Wywiad z Markiem Zawadzkim, wcielającym się w misia 

Aleksandra Karkowska: Marku, jesteś obecnie jedynym prawdziwym miśkiem zakopiańskim. Co to znaczy?  

Marek Zawadzki: Zakopiański misiek musi być prawdziwy jak przed wojną. Taka skóra musi być uszyta z owiec. Łeb drewniany, pazury i zęby rzeźbione z lipowego drzewa. Wszystko ładnie dopracowane, czyste i zadbane.  Misiek musi dobrze wyglądać, musi gadkę mieć i dziewczyny umieć odmłodzić (śmiech)

Skąd ten pomysł, by zostać miśkiem?  

Mówią, że do takiej roboty to trzeba się urodzić (śmiech). Fiakrowałem najpierw, woziłem panów w powozach. Potem wiele lat prowadziłem wyciąg narciarski. Kiedyś kolega mi mówi, że był misiek pod skocznią, ale umarł. I dodał: „Ty byś się na miśka nadawał, bo gadkę masz i miedzy panami robiłeś”. Pomyślałem, że faktycznie, przecież nie może być tak, żeby w Zakopanem miśka nie było. Kupiłem skórę, tą miśkową. Oddałem ją do pralni, takiej specjalnej, gdzie skóry farbują. To było takie stare i zużyte, że po czyszczeniu wszystko się rozleciało, zostały ino uszy (śmiech). Musiałem dać do odszycia, żeby uzupełnili to czego brakuje. On był bardzo potargany. Ale najważniejsze, że miałem wzór.  

I uszyłeś skórę „misiową”?  

Tak, dałem do kuśnierza do odszycia. Wtedy z dumą się to zakłada.  

Fot. Maciej Jabłoński

Tych skór masz kilka. Czy jedna nie wystarczy, żeby być miśkiem?

Taka skóra się zużywa. Kolejne skóry robiłem, bo mnie to cieszyło. Coś ulepszałem. Ten drugi misiek, na przykład, ten jest wyjątkowo ładny. Uszyłem go ze skór naszych góralskich owiec starej rasy cekla. Ma długi włos. Na taki kostium potrzeba dwanaście skór, bo żeby ładnie się futro układało. Dlatego to takie ciężkie jest, kostium z głową waży dwanaście kilo.  

Traktujesz te skóry wyjątkowo, mają imiona i oddzielny pokój.  

Tak, to są Dunaj, Dolina i Bartek. A ta czwarta, najnowsza, to Krywań. O skóry trzeba dbać. One teraz mają oddzielny pokój, tam każda w specjalnym pokrowcu siedzi. Ale ja im hotel szykuję! Na zewnątrz, w tym szałasie przed domem, tam będzie „misiarnia” na wiosnę.

Fot. Maciej Jabłoński

Masz skóry i co dalej?  

Zakładam skórę i jadę na Krupówki pozować do zdjęć. To jest pełen kostium, jak kombinezon. Jest ciężki i sztywny, więc nie jest łatwo to założyć. Ale mam już wprawę. Najgorzej tylko to buty założyć i zawiązać, bo w tym ubraniu nie mogę się zgiąć. Gośka (żona – przypisek autorki) mi wiąże. Głowę zakładam się oddzielnie.

A na Krupówkach „misiujesz” codziennie?  

Tak, codziennie tam idę. Jak kurzy (śnieży – przypisek autorki) tylko trochę, to też. Ale jak już mocno kurzy cały dzień albo jak deszcz pada, to nie idę. Gosia mnie wozi codziennie do centrum, bo w tym ubraniu ledwo do auta można wsiąść, a prowadzić nie da rady. Siedzę przy Oczku. Bez głowy. Bo to ciężkie jest i oddychać się nie da. Jak poproszą o zdjęcie, to głowę zakładam. Dużo ludzi mnie teraz poznaje, z tej książki, z wystawy, z podcastu. Ludzie przechodząc na Krupówkach często podchodzą i zagadują. Proszą o zdjęcie z misiową głową, a czasem bez głowy, bo chcą zdjęcie na pamiątkę ze mną.

Czy turyści się cieszą, jak miśka widzą, czy raczej odwracają wzrok?  

Ludzie się cieszą, że misiek ten prawdziwy w Zakopanem jest. Ci, co się znają. „Ten misiek to nawet głowy nie musi ubierać, tak super wygląda” – słyszę jak, tak mówią turyści. Przyjeżdżają z całej Polski. Czasem chcą żeby komuś życzenia składać, to muszę coś przyśpiewać po góralsku. Lubią to. Dziś na przykład była kobieta, która 46 lat temu miała zdjęcie z misiem. Przywiozła to stare zdjęcie i chciała mieć nowe w tej samej pozie. Ze Szczecina była. Czasem dzieci poniektóre się boją. Mówię wtedy rodzicom: „Nie na siłę, przyjedźcie za rok, jak podrośnie”.

Fot. Maciej Jabłoński

Marku, po co Ty to w ogóle robisz?

Bo to jest nasza góralska tradycja i chcę ją chronić. W Zakopanem znów tyle miśków jest, że szok. Miśków niech będzie dużo, jak dawniej bywało, tylko to nie takie miśki. Te są sztuczne. Najgorszy to ten dmuchany! Taki zakopiański misiek musi być prawdziwy, z owczych skór. Bycie miśkiem to nie jest prosta robota. Ciężka jest ta skóra i ślepy jestem, jak łeb ubiorę. Siedzę na Krupówkach i mam czasem dość, bo swoje lata mam, ale tak sobie myślę, że jakby mnie nie było, to nie byłyby te same Krupówki. Pamiętam, jeszcze za dziecka, że zawsze na Krupówkach prawdziwy misiek musiał być, bez niego to już nie te Krupówki, nie to Zakopane. To jest taka moja misja.  

Dziękuję Ci za rozmowę i życzę, aby ta góralska tradycja przetrwała.  

„Wie pani, ja też będę miśkiem, jak dorosnę” – krzyczy wnuczka Hela przysłuchująca się naszej rozmowie.

Fot. Maciej Jabłoński

O autorce 

Aleksandra Karkowska – współautorka międzypokoleniowych książek „Banany z cukru Pudru”, „Na Giewont się patrzy”, „Marsz, marsz BATORY”. Od 2015 roku prowadzi Oficynę Wydawniczą Oryginały. Działa społecznie na warszawskiej Sadybie. Kocha fotografie i podróże.

W 2021 roku, na 100-lecie białego misia w Zakopanem, z Barbarą Caillot zrealizowały projekt pt. „FOTO z misiem”. Ogłosiły apel w mediach społecznościowych, w radiu, prasie. Otrzymały ponad 1200 zdjęć z białym misiem. Powstała książka o tym samym tytule zawierająca wybrane fotografie oraz strona WWW, na której Aleksandra i Barbara umieściły wszystkie otrzymane fotografie. Panie nadal je zbierają, chcą stworzyć największy zbiór zdjęć z białym misiem.  

„FOTO z misiem”

Jeżeli mają Państwo w swoich albumach z nim zdjęcie, zapraszamy do wysyłania zgłoszenia za pośrednictwem formularza na stronie internetowej projektu fotozmisiem.oryginaly.com.pl