Mężczyzna w kadrze mówi szybko i zdecydowanie, oszczędnie gestykulując. Ze słuchaczami zgromadzonymi na sali wykładowej dzieli się doświadczeniem zdobytym na szlaku. Myśl goni myśl, nie pozostawiając czasu na refleksję, aż pada „to” zdanie: „Szlak, na który wyjdziesz, zaopiekuje się tobą, jeśli tylko znajdziesz w sobie odwagę, by na niego wyjść”.

Słowa trafają w sedno, bo wiem, jak mocno osadzone są w rzeczywistości. Film jest zapisem jednej z prelekcji prowadzonej w ramach konferencji TEDx – znajdziesz go na YouTubie, mówcę spotkasz na górskim szlaku.

Łukasz Supergan, bo o nim mowa, od kilkunastu lat przemierza górskie szlaki Europy i Azji. Samotnie, z lekkim plecakiem i otwartą głową: – Chodzę w góry, bo w samotnej wędrówce łatwiej o kontakt z samym sobą i swoimi myślami. Góry są próbą uchwycenia tego, co niematerialne.

Dlaczego pieszo? – Bo to najlepsza prędkość do poznawania świata, pozwalająca zawsze zatrzymać się tam, gdzie akurat coś nas zaciekawi, ktoś zainteresuje. W trakcie marszu życie upraszcza się do najbardziej fundamentalnych potrzeb: jedzenia, snu i marszu.

By poznać siebie

Jego nazwisko to w świecie gór uznana i pewna marka – Supergan ma za sobą liczący ponad 4 tys. km marsz z Warszawy do Santiago de Compostela w zachodniej Hiszpanii czy 1 tys. km przez Izraelski Szlak Narodowy. To jednak dwie inne trasy odcisnęły na nim największe piętno. – Najważniejsze wędrówki w moim życiu to liczący ponad 2200 km Łuk Karpat oraz przejście irańskiego Zagrosu. Podczas obu musiałem przekroczyć granice swojej wytrzymałości, obie wymagały też wytężenia wszystkich sił, także psychicznych. Z perspektywy czasu widzę, że te najcięższe i najbardziej wyczerpujące drogi zaowocowały najbardziej.

Przekraczanie własnych ograniczeń i poznanie siebie zdają się od zawsze stanowić jeden z powodów wyruszania na górski szlak. Nie inaczej jest w przypadku Rafała Bauera, który na swym koncie ma między innymi pierwsze polskie przejście Islandii z północy na południe: – Samotne wędrówki w dzikich terenach północnej Europy są dla mnie zawsze wyzwaniem. Wiem, że będę musiał się zmierzyć sam ze sobą, ze swoimi słabościami, myślami i obawami. Wiem również dzięki temu, jak smakuje osiąganie celu i radość ze skutecznego pokonywania niepowodzeń.

Samotna wędrówka jest dla mnie przede wszystkim sportowym i ekstremalnym przedsięwzięciem, kiedy walczę z czasem i wystawiam się na trudną próbę. To powoduje, że mam poczucie spełnienia i wykonania ważnego zadania. Bez wsparcia, bez pomocy, zdany tylko na siebie i na łaskawość dzikiej przyrody.

Rafał chodzi szybko, w zasadzie na czas. W maju wrócił ze Szkocji, gdzie w ciągu 11 dni i 5 godz. przeszedł liczący 330 km szlak Cape Wrath Trail. To jeden z najtrudniejszych szlaków w Europie, nieoznaczony, w dużej części pozbawiony tras, pełen ciężkich podejść, podmokłych terenów i rwących rzek. Co czuł u kresu drogi? Nadał krótką wiadomość: – Jest Cape Wrath. Jest rekord. Jest duma. Dziękuję wszystkim za kibicowanie. Idę jeść.

Nie pisał o zmęczeniu, choć to oczywiste. Na chłodno dodaje: – Oprócz tego, że Cape Wrath Trail ma dla mnie bardzo osobisty charakter, to przede wszystkim to jedna z takich tras, która wdziera się w życie człowieka i zostaje na zawsze. Z łatwością kradnie serce, przejmuje myśli, karmi nadzieją, ale jednocześnie wystawia na ciężką próbę i, jak trzeba, bez skrupułów zabiera wszystko, co stanowiło tę najdziwniejszą więź. To trasa, której piechurzy oddają się bez reszty albo porzucają po pierwszych podchodach. To trasa, którą się wspomina z rozrzewnieniem.

