z kominkiem i sauną szybko pozwala zapomnieć o zmęczeniu. To nasza baza wypadowa na kolejnych kilka dni. Taki luksus w sezonie kosztuje krocie, ale wczesną jesienią zapłaciłyśmy właściwej ułamek ceny. A to niejedyny argument za tym, żeby Laponię odwiedzić właśnie o tej porze roku.

Inny z nich to dziwnie znajomo brzmiąca w naszym języku ruskamatka, czyli podróż w naturę w celu podziwiania kolorowych jesiennych liści. Tak, Finowie mają na to oddzielne słowo. Nic dziwnego, bo widoki w tym czasie potrafią zapierać dech w piersiach, szczególnie w górzystym terenie.

 

Przeczytałeś fragment artykułu "Laponia. Dzikie lasy, renifery, zorza polarna i Święty Mikołaj". Całość znajdziesz w grudniowym numerze Travelera.