Aparaty systemu micro 4/3 są coraz częściej wybierane przez fotografów pracujących w trudnych warunkach. Olympus dedykuje modele OM-D E-M1 i OM-D E-M5 Mark II fotografom ambitnym nie bez powodu.

Te eleganckie i klasyczne w formie aparaty potrafią tyle, co profesjonalne lustrzanki cyfrowe. Dorównują im pod względem szybkości AF, możliwości robienia zdjęć seryjnych i szybkości działania. Natomiast zdecydowanie deklasują je pod względem wymiarów, komfortu przenoszenia, dyskrecji fotografowania i uniwersalności, również w zakresie filmowania.

 

Mocne strony

Dzieje się tak dzięki małej masie, niewielkim wymiarom, rozdzielczości elektronicznego wizjera i porównywalnie dobrego uchylnego ekranu.

Sercem aparatów OM-D jest matryca micro 4/3. Mniejsza niż w lustrzankach cyfrowych, ale znacznie większa niż w aparatach kompaktowych, stanowiąca udany kompromis pomiędzy jakością obrazu, a wymiarami przetwornika.  

Można było w ten sposób zminimalizować nie tylko rozmiary korpusu aparatu, ale również obiektywów.  Dzięki temu do Olympusa można stosować obiektywy małe i, co ważne, jasne. Takie obiektywy zajmują mało miejsca w ekwipunku, a jednocześnie nie ogranicza ich to do pracy w trudnych warunkach oświetlenia. Dodatkowo obiektyw do lustrzanki cyfrowej o tej samej ogniskowej i jasności potrafi być dwa razy większy i znacznie cięższy od obiektywu Olympusa.

Unikalną cechą aparatów Olympus jest pięcioosiowa stabilizacja matrycy fotograficznej. Działa ona bardzo dobrze, pozwalając na fotografowanie z ręki przy czasach otwarcia migawki do niedawna zarezerwowanych dla fotografujących przy użyciu statywu.

 

W Alpach sprawował się na szóstkę

W filmowaniu wspomniana stabilizacja sprawia, że efekt ruchu kamerą jest porównywalny ze steadycamem. Z aparatem można biegać, filmować z jednej ręki na bardzo długich ujęciach, a obraz zawsze pozbawiony będzie drgań czy pływania. To dlatego właśnie podczas aktywności w Alpach Olympusy były bardzo użyteczne.

Przeczytaj więcej o wyprawie Traveler Adventure Team >>>

Podczas śnieżnego trekkingu czy zjazdów na nartach, aparat z zestawem jasnych obiektywów w przedziale ogniskowych 24-300mm mieścił się w małym plecaku.

Tak wyposażony mogłem swobodnie uprawiać ulubione formy aktywności nie męcząc się przy tym wagą ekwipunku, za to zawsze mając do dyspozycji aparat gotowy sprostać wielu zadaniom fotograficznym, nawet przy szybko zapadającym w górach zmroku.

Tekst: Jacek Bonecki