W Budapeszcie jest jedna z najstarszych w Europie linii metra, jedna z największych w świecie Bazylika św. Stefana, jeden z największych gmachów parlamentów na świecie, druga, największa na wszystkich kontynentach synagoga. Można by również wymienić niezliczoną liczbę balkonów i logi na secesyjnych kamienicach, bary i restauracje. Dla mnie Budapeszt to jednak przede wszystkim stolica kąpielisk, term i odnowy biologicznej.

Pamiętam Budapeszt z dzieciństwa. Byłem tam lata temu, dwa, może trzy razy z rodzicami. Noclegi na campingach, jakiś drobny handel i termy. Może to dziwne, ale jak zacząłem wspominać, to doszedłem do tego, że tam niewiele się zmieniło. Taki trochę PRL. Piszę to z sentymentem. Panie w kasach i „łazienni” wyglądają tak, jakby pracowali tam od czasów, które pamiętam jeszcze z rodzinnych wypraw, czyli lat 80. Choć trzeba przyznać, że nastąpił krok ku nowoczesności: panie szatniarki już nie piszą kredą numerków na drzwiach przebieralni (tak było do niedawna) lecz mają elektroniczne czytniki. Wciąż jednak trudno się z nimi dogadać po angielsku, ale na migi zawsze się uda.

Termy w Budapeszcie to rzecz, której na taką skalę nie znajdziecie nigdzie indziej. Woda o różnych temperaturach, nie chlorowana, nie ozonowana, wprost ze źródeł termalnych, które są pozostałością po byłych wulkanach. Na terenie Budapesztu codziennie na powierzchnię ziemi pod wysokim ciśnieniem wydostaje się blisko 70 milionów litrów wody. Ma ona różny skład chemiczny (od siarkowego do radoczynnego) i właściwości lecznicze. Różna jest też temperatura wody – od 24 do 77 st.

Wiele kąpielisk mieści się w ogromnych stylowych gmachach. Np. uważane za najelegantsze w Budapeszcie kąpielisko Gellerta. Jest w pięknym, secesyjnym gmachu hotelu. Główny basen jest otoczony dwupiętrową kolumnadą i kryty szklanym dwukolorowym dachem. To kąpielisko jest najczęściej pokazywane w rozmaitych folderach i przewodnikach. Dużą atrakcją jest kąpiel w basenach ze sztucznymi falami, z których najstarszy działa od 1927r. Są też łaźnie parowe, pomieszczenia do kąpieli błotnych, tarasy do opalania.

Ja jednak wolę kąpielisko Széchenyi, reklamowane (zgodnie z prawdą) jako najpiękniejsze nie tylko w Budapeszcie, ale i na Węgrzech. Mieści się na obrzeżach Parku Miejskiego, dowozi do niego najstarsza w Europie linia metra. Széchenyi korzysta z najcieplejszych źródeł wypływających w stolicy.  Z basenów na otwartym powietrzu można więc korzystać nawet zimą. Jest to ulubione miejsce nie tylko dla turystów, ale przede wszystkim dla budapesztańczyków. Pełen relaks. Ludzie całymi godzinami moczą się w wodzie, czytają, grają w szachy, popijają piwo (mimo tablic z zakazami spożywania alkoholu).

Nie zauważyłem, by ktoś kogoś obserwował, pokpiwał z czyjegoś brzucha czy braku mięśni. Nie ma też paradowania po tarasach i prężenia ciała, w oczekiwaniu na podziw. Nic z tych rzeczy. Nie będę odkrywczy, polecając termy budapesztańskie. Jednak powtórzę za chórem innych: Budapeszt warto odwiedzić choćby tylko z powodu term.

A jeśli już wybierzecie się tutaj na weekend to polecam dawny Grand Hotel Royal, a dziś Corinthia Hotel. To miejsce z niezwykle ciekawą historią zaczynającą się w 1896 roku, kiedy to Węgrzy obchodzili jubileusz tysiąclecia państwa. W tamtym czasie Budapeszt rozbudowano, stał się nowoczesną metropolią – z linią metra, parkiem miejskim, szerokimi ulicami, reprezentacyjną Andrássy Avenue przyrównywaną do paryskich Pól Elizejskich, teatrem komediowym i Mostem Wolności.

W Grandzie spotykali się pisarze, dziennikarze, odbywały się wystawne bale, a bracia Lumière przyjechali tu na pierwszy poza Paryżem pokaz swojego filmu i zawojowali Budapeszt. Do tego stopnia, że hotelową salę balową zamieniono po kilku latach w kino, które pomieścić mogło tysiąc widzów. Do Grand Royal Hotel przyjeżdżali też goście spragnieni relaksu i odnowy w ciepłych wodach (do dziś działa tu basen kąpielowy z 1886 roku). Na początku lat 90. hotel zamknięto, bo nie było pieniędzy na renowację obiektu, a 15 lat temu otwarto na nowo. Dziś to znów jeden z najbardziej eleganckich hoteli w stolicy.

Wracając do kąpielisk, to warto zapoznać się z cennikami na stronach internetowych i w przewodnikach. Wiele miejsc oferuje różne zniżki. Są zniżki dla osób, które wyjdą przed upływem trzech godzin, taniej jest w tygodniu, drożej w weekend. Mimo że kąpiel działa niesłychanie relaksująco, trzeba uważać, by nie przesadzić. Dotyczy to szczególnie osób z chorobami układu krążenia. Na skutek przesadnie długiego moczenia w źródlanej wodzie, w najlepszym przypadku może wystąpić u nich stany rozdrażnienia. W przewodnikach piszą, że to przemija…

Tekst i zdjęcia: Michał Cessanis