Dzięki atrakcyjnemu i strategicznemu położeniu oraz burzliwej historii, w dużej mierze zdeterminowanej położeniem wyspy, jest tu tyle atrakcji, że zadowolony powinien być największy nawet malkontent. Ktoś, kto poszukuje odpoczynku, może udać się na wybrzeże, gdzie niedogodności kamienistych plaż rekompensuje przejrzysta woda i urozmaicona linia brzegowa. Bardziej wymagający zawsze  mogą skorzystać z bogatego zaplecza turystycznego (główna gałąź gospodarki Malty) – licznych przyhotelowych basenów oraz parku wodnego.
Malta ma też wiele cennych zabytków i śladów działalności człowieka nawet sprzed 7000 lat – czasów, gdy przybyli tu pierwsi osadnicy z Sycylii. Dość wspomnieć wspaniałe świątynie Tarxien i tajemnicze koleiny na wapiennych płaskowyżach z okresu neolitu, megality Hagar Qim i Mnajdra, zdobione spiralnymi motywami i wgłębieniami, pozostałości kaplic i katakumb z czasów rzymskich, wreszcie liczne budowle sakralne i obronne w średniowiecznej Mdinie i Rabacie, Trójmieście i stolicy Malty – Valletcie.
Znajdzie tu również coś dla siebie miłośnik kina – Malta była scenografią dla kilku filmów, m.in. „Gladiato-ra”, „U-571”, czy „Popeye”, na potrze- by którego Robert Altman zbudował całą wioskę Popeye Village, będącą obecnie atrakcją turystyczną.
Poruszanie się po wyspie o powierzchni mniejszej niż Warszawa jest proste, ponieważ wszędzie kursują charakterystyczne kolorowe autobusy pamiętające czasy brytyjskiej dominacji. Niech nikogo nie zwiedzie jednak ich staromodny wygląd. Na dość krętych drogach wijących się po lekko pofałdowanym wapiennym płaskowyżu wyspy, rozwijają bowiem – ku mojemu zaskoczeniu – przyzwoitą prędkość.
W krajobrazie widzianym z okna autobusu nie dojrzymy jednak rzek i jezior. Brak tu też źródeł podziemnych, a deszcz jest zjawiskiem nader rzadkim. Wodę używaną na wyspie pozyskuje się przez odsalanie wody morskiej, dlatego – choć można ją pić po przegotowaniu – jest niesmaczna, ma nieprzyjemny słonawy posmak, więc nawet do mycia zębów polecam mineralną z butelki.
Charakterystycznym elementem maltańskich pejzaży są za to wioski rybackie – największa z nich to Marsaxlokk – a w nich tradycyjne, niewielkie łodzie, luzzu, z wysoko zadartym dziobem.
Pomalowane w jaskrawe pasy, przeważnie koloru niebiesko-żółto-zielono-czerwonego, mają dekoracje umieszczone po obu stronach przedstawiające oczy staroegipskiego boga Ozyrysa. Ich moc odstrasza podobno złe duchy i chroni łodzie przed zatopieniem.
Choć po trzywiekowym panowaniu zakonu joannitów cała wyspa jest wręcz kojarzona z katolicyzmem, uleganie przesądom jest silnie zakorzenione w psychice Maltańczyków. Świadczyć może o tym choćby umieszczanie na dzwonnicach kościołów dwóch zegarów: jeden pokazuje właściwy czas, drugi, nastawiony błędnie, ma zmylić diabła.
Malta to pomieszanie katolickiej Europy z arabską Afryką – państwo na styku kontynentów i dwóch kultur, a może raczej – pomiędzy nimi. Przejawy wpływów arabskich widzimy już w języku maltańskim, którego brzmienie i melodia kojarzy się w dużej mierze z językiem arabskim.
Dla mnie Malta to jednak przede wszystkim oryginalna architektura, widoczna zwłaszcza w stolicy, której charakterystycznym elementem są zabudowane balkony starych domów o miodowej barwie ścian. Kolor ten jest wynikiem wietrzenia wapienia globigerynowego, z którego wzniesiono większość budynków na wyspie, zarówno współczesnych, jak i tych z dawnych epok. Zresztą kolorystyka wyspy, ciepła i bogata, uzmysławia mi, że lato jest tu dominującą porą roku.