Według Stefana Ala, nowojorskiego architekta i autora książki "Mall City: Hong Kong's Dreamworlds of Consumption", sprowadza się to do dwóch rzeczy: dużego zagęszczenia miejskiego i bardzo sprawnego transportu publicznego. "Kluczowym aspektem było tu tak naprawdę stworzenie MTR (Mass Transit Railway)  – urzędu tranzytowego, który, oprócz obsługi metra, kolei i autobusów, jest głównym graczem w rozwoju nieruchomości” – powiedział w jednym z wywiadów – "To właśnie sprawiło, że Hong Kong stał się miastem centrów handlowych."

Kolejnym ważnym aspektem jest to, że zakupy online w Hong Kongu nie są tak rozwinięte, jak w Europie i USA – owszem, istnieje taka możliwość, ale paczki i tak zazwyczaj dostarczane są do centrów handlowych, więc koniec końców, i tak trzeba udać się do galerii.

Co ciekawe, mimo spadającej na rzecz zakupów online popularności centrów handlowych w Stanach Zjednoczonych i Europie, rozwój tej gałęzi w Azji cały czas galopuje, a centra w Hong Kongu są najbardziej rozwiniętymi na kontynencie. Można tu nie tylko zrobić zakupy, ale i zjeść obiad, pójść do kina, odpocząć w ogrodach, czy skorzystać z kolejek górskich, basenów lub lodowisk. 

Tego rodzaju placówki są w Hong Kongu tak wszechobecne, że niekiedy trudno się zorientować, gdzie kończą się centra handlowe, a zaczyna przestrzeń publiczna. Typowy dojazd do pracy może prowadzić przez dwa, trzy lub nawet cztery centra handlowe, a wszystkie połączone są ze stacjami metra. Ba, nawet niektóre budynki mieszkalne łączy się tu z galeriami sklepowymi! W związku z tym, że 90% mieszkańców miasta korzysta z publicznych środków transportu, a stacje znajdują się wewnątrz centrów handlowych, władze miasta wymagają od właścicieli placówek, by były otwarte przez całą dobę.

Dlaczego Hong Kong pozwala na takie zagęszczenie galerii handlowych? Wszystko dlatego, że grunty w tym mieście zawsze były bardzo drogie ze względu na małą ilość dostępnej powierzchni i niską gospodarkę podatkową, która sprawia, że rząd zarabia najwięcej na wynajmie po wysokich cenach, dlatego też duże zagęszczenie stało się koniecznością. Im więcej sklepów, mieszkań i biur można ścisnąć na jednej działce, tym bardziej jest to opłacalne.

Jednym z przykładów jest otwarta w 2000 roku stacja metra Kowloon, która jest typowym miastem w mieście – zawiera centrum handlowe, wieżowce mieszkalne z 30 000 lokatorami, kilka hoteli i biura. Można tu więc pracować, robić zakupy, spać, grać w hokeja na lodzie lub iść do kina bez potrzeby opuszczania budynku.

Najnowsze centrum handlowe K11 Musea oferuje wręcz metafizyczne przeżycia, a zadbała o to grupa ponad 100 architektów i artystów, którzy zadbali o różnorodność form, kształtów i ornamentów, a także o umieszczenie w galerii handlowej dzieł sztuki. 

Galopujący rozwój galerii handlowych w Hong Kongu przez ponad 50 ostatnich lat (pierwsze centrum handlowe otworzono tam w 1966 roku) i system ich ścisłej integracji z węzłami transportu miejskiego spowodował, że mieszkańcy miasta przestali patrzeć na nie jako miejsca zakupów, a zaczęli traktować je jak sposób życia. Nie mnie oceniać, czy jest to zdrowy lifestyle –  ważne, że i lokalna ludność, i władze Hong Kongu są z tego faktu zadowoleni.