Kiedyś brazylijscy niewolnicy śnili o wolności. Ich potomkowie marzą o wyrwaniu się z faweli, o piłkarskiej karierze i wielkich pieniądzach. My w Polsce najbliżej byliśmy Brazylii, lejąc łzy nad ckliwą historią o niewolnicy Isaurze...

Wiele miast ma swoje dzielnice nędzy, ale tylko te w Rio zyskały własną, powszechnie znaną nazwę. Bo były największe i wyrastały tuż nad ociekającymi luksusem enklawami bogactwa. Nikt nie mógł ich nie zauważyć. I nikt nie odważał się przekraczać ich granic. Wisiały nad jednym z najpiękniej położonych miast świata, strasząc i fascynując jednocześnie.

Wraz z karnawałem, sambą i piłką, fawele stały się wizytówką Brazylii. Najbardziej wstydliwą, którą przed zbliżającym się mundialem i igrzyskami olimpijskimi w 2016 r. władze próbują upiększyć, zlikwidować, a w ostateczności zasłonić. Czy to jednak możliwe? Pesymiści, wśród nich wybitny piłkarz Romário, który po zakończeniu kariery został posłem, odpowiadają, że nie. Porównują fawele do rakowatej narośli, która wycięta odrasta w tym samym albo innym miejscu. Dziś w 12-milionowym Rio jest ich co najmniej sześćset. A zaczęło się nieco ponad sto lat temu od niewielkiego osiedla dla weteranów wojennych.

Więcej przeczytacie w aktualnym wydaniu Focus Historia: