Reklama

W wyniku sztormu Amy padły zapory morskie wielu hodowli łososia atlantyckiego, wypuszczając do otwartych wód dziesiątki tysięcy ryb hodowlanych. Zdarzyło się to w momencie, w którym populacja dzikiego łososia jest już w Wielkiej Brytanii uważana za zagrożoną i stale spada. Ucieczka niesie za sobą poważne konsekwencje dla równowagi ekologicznej.

„Skazani na Highlands”

Ucieczka ryb na tak dużą skalę może kojarzyć się z romantycznym powrotem na łono natury, ale rzeczywistość jest nieco bardziej mroczna: to problem nie tylko dla hodowców, ale także całego ekosystemu szkockich rzek i wybrzeża. Intuicyjnie mogłoby się wydawać, że tysiące ryb uwolnionych w niewoli wzmocnią populację dzikiego łososia, ale nic bardziej mylnego.

Hodowlane łososie w niewielkim stopniu przypominają bowiem swoich dzikich kuzynów. To zwierzęta udomowione, hodowane w sposób selektywny przez dziesięciolecia – w efekcie wykształciły cechy, które przydają się w niewoli, ale nie pozwalają poradzić sobie „w naturze”. Obecnie rozsiewają je wśród populacji żyjącej w rzekach.

Różnice pomiędzy łososiem hodowlanym a dzikim

Chociaż dla laika dziki i hodowlany łosoś atlantycki mogą się wydawać podobne to, różnią się – i to bardzo. Zarówno na poziomie behawioralnym, jak i genetycznym. Szkockie łososie hodowlane pochodzą w 90% z norweskich linii i od lat 70. XX wieku są selektywnie krzyżowane pod kątem cech pożądanych w niewoli – podobnie jak owce, psy czy kury.

Łosie hodowlane rosną szybciej, osiągają większą masę ciała, mają zmieniony cykl dojrzewania płciowego, nie potrafią skutecznie zdobywać naturalnego pokarmu (są przyzwyczajone do zjadania karmy) czy nie bronią się przed drapieżnikami. To wszystko sprawia, że mają one mniejsze szanse przeżycia poza farmą.

Łososie z hodowli niszczą ekosystem

Część z nich jednak przetrwa. I to, wbrew intuicji, może być najgorsze. Okazuje się bowiem, ze w niektórych rzekach Szkocji i Norwegii nawet 10% złowionych łososi pochodzi z hodowli. Jak to możliwe, skoro większość z nich powinna sobie nie poradzić?

Gdy na wolność nagle zostaje wypuszczonych 75 000 osobników, części z nich udaje się dotrzeć do rzek i podjąć próbę tarła – szczególnie, jeśli ich ucieczka ma miejsce w porze rozmnażania ryb. Gdy krzyżują się one z dzikim łososiem, ich potomstwo przejmuje mieszankę cech rodziców, czyniąc młode ryby mniej przystosowane do naturalnego środowiska. Proces ten stopniowo niszczy integralność genetyczną dzikich populacji.

Wato uzmysłowić sobie skalę problemu. Szacuje się, że populacja dzikiego łososia w Szkocji wynosi 300 000 osobników. Nagłe wypuszczenie 75 000 łososi hodowlanych podnosi jej liczebność o jedną czwartą. Badania Norweskiego Instytutu Badań Przyrodniczych potwierdza przy tym, że już przy udziale zaledwie 1% łososi hodowlanych w populacji dzikiej dochodzi do pogorszenia kondycji i spadku liczby potomstwa.

Ryby uciekają nie tylko w Szkocji

Sytuacja z północy Wysp Brytyjskich nie jest odosobniona. W 2023 roku podobny incydent miał miejsce w Norwegii, gdy podczas ucieczki do skandynawskich rzek przedostało się 27 000 hodowlanych łososi. Chociaż wyznaczono nagrody za łapanie uciekinierów, to wyłowienie ich okazało się bardzo trudne. Udało się odłowić jedynie kilka procent łososi.

Niebezpieczeństwa związane z masową ucieczką ryb hodowlanych pokazują, że dotychczasowe środki zapobiegawcze są niewystarczające. Badania pokazują, że hodowlełososi są wyjątkowo narażone na ekstremalne zjawiska pogodowe, które zdarzają się coraz częściej. Otwarte siatki i pływające klatki zapewniające rybom dostęp do świeżej wody i tlenu są podatne na zniszczenia w wyniku burz czy sztormów.

Coś w hodowli łososia atlantyckiego powinno się zmienić. To obecnie najcenniejszy ze wszystkich hodowlanych gatunków morskich, który w 2022 stanowił 18% światowej wartości produkcji akwakultury morskiej. Jego trzecim co do wielkości producentem jest zaś Wielka Brytania.

Źródło: The Conversation, NINA, IUCN Red List

Nasz autor

Jonasz Przybył

Redaktor i dziennikarz związany wcześniej m.in. z przyrodniczą gałęzią Wydawnictwa Naukowego PWN, autor wielu tekstów publicystycznych i specjalistycznych. W National Geographic skupia się głównie na tematach dotyczących środowiska naturalnego, historycznych i kulturowych. Prywatnie muzyk: gra na perkusji i na handpanie. Interesuje go historia średniowiecza oraz socjologia, szczególnie zagadnienia dotyczące funkcjonowania społeczeństw i wyzwań, jakie stawia przed nimi XXI wiek.
Jonasz Przybył
Reklama
Reklama
Reklama