Kluczji to niewielkie miasteczko leżące ok. 30 km od najwyższego azjatyckiego aktywnego wulkanu – Kluczewskiej Sopki (4 688 m n.p.m.), która od 1697 r. wybuchała ponad 80 razy. Turystów spotyka się tu raczej rzadko, wzbudzamy więc pewne zainteresowanie. Miejscowi dziwią się, że chciało nam się jechać taki kawał świata tylko po to, by zjechać na nartach z wulkanu.
Wyruszamy właściwie z poziomu morza. Żeby się dostać do podstawy góry, musimy najpierw ominąć lub przemknąć przez teren bazy wojskowej i lotniska. Potem na przeszkodzie staje wysoka trawa, komary i meszki. Podejście do lodowca w temperaturze 25°C z plecakiem ważącym ponad 40 kg jest prawdziwą męczarnią. Dopiero po wkroczeniu na lód zamieniamy T-shirty na polary i goretexy. Poruszamy się według wskazówek Andrieja – wulkanologa spotkanego w Kluczji. Do jego namiotu, rozstawionego na Lodowcu Bogdanowicza, docieramy po dwóch dniach. Do pokonania mamy jeszcze około dwóch tysięcy metrów. O pierwszej w nocy ruszamy w kierunku szczytu. W świetle księżyca i latarek osiągamy wysokość 3 800 m. Pogoda przestaje być naszym sprzymierzeńcem. Po pięknym wschodzie słońca zrywa się bardzo silny wiatr, który biczuje nasze odsłonięte policzki drobnymi lodowymi igiełkami. Widoczność nie jest najgorsza, ale cel pozostaje wysoko nad nami. Co pewien czas przystajemy, by rozgrzać zmarznięte ręce i „naładować akumulatory” czekoladą lub rodzynkami.
Po trzynastu godzinach brnięcia w śniegu, czasem po pas, dostrzegamy wreszcie krawędź krateru. Zmęczeni i szczęśliwi patrzymy na olbrzymie lodowe plateau i piękną górę Kamień. Zjazd okazuje się nie tak emocjonujący, jak oczekiwaliśmy, głównie ze względu na warunki śniegowe. Na powierzchni wulkanu wskutek gwałtownego ochłodzenia w nocy i silnego wiatru utworzyła się twarda skorupa, tzw. szreń łamliwa. Zjeżdżamy krótkimi odcinkami, robiąc długie przerwy na odpoczynek. Trawers w skos stoku, przerzucenie nart, trawers w drugą stronę – i tak bez końca. Zmęczenie i niedawna operacja kolana studzą mój zapał do odważniejszej jazdy. Jedynie szerokie freeride’owe narty, zachowujące w tych warunkach jako taką stabilność, ratują sytuację. Cóż, „jazda na wulkanie” trochę nas zawiodła, ale doświadczenie było osobliwe.  
NO TO W DROGĘ – KAMCZATKA

■ Najlepszy czas na wizytę przypada między czerwcem i wrześniem (konieczna wiza, www.poland.mid.ru).
■ Dojazd – pociągiem z Warszawy do Moskwy 280 zł w jedną stronę, przelot z Warszawy do Moskwy od 1 100 zł  (w obie strony), lot z Moskwy do Pietropawłowska Kamczackiego (w obie strony) 2 350–4 500 zł.
■ Przejazd z Pietropawłowska Kamczackiego do Kluczji trwa ok. 8 godz., kosztuje ok. 30 USD w jedną stronę.
■ Noclegi – hotel Petropavlovsk, dwójka 88 USD (www.petropavlovsk-hotel.ru), Heiser Hotel, dwójki od 30 USD, Rus Hotel (daleko od centrum), dwójka 25 USD.