Gdy droga jest celem 

Wędrowanie jest jak narkotyk. – Chodzenie wciąga, staje się pewnym nałogiem, czymś, do czego się tęskni – mówi Łukasz Supergan. Dla Kamili Kielar, która od 10 lat przemierza szlaki dalekiej północy, marsz stał się sposobem na życie: – Dokładnie pamiętam, gdy podczas pierwszej trasy w Szkocji pomyślałam: „A co, jakby przejść coś naprawdę długiego? Tak, że nie będą to kolejne wakacje, tylko prawdziwe życie wędrowca?”.

Dalej było już z górki (choć tylko w przenośni): Laponia, Alaska i zimowa Kanada. Podczas trekkingu każdy krok zdaje się wyznaczać rytm wypełniany dziesiątkami myśli, a samo wędrowanie nieuchronnie prowadzi do medytacji. Kolejne dni przechodzą w tygodnie, a te w miesiące. Marsz hartuje ciało, a doświadczenia – ducha.

Dla wielu koniec jednej przygody jest jednocześnie początkiem kolejnej. Kamila Kielar: – Długodystansowe marsze są swoistą mantrą, trzeba się im całkiem poświęcić. Nie można tak przy okazji przejść 4,5 tys. km. Przede wszystkim jest to wyzwanie mentalne, szlaki robi się bowiem głową, nie nogami.

Kamila wie, co mówi – gdy piszę ten tekst, od czterech miesięcy przemierza kultowy amerykański szlak, liczący grubo ponad 4 tys. km Pacifc Crest Trail. Jest w połowie drogi i już boli ją myśl, że pewnego dnia dotrze do celu. Tylko gdzie jest cel?

Być w drodze 

Półki księgarń i bibliotek uginają się pod ciężarem podróżniczych i górskich książek – znam niemal wszystkie. Zbierając materiały do poradnika dla trekkerów, zrobiłem gruntowne rozeznanie. Jedna szczególnie przykuwa wzrok. Na okładce człowiek stoi ponad morzem chmur, za nimi słońce oświetla potężne góry. Do tego duży tytuł: Wielki Szlak Himalajski.

Autorzy – Joanna Lipowczan i Bartosz Malinowski – w ciągu 120 dni przeszli 1700 km (!) przez Himalaje Nepalu. Gdy rozmawiam z Malinowskim, ten z rozbrajającym uśmiechem przyznaje: – My po prostu lubimy być w drodze. Kochamy góry, szczególnie dobrze czujemy się w Himalajach. Wracamy w góry wysokie, bo to nasza pasja, interesujemy się kulturą, historią, etnografą regionów, przez które wędrujemy, sporo też uczymy się od ludzi spotkanych na drodze. Tak po prostu.

Życie na trekkingu nie należy do najłatwiejszych. Zmokniesz, zmarzniesz, wiatr powali cię z nóg, a głód nie pozwoli o sobie zapomnieć. Czy nie jest jednak tak, że to, co wymaga od nas więcej wysiłku i trudu, przynosi więcej satysfakcji? Musisz się tylko odważyć – szlak się tobą zaopiekuje. Bauer, Kielar, Malinowski, Supergan i Waligóra gwarantują ci to swoim doświadczeniem. Komu w drogę, temu trek!

By podróż trwała wiecznie

Trekking sprawia, że człowiek czuje, że naprawdę żyje. Dlatego warto zapisać te chwile nie tylko w pamięci, ale również na fotografii. Do tego niezbędny jest aparat z odpowiednim obiektywem. Podczas pieszych wędrówek perfekcyjnie sprawdza się Irix 11mm f/4 Firefly - unikatowy w swojej klasie obiektyw superszerokokątny zaprojektowany z myślą o fotografii krajobrazowej i architektury. Jego lekka i uszczelniona konstrukcja zapewnia nie tylko wygodę użytkowania, ale także chroni zaawansowany układ optyczny przed kurzem, pyłem i przypadkowymi zachlapaniami wodą. Posiada wbudowany uchwyt na szare filtry żelatynowe, dzięki czemu idealnie nada się do upamiętniania podróży, bez żadnych ustępstw w zakresie funkcjonalności i jakości optycznej.