Maso Corto - polska kolonia
W restauracjach, hotelach i na wyciągach obsługa oprócz niemieckiego (który jest pierwszym językiem południowego Tyrolu), włoskiego i ladyńskiego coraz częściej posługuje się polskim. Polskie napisy wypierają włoskie, a włoskiego słowa oznaczającego zakręt używa się już w innym znaczeniu, nie mającym nic wspólnego ze slalomem. Co roku organizowane są tu dni polskie, podczas których gwiazdy naszych szklanych ekranów oddają się gotowaniu tyrolskich potraw i fotografują na nartach.
Polscy wychowankowie hali Goryczkowej i weterani walk o miejscówki do kolejki linowej na Kasprowy Wierch wiedzą, że wystarczy jedna dobra góra i jedna sprawna kolej, żeby przez kilka dni dało się zapomnieć o wszystkim, co pozostało w dolinach. W Maso Corto jest kolej, która w 6 minut wywozi narciarzy z dwóch na ponad trzy tysiące metrów, jest jedna świetna trasa na lodowcu, gdzie warunki śniegowe panujące podczas weekendu majowego nie odbiegają od tych z połowy stycznia, jest jedna trasa długa – licząca osiem kilometrów – prawdziwy horror dla mięśni ud, jedna trasa trudna – poprowadzona szlakiem wytyczonym wcześniej przez alpejskich przemytników, jeden halfpipe po łagodnej stronie lodowca, jedna trasa południowa, świetna na poranną rozgrzewkę, trasa czarna na niepogodę, gdzie osłonięte plastikową kapsułą krzesło daje wytchnienie od mrozu i zamieci, kilka urokliwych schronisk, w których podają smakowite bombardino, czyli ajerkoniak na gorąco ze śmietanką, i tłuste, południowotyrolskie, ciężkie jak mokry śnieg potrawy. Tych kilka naprawdę atrakcyjnych propozycji może zapełnić narciarski tydzień (na dłuższe wyjazdy sprawdzają się raczej większe ośrodki), tym bardziej, że kilka dni można poświęcić treningowi na tyczkach, biorąc przykład z włoskich zawodników...

Reklama

Maso Corto znane jest jednak nie tylko wybitnym sportowcom. Nikomu, kto interesuje się... mumifikacją, imię Ötzi nie powinno wydawać się obce. Nadano je pewnemu pasterzowi, który przed 5000 lat, posiliwszy się przypieczonym w ogniu mącznym plackiem i resztką zwęglonego mięsa, wyruszył z doliny, gdzie zapewne mieszkał, na wysokogórską, ostatnią swoją wycieczkę. W jakiej sprawie brnął przez śniegi na szczyt, tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że przyczyną jego śmierci była strzała, która przeszyła łopatkę i tętnicę podobojczykową.
Tymczasem świat szedł naprzód, a ludzie ciągle lubili wyruszać na samotne górskie wyprawy. Zakonserwowane w lodzie ciało pasterza z neolitu 15 lat temu zostało odnalezione przez małżeństwo niemieckich turystów. O śmiertelnym wypadku powiadomili policję, ale okazało się, że sprawę powinni poprowadzić raczej archeolodzy. Wkrótce odkrywca Ötziego miał podzielić los swego odkrycia i zamarzł podczas kolejnej wyprawy w góry. Gdy zmarły też inne osoby związane z lodową mumią, zaczęto mówić o klątwie Ötziego, a o nim samym krążyły doniesienia, jakoby był szamanem. Klątwy można jednak uniknąć, jeśli przestrzega się obowiązujących na stokach zasad. Dlatego gdy obsługa tras zamyka je, nie chowamy się w skalnych wyłomach, nie zamawiamy w schronisku kolejnej grappy, ale zjeżdżamy do Maso Corto.
W propozycjach na wieczór nie można tu przebierać, ale też i przebierać nie ma potrzeby. Znakomity, 25-metrowy basen z widokiem na ostatnie promienie słońca ślizgające się jeszcze po szczytach gór znajduje się w Top Residence Kurz (Kurzas to po niemiecku Maso Corto właśnie) – najłagodniejszej dla kieszeni opcji mieszkaniowej, zwykle okazuje się zaprawą przed prawdziwym nocnym wyzwaniem, jakim jest K2 – jedyna, ale już z nazwy ekstremalna dyskoteka.
NO TO W DROGĘ
- NOCLEGI: Top Residence Kurz – 100 m od kolejki linowej, od 78 euro apartament dwuosobowy, od 360 euro/tydzień ze skipassem; www.topresidencekurz.it; Hotel Vernagt am See, od 375 euro 3 dni ze ski-passem; www.vernagt.com
- INTERNET: www.polskiedni-masocorto.pl

Reklama
Reklama
Reklama