Jak szybko przebiega topnienie lodowców?

W latach 80. XX w. dane satelitarne wykazywały, że pod koniec lata arktyczne lodowce rozciągają się średnio na obszarze 7,5 mln km2. Od tamtej pory utraciliśmy ponad 2,5 mln km2 – mniej więcej tyle, ile wynosi łączna powierzchnia Alaski, Teksasu i Kalifornii. Kiedy lecimy nad bezkresnym, zamarzniętym pustkowiem, trudno uwierzyć, że jesteśmy świadkami – a wraz z resztą ludzkości także sprawcami – jego upadku.

Reklama

Modele klimatyczne sugerują, ze do lat 50. obecnego wieku pozostanie niespełna 520 000 km2 wieloletniego lodowca na Antarktydzie. Stosunkowo dobra wiadomość jest taka, że to, co zostanie, będzie zajmować zwarty obszar, nie tutaj, tylko dalej na północ, powyżej Grenlandii i Wyspy Ellesmere’a. Ta skurczona reduta będzie ostatnim stanowiskiem wielu arktycznych gatunków.

– Zwierzęta, których życie jest związane z brzegiem lodowców, będą gromadzić się tam latem – mówi morski ekolog Enric Sala, szef projektu Pristine Seas prowadzonego przez Towarzystwo National Geographic

Sala przybył na Ziemię Baffina z nurkami i filmowcami, by dokumentować topniejące lodowce, których los jest przesądzony – i aby przekonywać ludzi do ochrony tego, co pozostanie na północy. Odkąd 10 lat temu zainicjował Pristine Seas, projekt przyczynił się do objęcia ochrona około 8 mln km2 oceanu. Lecz ocalenie resztek topniejących arktycznych lodowców, wymagające współpracy Grenlandii i Kanady, będzie jego najambitniejszym przedsięwzięciem. A także najpilniejszym.

– Arktyka zmienia się szybciej niż wszystko inne – twierdzi Sala.

Gdy góra lodowa topnieje na uwolnione obszary mogą wkraczać żegluga, rybołówstwo i wydobycie ropy oraz gazu. Jeśli lodowiec morski i jego mieszkańcy mają być chronieni, musi to nastąpić, zanim eksploatacja zasobów stanie się niepowstrzymana. W przypadku tego projektu, jak mówi Sala, „patrzymy na 25 lat do przodu”.

Gdzie popłyną topniejące lodowce?

Lodowce na zdjęciach satelitarnych – i być może także w naszych wyobrażeniach – błyszczące na czubku naszego świata wydają się statycznym pozbawionym wyrazu białym kontynentem, trwałym i nieruchomym. W rzeczywistości jest to przepychająca się masa kier lodowych, które, pod naporem wiatrów i prądów, dryfują z jednego końca Arktyki na drugi, co trwa lata.

– Ludzie nie rozumieją Arktyki – mówi Stephanie Pfirman, oceanografka z Barnard College i Uniwersytetu Columbia. – Uważają ją za lodową czapę. Myślą, że jest sztywna, a gdy się topi, to tylko na brzegach. Nie widzą jej dynamicznego aspektu.

W roku 2010 Pfirman wchodziła w skład zespołu, który rozpoznał najbardziej prawdopodobną lokalizację ostatniego lodowca występującego latem, co stało się wskazówką dla projektu Pristine Seas. Porównując różnorakie modele komputerowe i dane satelitarne, stwierdziła wraz z kolegami, że wiatry i prądy będą spychać dryfujący lód morski z całej Arktyki w stronę północnych brzegów Grenlandii i kanadyjskiego Archipelagu Arktycznego – w region malowniczych fiordów i ponad 36 tys. wysp, łącznie z Wyspą Ellesmere’a i Ziemią Baffina.

Rok po roku ogromne topniejące kry lodu gromadzą się w tej stosunkowo spokojnej strefie. Część tutejszego lodu ma kilkadziesiąt lat i ponad 25 m grubości. Pfirman i jej koledzy uświadomili sobie, że do połowy stulecia ta polarna przystań będzie zawierać jedyny całoroczny topniejący lód w Arktyce. Ich odkrycie było sprzeczne z pozornymi „oczywistościami”.

