Nakręcani dopaminowym głodem zapominamy, że prawdziwą strawą dla ducha nie są aplikacje, a niefiltrowane doświadczenia płynące z bezpośredniego kontaktu ze światem. Mityczne Bieszczady są tańszą alternatywą dla tych 6 propozycji wyjazdowych poniżej, ale tam przynajmniej nie potkniecie się o swoich znajomych.

Dzicz Rawah, Medicine Bow Mountain Range, Colorado, Stany Zjednoczone

fot. Getty Images

Skoro już wpuszczają nas do USA bez dodatkowych pytań, można poznać ten kraj od jego dzikiej strony. Jeżeli macie zacięcie do wędrówki, zarządzana przez amerykańską służbę parków narodowych USDA, Rawah WIlderness w stanie Colorado to doby cel. Owa ”dzicz” znajduje się na obszarze parku narodowego im. Roosvelta. Do dyspozycji mamy 78 tys. akrów gór, łąk i jezior pozostałych po lodowcach. Zero zasięgu, chyba że jedziemy z telefonem satelitarnym. Nie ma co liczyć na szybką pomoc, więc do takiej wyprawy trzeba się przygotować z głową. Natura jest równie piękna, co zabójcza. USDA doradza co warto zabrać, a czego nie wolno (np. zakazane są rowery, czy palenie ognisk powyżej wysokości 3,3 tys. metrów).

Dolina Halawa, Molokai, Hawaje, Stany Zjednoczone

fot.  RICHARD A. COOKE III, NATIONAL GEOGRAPHIC

Coś dla miłośników cieplejszego klimatu, ale bez szans na relację na Facebooku. Zasięg na odległej hawajskiej wyspie jest – jak określają to miejscowi – dziurawy. Lotów bezpośrednich na Molokai z kontynentalnego USA nie ma. Trzeba najpierw dotrzeć na Maui albo do Honolulu. Czy warto włożyć tyle wysiłku w odcięcie się od urządzeń mobilnych? Nie ma co się oszukiwać, przecież to tylko pretekst na przeżycie czegoś niezapomnianego. Nasz mózg to najlepsza karta pamięci, trzeba tylko o nią regularnie dbać. Naturalne piękno powstałe na bazie dawnych wulkanicznych erupcji podziwiać najlepiej wędrując doliną Halawa do niemal 80-metrowych wodospadów Moa’ula.

Klasztor Kopan, Katmandu, Nepal

fot.  THOMAS L. KELLY, AURORA PHOTOS

Poszukiwacze duchowego oświecenia mają do dyspozycji pokoje gościnne klasztoru Kopan w Nepalu. Tak zasięg w Nepalu jest, ale przestępując progi świętego dla buddystów miejsca, goście proszeni są o zostawienie na recepcji wszystkich telefonów i tabletów. W ostateczności zakazane jest korzystanie z nich w otwartych dla wszystkich pomieszczeniach. Dla ekstremalnie spragnionych cyfrowego łącza w klasztorze jest kawiarenka internetowa, ale bez wifi. W Kopan można wykupić zwykły pobyt jak w hotelu, albo zapisać się na wielodniowy kurs dla chcących poznać tajemnice buddyzmu.

Rezerwat Hornstrandir, Islandia

fot.  PAUL MAYALL, ALAMY

Północno-zachodni kraniec wyspy został otoczony specjalną opieką władz. Pragnąc zachować naturalne krajobrazy w niezmienionym stanie, rząd Islandii ustanowił tam rezerwat Hornstrandir. Wędrowcy chętni poznać ten dziki zakątek muszą wybrać się najpierw na wyprawę promem. Innego sposobu na dotarcie do parku nie ma. Potem pozostaje jedynie piesza wędrówka. W nagrodę za zmęczenie fizyczne naszą pamięć wypełnimy obrazami pustych brzegów oceanu, piętrzących się klifów i zielonych dolin. Jest szansa zrobić zdjęcie dzikiemu arktycznemu lisowi, ale zero nadziei na wysłanie jej od razu naszym znajomym. Zasięgu nasze telefony GSM nie znajdą.

 

Park narodowy Kakadu, Australia

fot.  UNIVERSAL IMAGES GROUP/GETTY IMAGES

UNESCO ma ten skarb przyrody na liście światowego dziedzictwa już cztery dekady. Nic dziwnego, bo Kakadu to nie tylko naturalne piękno olbrzymiego ekosystemu, ale i muzeum pradawnego malarstwa naskalnego. Jeżeli ktoś szuka ”prawdziwej Australii”, to jest spora szansa, że znajdzie ją właśnie podczas wycieczki w tamten rejon kraju. Nawet większa z lokalnym przewodnikiem. Któż inny niż Aborygeni znają lepiej to miejsce. Są w końcu u siebie. Jeżeli chodzi o zasięg sieci komórkowej, to jest mocno ograniczony. Naturalnie można szarpnąć się i wynająć pokoje gościnne z zasięgiem, ale większość podróżników stara się ograniczać do namiotu.

Falklandy

fot. FRANS LANTING, NATIONAL GEOGRAPHI

Zamieszkałe przez pingwiny wyspy na południowym Atlantyku stały się punktem krwawego sporu między Wielką Brytanią a Argentyną. Imperium ostatecznie utrzymało ten odległy od Europy skrawek ziemi, ale nie starała się o jego większe zaludnienie. Na stałe mieszka tam ok. 3 tys. osób. W efekcie archipelag przejęły dla siebie ptaki. Jest ich tam 200 gatunków. Samych pingwinów są setki tysięcy. Idealne miejsce na cyfrowy detoks dla osób zafascynowanych obserwowaniem skrzydlatych stworzeń. Na pewno nie przeszkodzą w tym sygnały przychodzących powiadomień. Jedyne elektroniczne urządzenie jakie warto zabrać na Falklandy, to aparat z porządnym teleobiektywem.

Jan Sochaczewski