Plaża przy skale Afrodyty jest naprawdę piękna. Podobno to tutaj wynurzyła się z morskich fal bogini miłości. Ale w to miejsce trafia każdy obcokrajowiec, a ja nie chcę być masowym turystą. Więc owszem, zaliczam ten punkt, ale już chustki na tzw. drzewku miłości nie wiążę. Robią tak wszyscy, którzy nie mają szczęścia w miłości, oraz ci, którzy tępo słuchają instrukcji zawartych w przewodnikach. Ja nie należę do żadnej z tych kategorii. Poszukam więc innej kultowej plaży, mniej masowej. Dzięki rozległej linii brzegowej, ustronnym skalistym zatoczkom i piaszczystym kurortom – wybór jest przeogromny. Złośliwi mówią nawet, że Cypr to plaże plus coś jeszcze w środku. Ruszam na poszukiwanie, przewrotnie zaczynając nie od wybrzeża, ale właśnie od tego „środka”.

Wino wagi państwowej

– Zaczynałem od małego sklepiku, a dziś to wszystko jest moje – Aristos Fleuris z dumą pokazuje mi tradycyjną cypryjską tawernę. W niewielkiej wiosce Koilani w górach Troodos prowadzi ją z żoną od trzech lat. Na nasz stół wędruje hummus z ciecierzycy, oliwy, pietruszki i czosnku. To pierwsze danie mezedes, czyli potraw „na jeden kęs”. W sumie w czasie całej uczty takich dań wyląduje na stole około dwudziestu. Prawdziwa kulinarna Odyseja! Jej szlak poprowadzi przez kozi lub owczy ser haloumi, owoce morza, souvla, czyli pieczone na ruszcie kawałki mięsa, a kończy się na wykwintnych słodkościach. Ale o tym nie mam jeszcze pojęcia, z apetytem rzucam się więc na każdą potrawę. To błąd – w przypadku mezedes wszystkiego należy jedynie spróbować. Inaczej nie dam rady dotrzeć do kulinarnej Itaki, czyli deseru.

Aristos zna sekrety tradycyjnej kuchni od swoich rodziców. Urodził się w Koilani, kiedy we wsi nie było jeszcze telefonów, a samochody należały do rzadkości. Nie widział tu dla siebie perspektyw, jak większość rówieśników wyjechał do miasta. Wydawało mu się, że w pobliskim Limassol będzie mu się żyło łatwiej i dostatniej. – Astyfilia – wtrąca po grecku jego żona Maria. – Tego słowa nie da się przetłumaczyć na inne języki – wyjaśnia. Dosłownie oznacza „miłość do miasta”, ale na Cyprze określa się nim zjawisko masowych wyjazdów młodych ludzi ze wsi. Każdy region wyspy tego doświadczył, dlatego w takich miejscowościach jak ta mieszkają dziś głównie starsi. – Ale u nas nawet jak wyjeżdżasz ze wsi, to nie do końca – mówi Aristos. Cypryjczyk wraca bowiem do rodziców w każdy weekend, pomaga w uprawie winorośli, a w niedzielę idzie do cerkwi, tej samej, w której został ochrzczony. – W tygodniu w Koilani mieszka 250 osób, w weekendy – dwa razy więcej – tłumaczy, częstując świetnym domowym winem. Przy okazji, niby mimochodem, tłumaczy, że tutejsze winnice uchodzą za najlepsze w kraju. Pod koniec lat 80. rząd Cypru sprowadził w góry Troodos 13 najlepszych szczepów z Europy, specjalną ochroną objęto też 30 rodzimych gatunków. Biorę kieliszek do ust i widzę, smakuję efekt tej polityki.

– W ostatnich latach na nowo odkrywamy swoje korzenie – wyjaśnia Maria. Jej mąż po latach wrócił do rodzinnej wsi, dorobił się agroturystycznego gospodarstwa oraz szacunku sąsiadów. Ona do swojej miejscowości wrócić nie mogła. Urodziła się na północy, niedaleko Nikozji. Jej wieś, Trachoni, podobnie jak jedna trzecia terytorium wyspy, została latem 1974 r. zajęta przez armię turecką. 180 tys. cypryjskich Greków musiało z dnia na dzień opuścić swe domostwa. Rodzinne strony Marii należą dziś do Tureckiej Republiki Północnego Cypru, której nie uznaje żaden rząd na świecie z wyjątkiem Ankary.

Pół życia spędziła w Anglii, ale 10 lat temu przyjechała do ojczyzny na wakacje, zakochała się w Aristosie i została. – Bo Cypryjczyk prędzej czy później wraca do domu – tłumaczy.

Spacerując przez wioskę, co krok mijamy rozemocjonowanych mężczyzn pochłoniętych tavli. Grając w tę planszową grę, siedzą niemal na środku ulicy, gdzie ustawili mały stolik  i kilka krzesełek. Nikomu nie przeszkadzają, bo przecież samochód tędy i tak nie przejedzie.  Duża część uliczek  w górach Troodos jest wąziutka, bo jeszcze po wojnie jedynym dostępnym środkiem transportu były tu osiołki. Powiedzieć o tavli, że to zajęcie „tradycyjne”, to zdecydowanie za mało. Wszak pisał o niej już Sofokles, twierdząc, że wymyślono ją dla zabicia czasu podczas trwającego 10 lat oblężenia Troi. Wynalazek najwyraźniej się udał – zabawa skutecznie zabija Grekom czas do dziś.

Moda na sielskość

Tego sielskiego życia cypryjskim wieśniakom coraz częściej zazdroszczą mieszczuchy. Dlatego w ostatnich latach jak grzyby po deszczu powstają na wyspie gospodarstwa agroturystyczne. Zaczęło się od projektu Laona uruchomionego za rządowe i unijne pieniądze na początku lat 90. Projekt objął zachodnią część wyspy w okolicach Pafos. Jedną z pilotażowych wiosek była Pano Arodes, do której zabiera mnie Alexandros Nicolaou, z wykształcenia archeolog. Stare kamienne domki wieśniaków znalazły się pod specjalnym nadzorem rządu – muszą wyglądać jak te przed wiekami. Alexandrosa znają tu wszyscy – jego ojciec po skończonych studiach medycznych w Polsce był jedynym laryngologiem w okolicy. Nie wiem, czy z powodu pamięci o nieżyjącym już doktorze, czy z powodu legendarnej cypryjskiej gościnności od razu zapraszają nas do położonej w centrum miejscowości kafeneio – czyli kawiarni. Choć nigdzie nie ma napisu „wstęp tylko dla mężczyzn”, kobiety tu nie uświadczysz. – Patriarchat na wsi jest wciąż silny, choć właściwie już tylko w sferze publicznej. Bo w rodzinie de facto często rządzi kobieta – tłumaczy Alexandros.

Piaskowa kawa

W kawiarence porusza się jednak tylko męskie tematy. Nie, nie, żadnych świństw, raczej polityka, pieniądze i polowania (Cypryjczycy to zapaleni myśliwi). Na inne rozmowy nie pozwoliłby siedzący obok przy stoliku pop. To na Cyprze częsty widok – tu kawiarnia nie jest sferą profanum, lecz sacrum. Duchowny cieszy się szczególnymi względami, wszyscy się tu do niego garną, choć bynajmniej nie ze względów religijnych. Prawosławny ksiądz to bowiem sumienie i mózg wsi. I to z nim przy partyjce pilotty (gra w karty) ustala się najważniejsze sprawy lokalnej społeczności. Teraz też toczy się jakaś zażarta, głośna dyskusja. – Obcokrajowcy, którzy nie znają greckiego, często pytają, czy się kłócimy. Ale my, Cypryjczycy, taki mamy gorący, południowy temperament. Podniesiony głos nie jest u nas wynikiem agresji, lecz zaangażowania w rozmowę. Generalnie jesteśmy bardzo przyjaźni – wyjaśnia Alexandros.

Najwyraźniej ma rację, bo nasza obecność wywołuje eksplozję gościnności. Kawa na Cyprze podobno smakuje zupełnie inaczej niż w każdym innym kraju. Parzy się ją w metalowych rondelkach zanurzonych w rozgrzanym na ogniu piasku. Dzięki temu napar równomiernie ogrzewany jest ze wszystkich stron. Rzeczywiście, smakuje przednio, choć nie rozumiem, po co muszę do niej dolać odrobiny zimnej wody. Argument, że każdy Cypryjczyk tak robi, żeby w upalny dzień ostudzić nieco napój, do końca do mnie nie trafia.