Według niektórych wcześniejszych modeli klimatycznych, jak mówi Pfirman, w miarę ocieplania planety arktyczna góra lodowa miała topić się równomiernie na południowych brzegach, ograniczając się w końcu do samego bieguna.

– Nie ma powodu, żeby lód zbierał się na biegunie północnym. Będzie krążył, dopóki w coś nie walnie – mówi badaczka.

Pomimo ostrego spadku w ciągu kilku następnych dekad długi, wąski pas stałego lodowca będzie się utrzymywał aż do schyłku naszego stulecia. Jeśli zdołamy uniezależnić się od paliw kopalnych, które podgrzewają planetę, może przetrwać nawet dłużej – do czasu (to tylko przypuszczenie), kiedy wymyślimy sposób usunięcia z atmosfery takiej ilości CO2, by znów ją ochłodzić.

– Lodowe modele nie spadają do zera – wyjaśnia Pfirman. – Niektórzy mówią, że to beznadziejne, bo jesteśmy na drodze do całkowitej utraty lodu. Ale jeśli spojrzeć na modele klimatyczne, widać, że jego ilość ostro spada, po czym pojawia się długi ogon, który daje nam trochę czasu na działanie potencjalnie łagodzące ocieplenie.

Lód, który pozostanie w Arktyce, może stanowić stabilne, choć ograniczone środowisko dla organizmów od niego zależnych.

Dla ludzi, którzy zajmują się siedliskami ważne jest to, że letni lód nie będzie występował raz na wybrzeżach Syberii, a innym razem na Morzu Beauforta. Siedlisko nie może się utrzymać, jeśli lodowiec ciągle będzie topnieć. Będzie on dość konsekwentnie spiętrzony u brzegów Grenlandii oraz Kanady.

Topnienie lodowców – jakie przyniesie skutki w przyrodzie?

– To nowy przybysz – mówi Theo Ikummaq, pochylając się i wskazując delikatną roślinkę na skalistej plaży w pobliżu naszego obozu.

Ikummaq, 60-letni mieszkaniec wyspy Igloolik u brzegów Ziemi Baffina, jest przewodnikiem i doradcą naszej ekspedycji. W mgliste czerwcowe popołudnie zatoczkę, wzdłuż której idziemy, nadal skuwa lód morski. Chmury przesłaniają słońce już od kilku dni. Ikummaq niesie na ramieniu strzelbę, na wypadek gdybyśmy musieli odstraszać polarne niedźwiedzie. Widzieliśmy już ślady jednego na piasku kilkaset metrów od obozowiska.

Ta mała, kilkucentymetrowa roślinka nie ma nazwy w inuickim dialekcie, którym mówi się w tej części Arktyki. Ikummaq nie rozpoznaje jej, wie tylko, że to kolejny przykład tego, jak zmienia się tutaj ziemia i życie. Podczas spaceru mijaliśmy coś, co według naszego przewodnika jest nową cechą krajobrazu: wielkie okrągłe leje powstające w wyniku topnienia lodu.

Nieco później tego dnia w dużym namiocie, w którym jemy posiłki, Ikummaq wymienia mi nazwy kilku arktycznych zwierząt. Aarluk – „zabija wszystko” – to orka; tingugliktuq – „zła wątroba, nie jedz” – to górniczek zwyczajny. Ale niektóre zwierzęta, na przykład drozdy, są w Arktyce tak nowe, że Ikummaq nie zna ich nazw. Wraz z ociepleniem gatunki roślin i zwierząt z południa zaczęły migrować na północ.

Biolog z Uniwersytetu Alaskańskiego w Fairbanks, Brendan Kelly, twierdzi, że migracja zwierząt będzie przyspieszała. W miarę dzielenia się siedlisk lodowych, zwierzęta, które przetrwają, przejdą zapewne głębokie zmiany. Różne gatunki będą zmuszone do kontaktów bliższych niż kiedykolwiek.

– Na całym Oceanie Arktycznym istnieje potencjał ogromnego mieszania genów – mówi Kelly. – Dokonaliśmy przeglądu ssaków morskich i odkryliśmy 34 gatunki zdolne do hybrydyzacji.

