Przyznaję, że obawiałem się kolejnej wyprawy na Azory. Pierwszy raz, kiedy byłem na tym portugalskim archipelagu dziewięciu wysp na Oceanie Atlantyckim i poznawałem główną z nich – São Miguel, nie mogłem się nadziwić temu, co potrafi uczynić matka natura. Także potem, gdy zdobywałem najwyższy szczyt Portugalii – górę Pico na wyspie Pico. I na koniec, kiedy popijałem gin z marakują na najbardziej kosmopolitycznej wyspie, jaką jest Faial.

Zachwyciłem się nimi i obawiałem się rozczarowania przy kolejnej wizycie. Tymczasem już na pierwszej wyspie, jaką odwiedziłem tym razem – Terceirze, a potem na kolejnych – dziewiczej Flores i maciupkiej Corvo – zachwyt zaczął zmieniać się w coraz silniejsze uczucie. 

Wyprawa na Azory – Terceira 

Stoję na krawędzi gigantycznej Kaldery Pięciu Szczytów (Caldeira dos Cinco Picos) we wschodniej części Terceiry. Ma średnicę aż 7 km i jest największą ze wszystkich w całym archipelagu. Wygląda jak ogromna zielona pikowana kołdra albo patchworkowa narzuta w niezliczonych odcieniach zielonego, którą ktoś okrył spory kawał wyspy. Oglądam ją z drewnianej platformy w punkcie widokowym Serra do Cume (542 m n.p.m.). 

W tej wielkiej dolinie niemal do samego oceanu ciągną się pola uprawne i łąki – poprzecinane kamiennymi murkami i obsadzone różnokolorowymi hortensjami – na których pasą się krowy. To chyba najlepsze miejsce do tego, by tuż po wylądowaniu na wyspie wpaść we wspomniany już zachwyt.

Terceira nie tylko w tym miejscu jest taka zielona. Przekonałem się o tym, przemierzając ją samochodem. Zostawiając daleko za sobą główne miasto Angra do Heroismo z przepięknymi barokowymi kościołami, kolorowymi domami i pałacami. A także z widokiem na Monte Brasil, powulkaniczne wzgórze, na którym stoi twierdza São João Baptista z końca XVI w., jedna z największych fortec na świecie. Na szczyt wiedzie jeden z oficjalnych szlaków trekkingowych PRC04 TER, którego pokonanie zajęło mi ok. 3 godz. Miałem stąd widok na zatokę Angrę i kolorowe miasto.

Algar do Carvão – wulkan od środka 

Choć wyspa jest trzecią największą w archipelagu – ma 400 km kw. powierzchni (została też odkryta jako trzecia, stąd jej nazwa Terceira), do wielu ciekawych miejsc można się dostać maksymalnie w ciągu pół godziny. Pojechałem do kolejnego cudu natury, zarazem największej atrakcji, jaką jest leżący w centralnej części wyspy wulkan Algar do Carvão, który można zobaczyć… od środka!

Prowadzi do niego kręta droga, raz szersza, raz węższa, asfaltowa, a niekiedy wybrukowana, z wysokimi drzewami, mnóstwem hortensji i wieloma punktami widokowymi zwanymi miradouro. Koniecznie się w nich zatrzymujcie i podziwiajcie wszystko dookoła. Na różnych azorskich wyspach hortensje przyjmują różne kolory, te na Terceirze są dla mnie pudrowe – lub jak wolicie bladoróżowe. Ale mniejsza o kolor. Zachwycająca jest także ich ilość i to, że rosną wzdłuż wielu dróg, dzięki czemu trasy są bardzo malownicze.

Jaskinia powstała w wulkanie jest ewenementem na skalę europejską. Na naszym kontynencie występują bowiem tylko dwa wulkany (drugi to Thríhnúkagígur na Islandii), które można zobaczyć od środka. Ten na Terceirze dostępny jest przez cały rok, latem otwarty jest od godz. 14 do 18. Aby się do niego dostać, trzeba najpierw kupić bilet za 8 euro, a potem pokonać niedługi wąski korytarz prowadzący od kasy biletowej do jego wnętrza.

Nikt tu ze sobą prawie nie rozmawia, wszyscy patrzą na wnętrze wulkanu, robią zdjęcia, kręcą filmy i zadzierają do góry głowy. Patrzą na ogromną dziurę (nazywana jest Boca do Algar, czyli „usta jaskini”), przez którą widać niebo i drzewa porastające wzgórze. A potem schodami schodzą coraz głębiej, aż na brzeg naturalnego jeziorka z niezwykle przejrzystą wodą.

Algar do Carvão / fot. Getty Images

Według geologów jaskinia Algar do Carvão, określana też kominem wulkanicznym, powstawała podczas dwóch erupcji, z których ostatnia miała miejsce ok. 3200 lat temu. Jak to możliwe, że po wybuchu ściany wulkanu nie zapadły się i nie stworzyły kaldery?

– Wszystko dlatego, że wypływająca po erupcji lawa w pewnym momencie przemieszczała się pod tak niskim ciśnieniem, że zaczęła się cofać i je usztywniać – Manuel, jeden z przewodników oprowadzających turystów, próbuje „po ludzku” wytłumaczyć nam, co wydarzyło się w tym miejscu. – Przez lata uformowały się tutaj stalaktyty i stalagmity z amorficznej krzemionki, najbardziej okazałe i najrzadsze ze wszystkich występujących w wulkanicznych grotach na Azorach – dodaje Manuel wyraźnie zafascynowany tym miejscem.

Tekst jest fragmentem artykułu opublikowanego w najnowszym wydaniu „National Geographic Traveler”, który jest już dostępny w sprzedaży. Zapraszamy do saloników prasowych i kiosków, a także zachęcamy do nabycia naszego magazynu za pośrednictwem strony kultowy.pl.