Słonie: artykuł do przemyślenia
Mondulkiri i Ratanakiri to najbardziej zalesione regiony Kambodży. Jeszcze...
Położone we wschodniej części kraju zachwycają zielenią dziewiczej dżungli, ukrytymi wśród drzew rwącymi potokami i przepięknymi wodospadami.
Żyjąc w jednym z najbiedniejszych krajów świata, jego mieszkańcy wykorzystują każdą szansę na zdobycie dodatkowego źródła przychodu dla rodziny, często w wysokości zaledwie kilkudziesięciu dolarów w miesiącu, niszcząc przy tym to, co mają najcenniejsze – własne środowisko.
Zalesienie Kambodży od początku lat 70-tych zmniejszyło się z 72 do 46 procent. Z każdym rokiem terenów pokrytych lasami drastycznie ubywa ze względu na rosnące zjawisko wycinania drzew i przestępczość z tym związaną. Kambodża ma jeden z największych poziomów wylesienia na świecie, tuż po Nigerii i Wietnamie. Hektary lasów zostają zastąpione polami wykorzystywanymi do rolnictwa bądź pod bardziej zyskowne plantacje, np. kauczuku. A cały proceder odbywa się pod okiem skorumpowanej policji i władz rządowych, które zgadzają się na czerpanie zysków z nielegalnego wycinania lasów.
W ostatnich kilku latach pozbawiono życia kilku dziennikarzy zaangażowanych w walkę z nielegalnym handlem drewnem, w którym bezpośredni udział biorą również władze rządowe i policja. Zarekwirowane w maju tego roku nielegalne drewno miało zostać przez policję wystawione na licytację. Lista uczestników licytacji była jednak z góry ustalona, a organizacjom międzynarodowym zabroniono udziału i możliwości monitorowania całego procesu. Zaledwie miesiąc temu, 13 października, kolejny dziennikarz został zastrzelony w Kratie, przez przemytników działających na terenie pomiędzy prowincjami Kratie, Mondulkiri a Wietnamem.
Zanikające dżungle, ginące zwierzęta
Jadąc na północ od miasta Ban Lung, w prowincji Ratanakiri, z każdym kilometrem droga staje się coraz gorsza i trudniejsza do przebycia. Z miasta prowadzą jeszcze wąskie drogi asfaltowe, na których i tak odczuwa się wyraźne nierówności, pagórki, wgłębienia, gdzieniegdzie większe dziury zmuszają do zmniejszenia prędkości i omijania ich łukiem. Droga prowadzi przez gęsty las, asfalt się kończy, został zastąpiony kamieniami i żwirem, jednak widać, że dalsza cześć drogi jest w budowie. Kolejne kilka kilometrów w głąb khmerskiej dżungli widać znaczną różnicę, gęstość zaludnienia znaczenie sie zmniejszyła, rzadko można spotkać motor, minąć jakąś wioskę ze starymi budynkami, czasami widać grupę kobiet z tobołem gałęzi na plecach, idących poboczem drogi. Piękny widok, tylko czerwona droga i otaczający las z odgłosami jego mieszkańców.
Ale już po kilku minutach jazdy las staje cię rzadszy. Miejscami gęste, dzikie i pozornie chaotyczne drzewa przekształcają się w symetrycznie zorganizowane plantacje, ciągnące się kilometrami. Im dalej od miasta i ludzi, tym mniej dżungli. Słońce pali, czerwony kurz pokrywa wszystkie części ciała i ekwipunku, a do tego czuć okropny smród spalenizny. To dym wypalanych korzeni drzew, wyciętych na kilkusetmetrowych połaciach ziemi. Niesamowity, ale zarazem straszny widok. Niewiarygodne, że tak piękne i ogromne obszary natury są niszczone przez człowieka. Kolejne kilometry wzdłuż rzeki Tonle San, niedaleko Parku Narodowego Virachey, ukazują kolejne dewastujące zniszczenia. Zapach dymu wypalanych pól ciągnie sie kilometrami. Widok tysiąca korzeni wyciętych drzew, a wśród nich pojedynczych, skromnych, tradycyjnych, khmerskich domów jest przytłaczający. Żar z nieba oraz ciepło ognia nie przeszkadza Khmerom, szczególnie kobietom i dzieciom, gdyż to one wykonują większość zadań, pracować na polu i wypalać pozostałe gałęzie. A może ta praca sprawi, że na kolację dostaną zwiększoną porcję ryżu, albo pojawi się możliwość wysłania dzieci do szkoły?