Miłość i walka

Alexandros przekonuje, że jako Polak koniecznie muszę zobaczyć Park Archeologiczny w Pafos. Wpisane na listę UNESCO wykopaliska odkrył w 1964 r. prof. Kazimierz Michałowski, legenda polskiej archeologii. – Profesor przyjaźnił się z moim ojcem i pewnie ta znajomość sprawiła, że poszedłem na archeologię – chwali się Alexandros. I z dumą pokazuje świetnie zachowane mozaiki z II i III w. Przedstawiają zakrapiane winem uczty, polowania, konkurs piękności morskich nimf – najwyraźniej właścicielom czas mijał beztrosko. Mój przewodnik zatrzymuje się przy domu hellenistycznym, w którym pod koniec lat 80. jako student sam prowadził archeologiczne wykopaliska. Ostatniego dnia planowanych prac odkopano tam dzieło przedstawiające niespotykane gdzie indziej wyobrażenie Afrodyty. – To bogini miłości, zwykle pokazywana jako piękna, naga kobieta. Tymczasem nasza ma w ręku włócznię, jakby szykowała się do walki – uśmiecha się Alexandros.

Gad z morskiej fali

Ja jednak przypominam sobie, że przyjechałem tu w poszukiwaniu niezwykłych plaż. Na szczęście okolice to świetna baza wypadowa na półwysep Akamas – najdzikszy, oddalony od cywilizacji region kraju. Ale że to Cypr, okazuje się, że to zaledwie kilka chwil samochodem od Pafos. Trwająca tysiąclecia izolacja tego zakątka sprawiła, że rozwinęły się tu unikatowe gatunki zwierząt i roślin. Piaszczyste plaże koło Lary słyną z żółwi wodnych. Od końca maja do sierpnia zwierzęta te wychodzą na ląd, by głęboko w piasku złożyć swoje jaja. Młode nie przeżyłyby, gdyby przyjeżdżały tu tabuny turystów, toteż ekolodzy bronią tej dziczy przed rozbudową turystycznej infrastruktury. Na piasku bez trudu znajduję skorupki żółwich jaj przypominające pomarszczone pingpongowe piłeczki. Czy zobaczę też legendarnego żółwia? Wiem, że najbardziej wytrwali potrafi ą spędzić w tym celu na plaży niejedną księżycową noc. Może i ja spróbuję? Chyba mimo wszystko wolę zobaczyć wyłaniającego się z morskiej piany gada niż Afrodytę. W końcu tutejsza odmiana bogini miłości trzyma w dłoni ostry, niszczący miecz.

Kilka cennych rad:

  1. Od czerwca do września panują upały, od listopada do lutego lub marca – trwa zima. Reszta roku to stosunkowo krótkie wiosna i jesień. 
     
  2. Większość odwiedzających Cypr korzysta z oddalonego o 49 km od Nikozji lotniska w Larnace.  Linię obsługują PLL LOT.
  3. Wygodnym środkiem transportu jest wypożyczone auto. Choć na Cyprze obowiązuje ruch lewostronny, samochody z wypożyczalni mają czerwone tablice. To dla miejscowych znak, że kierowca może mieć kłopot z ruchem drogowym. Cypryjczycy są dla takich osób niezwykle wyrozumiali, a kultura na drodze należy do wzorcowych. 
     
  4. Do najgłębiej ukrytych w górach Troodos wiosek, klasztorów i miast na wybrzeżu dotrzemy autobusami.
     
  5. Sieć autostrad poprawiła swą jakość po wejściu kraju do Unii Europejskiej.
     
  6. Maksymalna dopuszczalna prędkość na autostradach to 100, minimalna – 65 km/h. Na pozostałych drogach maksymalna prędkość to 80 km/h, a w terenie zabudowanym – 50 km/h.
     
  7. Obowiązkowe jest zapinanie pasów bezpieczeństwa tylko z przodu auta. 
  8. Cypr jest jednym z najbezpieczniejszych krajów Europy. Ponieważ społeczeństwo jest niewielkie, a kraj jest wyspą, wykrywalność przestępstw jest bardzo wysoka, co powoduje, że prawie nikt nie dopuszcza się czynów zabronionych.  
     
  9. Do cerkwi nie należy wchodzić w krótkich spodenkach czy bluzkach na ramiączkach. W przeciwieństwie do prawosławia wschodnioeuropejskiego nie ma natomiast zwyczaju nakrywania głowy przez modlące się w świątyni kobiety.
     
  10. W wielu cerkwiach zakazują używania lamp błyskowych podczas fotografowania ikon i fresków.
     
  11. Miłośnicy jazdy na rowerze mogą korzystać z licznych szlaków rowerowych w okolicach półwyspu Akamas i na wzgórzach masywu Troodos. Rowery górskie można wypożyczać we wszystkich ośrodkach turystycznych wokół dużych hoteli.