Posługiwać się wieloma obcymi językami bez konieczności ich uczenia się, rozmawiać swobodnie z mieszkańcami dowolnego kraju, czytać znaki egzotycznych alfabetów, które z niczym się nam nie kojarzą – słowem być obywatelem świata, przed którym stoi on otworem. Myślę, że to marzenie nie tylko dziennikarzy i podróżników, ale też wszystkich osób, które wyjeżdżają biznesowo lub dla których bariera językowa jest powodem powstrzymującym ich przed wyjazdem.    

Naprzeciw tym oczekiwaniom wyszli producenci translatorów - praktycznych urządzeń, które potrafią tłumaczyć z dziesiątków języków. Ja postanowiłam przetestować Vasco Translator V4 i sprawdzić, jak będzie sobie radził w terenie.

Jak się porozumiewać w podróży

Tak się składa, że często wybieram dość egzotyczne kierunki. Szczególnie lubię Japonię i kraje południowo wschodniej Azji: Tajlandię, Mjanmę czy Wietnam, gdzie wprawdzie można się porozumieć po angielsku, jednak nie wszędzie – im dalej od turystycznych atrakcji, tym trudniej. Mimo że generalnie nieźle sobie radzę w podróży, często nie byłam w stanie rozczytać nazw tamtejszych miejscowości, zrozumieć menu w restauracjach, wytłumaczyć kierowcy autobusu, gdzie chcę jechać lub aptekarzowi, co mi dolega, nie mówiąc już o swobodnej wymianie zdań.  

W takich właśnie sytuacjach sprawdza się translator, czyniąc nasze podróżowanie łatwiejszym i mniej stresującym. Samo urządzenie wyglądem przypomina smartfona. Jest kompaktowe i eleganckie, mieści się w kieszeni. Zostało wykonane z bardzo trwałych materiałów łatwych w czyszczeniu, ma też  wbudowaną latarkę, która przydaje się podczas nocnych wypraw. Warto też podkreślić, że po pełnym naładowaniu baterii wytrzymuje aż do 5 dni, co stanowi jeden z najlepszych wyników wśród takich urządzeń oferowanych na rynku.

translator vasco v4Translator V4 Vasco wytrzymuje 5 dni na jednym ładowaniu baterii. Fot. materiały prasowe

Jak działa Translator Vasco V4?

Najistotniejsze z mojego punktu widzenia jest to, że tłumacz jest dość intuicyjny w działaniu. Należę do tych osób, które nie przepadają za czytaniem instrukcji. Translator Vasco V4 zabieram w podróż do Singapuru. Mieszkańcy tego kraju poza angielskim posługują się też chińskim (mandaryńskim), malajskim i tamilskim. To języki główne, ale często spotykanymi są też filipiński, indonezyjski, tajski czy japoński.

Jak translator uratował mój obiad w Singapurze

Pierwszy test wykonuję w malajskiej restauracji w Kampong Glam, arabskiej dzielnicy Singapuru. Vasco Translator V4 posiada funkcję „tłumacz FOTO”. Robię więc zdjęcie menu w języku malajskim i wkrótce mam jego tłumaczenie. Jak zapewnia producent, dokładność urządzenia wynosi aż 96% i faktycznie nie mam zastrzeżeń. Już wiem, że jako wegetarianka zamówię bezmięsną wariację nasi lemak, dania z aromatycznego ryżu gotowanego w mleku kokosowym z liśćmi pandanu, orzeszkami ziemnymi i jajkiem.  

Ponieważ nie mam problemu z dostępem do internetu, mogę tłumacza używać wszędzie. Warto wiedzieć, że translator Vasco zawiera kartę SIM, która zapewnia darmowy i nielimitowany internet do tłumaczeń. Szybko nadarza się kolejna okazja. Singapurczycy uwielbiają zakupy i będąc tam, trudno nie ulec tej słabości. W wielkim chińskim centrum w Chinatown namawiam ekspedientkę na konwersację z użyciem tłumacza głosu. Zgadza się od razu. Jestem jej pierwszą klientką, więc wiąże ze mną duże nadzieje. Kobieta jest bardzo przesądna. Wierzy, że jeżeli coś u niej kupię, będzie to oznaczało dobrą wróżbę na resztę dnia.  

Mówię do translatora krótkimi zdaniami, aby jakość tłumaczenia była lepsza. Nastawiam go na język polski i mandaryński, którym się posługuje sprzedawczyni, i pytam, ile kosztują drewniane pałeczki do jedzenia. Tłumacz rozpoznaje moje słowa, wyświetla w dwóch wersjach językowych i wymawia w języku mandaryńskim. Szybko otrzymuję odpowiedź, że 4 singapurskie dolary, co jest ceną bardzo atrakcyjną, jednak postanawiam się targować. Proponuję 2 dolary, na co sprzedawczyni kręci nosem i wyjaśnia, że przy takiej cenie nic nie zarobi.

Na razie obie się rozumiemy, dobrze bawimy, a samo tłumaczenie jest błyskawiczne i praktycznie bezbłędne. I choć ostatecznie pałeczki kupuję za 3,5 singapurskiego dolara, to przy okazji dowiaduję się, że pani ma trójkę dzieci, jest Singapurką w drugim pokoleniu, a jej dziadkowie przyjechali tam ze środkowych Chin. Na pożegnanie życzy mi, żebym bogato wyszła za mąż, i przekonuje, że gdybym chciała mieć dużo pieniędzy, powinnam je nosić w czerwonym portfelu.  

SingapurNa ulicach Chinatown w Singapurze słuchać wiele różnych języków. Fot. Getty Images

Urządzenie tłumaczy z 76 języków

Muszę przyznać, że konwersacja przebiegła całkiem swobodnie, na ile oczywiście w takich warunkach było to możliwe, dlatego nabrałam ochoty na więcej. Tym bardziej, że Vasco Translator V4 potrafi prowadzić rozmowy w 76 językach, a szczególnie dobrze radzi sobie z azjatyckimi. Przetestowałam to w sklepie z chińską medycyną, gdzie wpisywałam poszczególne choroby i ich objawy, a właściciel uśmiechając się, przynosił mi kolejne tubki i buteleczki.

Pewnie poradziłabym sobie bez tego urządzenia, ale szczerze mówiąc, Vasco Translator V4 bardzo mi ułatwił życie i już wiem, że zabiorę go ze sobą na kolejną wyprawę do Gruzji. Sprawdzę, jak poradzi sobie z tamtejszym alfabetem, jednym z najbardziej unikalnych, ale też najtrudniejszych na świecie.