Traveler: Na swoim koncie masz cztery pierwsze zimowe wejścia na ośmiotysięczniki. Po sukcesie waszego międzynarodowego zespołu na Nanga Parbat, Reinhold Messner powiedział, że odebrałeś Polakom ich królestwo. Zgadzasz się z tym?

Simone Moro: To, czego ci giganci dokonali w latach 80. pozostaje imponujące, pionierskie i niezapomniane. Ci alpiniści byli moimi idolami i inspirowali mnie, nigdy więc nie powiem, że odebrałem im królestwo. Po prostu ruszyłem ich śladami, brałem z nich przykład i poszedłem dalej. Jestem kolejnym pokoleniem, a następne już wkroczyło do akcji.

Reklama

Myślę, że stwierdzenie Messnera jest jego własnym zdaniem. Nie rywalizuję z przeszłością, lecz oddaję jej honor poprzez zdobycie zimą czterech ośmiotysięczników. To obecnie największa liczba pierwszych zimowych wejść, jakich dokonał jeden człowiek. Nie znaczy to, że jestem mocniejszy od Kukuczki, Wielickiego czy Berbeki. Głupotą byłoby tak twierdzić. Czuję się ich następcą, staram się ich naśladować – na co zasłużyli, ponieważ byli w pewnym sensie mentorami całego mojego pokolenia.

Jakie okoliczności zdecydowały, że wasz zespół stanął na szczycie Nanga Parbat?

Była to kombinacja wielu czynników. Przede wszystkim moje doświadczenie. Mam za sobą 15 zimowych wypraw, na różnych kontynentach i w różnych górach. Łącznie pod Nanga Parbat spędziłem rok – lato 2003 oraz zimy w latach 2012, 2014, 2016. Nauczyłem się, jak należy się z nią obchodzić, także zimą.

Drugi czynnik to strategia wspinaczki. Mimo bardzo słabej aklimatyzacji (przed atakiem szczytowym ja i Tamara spędziliśmy zaledwie jedną noc na wysokości 6100 m), zdecydowaliśmy się zmusić nasze ciała do ogromnego wysiłku, co było prawdziwą męczarnią, i wspinaliśmy się aż do samego szczytu.

Ważnym czynnikiem był także zespół – tworzyliśmy go z Tamarą, Alexem i Alim – który działał bez zarzutu, dogadywaliśmy się ze sobą jak bracia i siostra. Funkcjonowaliśmy w doskonałej harmonii. I na koniec, co nie znaczy, że jest to mniej istotne, przed wyjazdem na Nanga Parbat trenowałem jak szalony, jak sportowiec na igrzyska olimpijskie, i czułem się w tym roku silny i zmotywowany jak nigdy dotąd. Muszę oczywiście dodać, że poszczęściło się nam z pogodą, chociaż było zimno i wietrznie.

Co sądzisz o kobiecym wspinaniu zimą? Czy są w stanie zdobywać szczyty w tak trudnych warunkach?

Absolutnie tak. Tamara jest doskonałym przykładem tego, co kobiety mogą robić. Była tak silna jak pozostałe osoby z zespołu, a przecież – podobnie jak ja – miała bardzo słabą aklimatyzację. Wyraźnie pokazała swoją odwagę i siłę. Zimowa wspinaczka w wysokich górach nie jest więc zarezerwowana tylko dla mężczyzn.

K2 pozostaje jedynym ośmiotysięcznikiem niezdobytym zimą. Co się stanie, gdy zostanie już zdobyty? Czy będzie to koniec „Epoki Lodowych Wojowników”?

Myślę, że będzie to po prostu koniec pierwszej części tej niezapomnianej epoki, w której ja też uczestniczyłem i zebrałem wspaniałe doświadczenia. Mam nadzieję, że po pierwszym zimowym wejściu na K2 ruszą projekty zdobycia wszystkich ośmiotysięczników zimą przez jednego człowieka. Także wspinaczki na niektóre szczyty nowymi drogami i w lepszym stylu niż wcześniej. Ale przede wszystkim mam nadzieję, że rozpocznie się epoka technicznej wspinaczki zimą na sześcio- i siedmiotysięczniki, która właściwie nigdy nie wystartowała.

Reklama

Warszawa, 2016

Reklama
Reklama
Reklama