Brytyjski piechur wyruszył w podróż dookoła świata. Po 27 latach jest bliski finału
Brytyjski podróżnik jest o krok od zakończenia jednej z najdłuższych pieszych wypraw w historii. Karl Bushby wyruszył z Chile w 1998 roku, postanawiając wrócić do Wielkiej Brytanii bez korzystania z jakiegokolwiek środka transportu mechanicznego. Po 27 latach nieprzerwanej wędrówki – pełnej wyzwań, blokad granicznych i ekstremalnych warunków – jego niezwykła podróż wreszcie dobiega końca.

Wiele lat temu Karl Bushby założył się w barze, że zdoła przejść pieszo z południowego krańca Ameryki Południowej aż do rodzinnej Anglii. Choć jego znajomi uważali to za pomysł całkowicie nierealny, on postanowił potraktować go poważnie. – Nagle stało się to wyzwaniem. Dyskusja nabierała tempa, aż w końcu stwierdziłem: „To jest wykonalne”. Stałem się niemal obsesyjnie skoncentrowany na tym, co trzeba zrobić, aby w ogóle spróbować – wspomina dziś, opisując rozmowę, która z żartu przerodziła się w życiowy projekt.
Kilka lat później, bo w 1998 roku, stanął na obrzeżach Punta Arenas w Chile, gotowy rozpocząć liczącą ponad 50 tysięcy kilometrów wędrówkę, którą pierwotnie planował ukończyć w mniej więcej 12 lat. Nikt, łącznie z nim samym, nie przewidywał, że zajmie mu ona ponad dwie dekady i przeistoczy się w jedną z najbardziej wymagających pieszych podróży we współczesnym świecie.
27 lat samotnej wędrówki. Szczegóły wyprawy Karla Bushby'ego
Ponad dwadzieścia lat pieszej wędrówki uczyniło Karla Bushby'ego jedną z najbardziej niezwykłych postaci współczesnych wypraw. W wieku 56 lat Brytyjczyk ma już za sobą około 50 tys. kilometrów pokonanych wyłącznie na własnych nogach – trasę prowadzącą przez obie Ameryki, Rosję, Mongolię, Azję Środkową oraz ekstremalne przejście przez skute lodem wody Cieśniny Beringa.
Jego wieloletni marsz przypadł na okres intensywnych przemian (od obchodów milenijnych, przez zamachy z 11 września, po pandemię COVID-19), co często przekładało się na zamknięte granice, restrykcje i dodatkowe przeszkody logistyczne. Po drodze mierzył się również z wyzwaniami natury: w Arktyce niemal natknął się na niedźwiedzie polarne, a w 2024 roku, pozbawiony innej drogi, przepłynął blisko 300 kilometrów przez Morze Kaspijskie, aby kontynuować wyprawę.
Od początku narzucił sobie dwa warunki definiujące całe przedsięwzięcie – i przez ponad dwie dekady nie złamał żadnego z nich. Pierwszy zakładał całkowitą rezygnację z transportu mechanicznego. Drugi – że nie wróci do domu przed ukończeniem trasy pieszo. – Jeśli gdzieś utknę, muszę sam znaleźć drogę – podkreślał, wspominając początki marszu, gdy całą trasę planował jeszcze, używając papierowych map i ołówka. Te zasady sprawiły jednak, że projekt „Goliath Expedition” regularnie napotykał przeszkody – brak funduszy, odmowy wizowe, zawirowania polityczne czy pandemia wielokrotnie zmuszały go do wielomiesięcznych przestojów.
Wiosną 2025 roku, pokonawszy około 47 tys. kilometrów, Bushby dotarł do Turcji i 2 maja przeszedł przez Most Bosforski, wracając do Europy po raz pierwszy od 1998 roku. Chwilę później jednak ponownie zatrzymała go biurokracja, gdyż kończąca się wiza zmusiła piechura do opuszczenia kraju. Przez kolejne trzy miesiące czekał w Meksyku na możliwość ponownego wjazdu.
