Niezwykły projekt. „Polski Indiana Jones” na tropie znikającej architektury
Architekt i podróżnik Jan Dąbrowski przedziera się przez wilgotne lasy dżungli, pokonuje rozżarzone piaski pustyni, wspina się na zbocza gór. A wszystko to w poszukiwaniu i dokumentowaniu wyjątkowych budowli. Niestety, najczęściej trafia już tylko na ruiny.

- Kordian Marek
Spis treści:
- Czym jest architektura wernakularna?
- Etiopia – domy z bananowca
- Sahel – domy z ubitej ziemi
- Arabowie błotni – pływające domy ze słomy
- Kim jest Jan Dąbrowski?
Domy, które oddychają, mury, które chłodzą powietrze i dachy, które zbierają wodę. Wiele z tych dawnych technologii znika wraz z ich konstruktorami, którzy do grobu zabierają bezcenną wiedzę o budowaniu w harmonii z naturą i lokalną kulturą. W swoim projekcie dokumentowania architektury wernakularnej Jan Dąbrowski próbuje uratować pamięć o miejscach, w których zapisane jest dziedzictwo przeszłości. Jest jak polski Indiana Jones, tyle że zamiast archeologią zajmuje się architekturą.
Czym jest architektura wernakularna?
Nie wymaga rysunków technicznych ani zespołów inżynierów, a mimo to stoi od setek lat. Mianem architektury wernakularnej określa się rodzime budownictwo dostosowane do lokalnego klimatu i warunków życia w regionie. Zgodnie z założeniami tego typu budynki powinny powstawać z okolicznie dostępnych materiałów według metody budowy przekazywanej z pokolenia na pokolenie.
Paradoksalnie, dziś do konstrukcji wykorzystuje się masę tanich materiałów. Tymczasem budowle wznoszone metodami rzemieślniczymi można spotkać coraz rzadziej. Przez wieki budynki oddychały, współpracowały z klimatem, były samowystarczalne. W przeciwieństwie do współczesnych rozwiązań, które – choć są szybsze i bardziej efektywne w budowie – często wymagają dodatkowej wentylacji, klimatyzacji, ton betonu i setek litrów kleju.
Etiopia – domy z bananowca
– Pamiętam, kiedy przedzierałem się przez mglisty, górski las w Etiopii. Wilgoć przenikała każdy skrawek mojego ubrania. Kiedy wreszcie dotarłem do celu, widok domów ludzi z plemienia Dorze zapierał dech w piersiach. Chaty – budowane z lokalnych liści i bambusa przeplatanego niczym warkocz – mogły przywodzić na myśl głowę słonia. Były tak doskonale zaprojektowane, że uderzające w ściany krople deszczu nie znajdowały drogi do wnętrza. Wodę zatrzymywała wodoodporna, trwała i elastyczna skorupa domu.
Działanie tej kolejnej zanikającej metody tłumaczyli Janowi Dąbrowskiemu mieszkańcy. „Gdy najniższa warstwa ścian zostaje zjedzona przez termity, usuwa się dolne części ścian i przenosi cały budynek”. W ten sposób budynek, „obniżając się”, może służyć nawet przez 80 lat.

Sahel – domy z ubitej ziemi
– Pustynia ma dwa oblicza. Za dnia pot spływa strumieniami, a powietrze drży od żaru. Po zachodzie słońca lodowaty oddech pustyni przeszywa chłodem. Jak wytrzymać takie warunki? Klimatyzacja? Ogrzewanie? Niepotrzebne – tłumaczy Jan Dabrowski. I wyjaśnia – Mieszkańcy regionu Sahelu, jak i wielu innych pustynnych krain od wieków budowali domy z bardzo grubych ścian z ubitej ziemi. Ściana taka zgodnie z pustynnym rytmem sama reguluje temperaturę, a także wilgoć.
Jak wspomina podróżnik, kiedy przebywał na pustyni, schronienie przed skwarem znajdował w jednym z tego typu domów. Ściany powoli bowiem oddawały chłód nocy, przynosząc ukojenie. W nocy natomiast wypuszczały ciepło zmagazynowane w trakcie dnia.

Niestety, dziś w miejsce grubych ścian wyrastają domy z cienkiej, przeżartej przez rdzę blachy. Chociażby slumsy budowane są z najtańszych arkuszy sprowadzanych z drugiego końca świata. Za dnia słońce rozżarza blachy do czerwoności, zamieniając wnętrza w rozpalone piece. Nocą zaś chłód wkrada się bezszelestnie, otulając ściany mrozem. A ludzie? Muszą to wytrzymać. Trudno jest sobie wyobrazić życie w takim piekarniku.
Arabowie błotni – pływające domy ze słomy
W delcie Eufratu i Tygrysu życie toczy się na wodzie. Niełatwo się tam dostać. Madanowie, zwani również jako Arabowie błotni to potomkowie Sumerów, jednego z ludów Mezopotamii. Od wieków budowali domy pływające po mokradłach. W całości wykonane były z trzciny – łatwo dostępnego tam materiału – związanej w wiązki, bez użycia gwoździ. Były lekkie i odporne na powodzie, dzięki czemu unosiły się na wodzie.
Podróżnik doskonale pamięta silny wiatr ślizgający się po trzeszczącym dachu. „Spokojnie…” – uspokajał gospodarz. – „Geometria dachu usztywnia całość, dzielnie stawiając czoła wichurom”. Pod tymi dachami schronienie znajdowali rybacy oraz rolnicy, ale także uciekinierzy, chowający się przed twardą ręką Saddama Husajna.
Dziś? Susza. Gniew Husajna z premedytacją wysuszył rozlewiska. Woda zanikła, a razem z nią ślady po unoszących się na Eufracie domach. Dawniej ludzie dostosowywali domy do natury, dziś próbuje się dostosować naturę do domów – z jakim skutkiem? Marnym. Zwykła cegła nie zastąpiła mądrości międzypokoleniowej, a kultura pływających wiosek umiera razem z ostatnimi budowniczymi.

Kim jest Jan Dąbrowski?
Jan Dąbrowski to architekt i podróżnik. Odwiedzając odległe miejsca, dokumentuje zanikającą architekturę. Pokonał m.in. Afrykę na hulajnodze, spłynął najbardziej zanieczyszczonymi polskimi rzekami i przejechał Azję autostopem.
W ramach projektu „Vanishing Architecture” opisuje lokalne rzemiosło i techniki budowy. Optymalizując i reinterpretując te dawne projekty, a także wspierając się robotyką, tworzy prototypy nowych zrównoważonych metod budownictwa. W swoim studiu Karakter Atelier projektuje architekturę, a także tworzy ubrania, plakaty, meble, wystawy i obiekty.
Więcej szczegółów na stronie: jandabrowski.com/vanishing-architecture oraz bit.ly/vanishingarchitecture.
Źródło: National Geographic Polska