Z powodów, których naukowcy jeszcze nie znają, morskie ssaki, dzieląc się na różne gatunki, a nawet rodzaje, miały tendencję do zachowywania tej samej liczby chromosomów – co jest kluczowym wymogiem mieszania się gatunków. Kelly wyjaśniła, że w efekcie powstają stworzenia, które uznałoby się za przedstawicieli różnych gatunków (na przykład: lodofoki grenlandzkie oraz kapturniki, które krzyżowały się w stanie dzikim). Istnieją dowody na krzyżowanie się białuch i narwali.

Pizzly – krzyżówki grizzly i niedźwiedzi polarnych – już teraz przemierzają topniejące lodowce Arktyki. Badania genetyczne dowodzą, że niedźwiedzie polarne zaczęły oddzielać się od grizzly jakieś 500 tys. lat temu. Globalne ocieplenie może sprawić, że oba gatunki znowu się połączą.

– Możemy utracić niedźwiedzie polarne – mówi Kelly. – Mogą zostać wchłonięte w genom niedźwiedzi grizzly, z którego wyszły. Nie mówimy tu wyłącznie o zmianach ekologicznych, tylko ewolucyjnych. O ich prawdziwym przyśpieszeniu.

Jego zdaniem rezultatem końcowym będzie ogromna, nieodwracalna utrata genetycznej różnorodności, która jest skutkiem dzielenia się lodowców. Ale nawet gdyby do tego nie doszło, arktyczna fauna będzie mieć kłopoty.

– Zmieniamy siedliska tak szybko, że nawet jeśli zwierzęta będą miały wystarczająco zróżnicowane geny, by na to odpowiedzieć, to może zabraknąć im czasu. Dla niektórych kultowych gatunków świata ostatni skrawek lodu może decydować o przetrwaniu albo wyginięciu.

Topnienie lodowca – dlaczego trzeba z tym walczyć?

– Spokojnie, co? – Enric Sala uśmiecha się, podchodząc do mnie na plaży przed naszym obozem, złożonym z dwóch rzędów pomarańczowych namiotów, po 24 w każdym.

Spoglądamy na wschód, przez zamarzniętą taflę przesmyku Navy Board, w stronę oddalonej o kilka kilometrów Wyspy Byłota. To pokryte górami i lodowcami schronienie niedźwiedzi polarnych, które mają tam swoje nory, i setek tysięcy ptaków, które tam gniazdują.

Słońca nie widać, pogoda wreszcie się uspokoiła, prawie nie ma wiatru. Po ponad tygodniu czekania Sala i jego ekipa nurków chcą zbadać otwarte wody wokół kilku małych wysepek przy zachodnim brzegu Wyspy Bylota. Za kilka tygodni glony będą w rozkwicie, woda stanie się mętna i okazja do podwodnego filmowania minie. Ale teraz morze dopiero zaczyna tu tętnić życiem.

Przez kilka następnych dni Sala i inni członkowie wyprawy będą rejestrować piękno, które utracimy, jeśli nie uda się nam ocalić ostatniego topniejącego lodu Arktyki. Samo zachowanie obszaru ostatniego lodu nie wystarczy. Lodowiec dzieli się na wielkie odległości, więc jego źródła też w końcu trzeba będzie chronić.

Już teraz syberyjski lód skażony niklem i ołowiem z rosyjskiego miasta Norylsk – jednego z najbardziej zanieczyszczonych miejsc świata – dociera czasem do kanadyjskiej Arktyki. A tam, topniejący lód, zatruwa sieć pokarmową.

– To dobry znak, że widzimy białuchy, narwale i niedźwiedzie polarne – mówi San Félix. Oznacza to, że łańcuch pokarmowy wciąż jest tutaj zdrowy.

Rozmawiamy o stadzie wali grenlandzkich, które widzieliśmy pewnego dnia z helikoptera, o tym, że ich wielkie łby umożliwiają przebijanie półmetrowej warstwy lodu. Te wieloryby mogą żyć 200 lat i dłużej. Najstarsze z dzisiejszych mogły przyjść na świat za życia Napoleona.

Reklama

– Wyobraź sobie! To cielę, które sfilmowaliśmy, może tu być nawet w roku 2215! O ile będziemy mieli szczęście i okażemy się wystarczająco dalekowzroczni. – To nie jest prosta, linearna historia, której zakończenie znamy – mówi Sala.

Reklama
Reklama
Reklama