Finalnie kilka dni temu Karl wrócił do Stambułu i właśnie przygotowuje się do ostatniego odcinka trasy prowadzącej przez Bułgarię, Rumunię, Węgry, Austrię, Niemcy i Francję. Od rodzinnego Hull dzieli go już tylko około 3 tys. kilometrów. Jeśli nic nie stanie mu na przeszkodzie, dotrze tam wczesną jesienią 2026 roku, kończąc jedną z najdłuższych i najtrudniejszych pieszych wędrówek we współczesnych czasach.

Motywacje, wyzwania i życiowe lekcje Karla Bushby’ego
Jego wyprawa budzi dziś podziw, jednak jej korzenie tkwią nie tylko w barowym zakładzie, lecz także doświadczeniach wyniesionych ze służby wojskowej. Bushby służył bowiem jako spadochroniarz w armii brytyjskiej, co – jak twierdzi – nauczyło go wytrzymałości i rozbudziło potrzebę podróżowania. – Kiedy jesteś w wojsku i masz okazję zobaczyć te niesamowite miejsca, to naprawdę inspiruje i rozbudza żądzę wędrówek – mówił. Jednocześnie śmierć kilku kolegów sprawiła, że zaczął poważniej myśleć o kruchości życia. – Doszło do mnie, że życie jest krótkie i trzeba przeżyć je najlepiej, jak potrafimy – dodał. Te doświadczenia skłoniły go do rozpoczęcia w wieku 29 lat marszu dookoła świata.
Na wyprawę wyruszył z 500 dolarami w kieszeni i bez jakiegokolwiek wsparcia. – Ameryka bardzo szybko zamieniła się w walkę o przetrwanie… Czasem sprowadzało się to do szukania jedzenia przy drodze – wyznał w jednym z wywiadów. Spał głównie w namiocie, a niekiedy u osób, które zaprosiły go do siebie z życzliwości. Z czasem jego historia zaczęła przyciągać uwagę. Pojawiły się pierwsze darowizny, sponsorzy, kontrakt na książkę i zainteresowanie filmowców. – Jedna rzecz, której się nauczyłem, to że nikt nie dokonuje takich rzeczy w pojedynkę. Mogę iść sam, ale nie doszedłbym tu bez ludzi, którzy mnie wspierali – podkreślił w rozmowie z „Washington Post”.
Rosnąca rozpoznawalność nie chroniła go jednak przed trudnościami. Bushby musiał pokonać Przełęcz Darién (czyli jedno z najbardziej niebezpiecznych miejsc w dżungli), spędził 57 dni w rosyjskim areszcie za niewłaściwe przekroczenie granicy, a w 2013 roku otrzymał pięcioletni zakaz wjazdu do Rosji, o którego zniesienie zabiegał, idąc pieszo z Los Angeles do ambasady w Waszyngtonie. Do tego dochodziły ograniczenia wizowe, które regularnie zmuszały go do wylotów do Meksyku i wielomiesięcznych przerw. Mimo wszystko powtarza, że to właśnie życzliwość obcych ludzi dawała mu siłę. – 99,99% osób, które spotkałem, okazało się niezwykle życzliwych. Świat jest o wiele bardziej przyjazny, niż często nam się wydaje – stwierdził.
Choć samotność bywała przytłaczająca, Bushby podkreślił też, że wędrówka stała się dla niego formą życiowej edukacji. Dziś zależy mu na tym, by inspirować innych. – Trzeba zobaczyć świat takim, jaki jest naprawdę, i poznać ludzi, którzy w nim żyją. To jedna z najcenniejszych lekcji, jakie można wynieść z podróży – podsumował.
Źródła: Washington Post, Explorers Web, BBC
Nasza ekspertka
Sabina Zięba
Podróżniczka i dziennikarka, wcześniej związana z takimi redakcjami, jak m.in. „Wprost”, „Dzień Dobry TVN” i „Viva”. W „National Geographic” pisze przede wszystkim o ciekawych kierunkach i turystyce. Miłośniczka dobrej lektury i wypraw na koniec świata. Uważa, że Mark Twain miał słuszność, mówiąc: „Za 20 lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj”.