Niestety, wycinanie dżungli w Mondulkiri powoduje, że populacja wielu gatunków zwierząt stopniowo wymiera. Coraz mniej jest nie tylko małych gryzoni, czy ptaków, ale również tygrysów i słoni, które niegdyś licznie zamieszkiwały dzikie przestrzenie północno-wschodnich khmerskich wzgórz.
Zmniejszająca sie populacja słoni
Każdego roku fala turystów zalewa dzikie rejony Azji, w tym także mało odwiedzane części Kambodży wschodniej, w celu spełnienia swoich wyidealizowanych marzeń o zagubieniu się w dzikości dżungli na grzbiecie słonia. Turyści nie zdają sobie jednak sprawy, jaki wpływ na populację słoni ma fakt wykorzystywania ich jako środek transportu w turystyce. W naturalnych warunkach słonie spędzają dziennie 21 godzin na jedzeniu. Będąc pod sznurem swojego właściciela, z zadowolonymi turystami na grzbiecie, ich czas na jedzenie jest skracany do zaledwie kilku godzin dziennie. Efektem jest wzrost umieralności ze względu na wycieńczenie. Podczas gdy na wolności słonie żyją przynajmniej 60-80 lat, złe warunki życia skracają ten czas nawet o 20 – 30 lat.
Ponadto właścicielom słoni nie opłaca się zabieganie o prokreację gatunku, gdyż proces ten jest zbyt czasochłonny i kosztowny. Do kopulacji dochodzi najczęściej pod koniec pory deszczowej. Następnie słonica jest w ciąży ponad 20 miesięcy, a przez kolejne dwa lata karmi młode. W tym czasie nie jest w stanie pracować. Żaden z właścicieli słoni, utrzymujący rodzinę z ich pracy, nie zgodzi się na zwolnienie z pracy zwierzęcia na prawie 4 lata.
Projekt Mondulkiri
W takim kraju jak Kambodża mieszkańcom brakuje pieniędzy na zakup jedzenia, wysłanie dzieci do szkoły czy lekarstwa. Z pól kauczukowych powstałych na wyciętych terenach leśnych lub z turystycznego wykorzystania słoni można zarobić dużo więcej. Dlatego wielu Khmerów korzysta z tych sposobów łatwego i szybkiego uzyskania chociażby minimalnego dochodu.
Coraz częściej pojawiają się jednak głosy walczące o zachowanie naturalnego środowiska i jego mieszkańców, które dobrze zdają sobie sprawę z postępującej degradacji przyrody i z determinacją dążą do jej ochrony.
Alternatywą coraz częściej stają się programy związane z odpowiedzialną turystyką oraz edukacją ekologiczną rdzennej ludności. Jednak mieszkańcom Kambodży trzeba dać coś w zamian, inaczej nie zrezygnują tak szybko z jedynego źródła dochodu. Jednym wyzwaniem jest przekonać ludność o wartości środowiska naturalnego, zapewnić inną możliwość zarobku i zabezpieczyć lasy przed wycięciem, słonie przed wyginięciem, innym jest powstrzymać zagraniczne firmy prywatne przed tworzeniem plantacji kosztem dzikiej przyrody, a kolejnym wyzwaniem pozostaje powstrzymanie nielegalnych wycinek lasów, wykorzystywania słoni do ciężkiej pracy, głodowania ich lub pozbawiania drogocennych kłów.
Jednym z takich przedsięwzięć jest Projekt Mondulkiri. Do zainicjowania projektu w roku 2013 doprowadził Hong Ngun, działający pod pseudonimem Mr Tree.
Projekt ma na celu wspieranie walki z wycinaniem lasów, ratowaniem zagrożonej populacji słoni w Kambodży, a także pomocy autochtonicznej ludności zamieszkującej ten region kraju.
Mr Tree przez niemal 10 lat pracował jako przewodnik po regionie Ratanakiri i Mondulkiri, najbardziej zalesionym terenie w Kambodży i jednocześnie najbardziej narażonym na wycinanie lasów. To właśnie z jego inicjatywy i zaangażowania w ochronę przyrody, w której się wychował, powstał program ochrony części wzgórz wokół Son Monorom, stolicy prowincji Mondulkiri.
Dzięki australijskiemu sponsorowi, Mr Lee, który sam był działaczem środowiskowym na rzecz powstrzymania wycinania lasów, zdołano zebrać fundusze na wynajęcie od rodzimej ludności Bunong znacznej części nienaruszonej jeszcze dżungli. Projekt wspiera trzy główne aspekty: przekonuje dorosłych członków rodzin o potrzebie edukacji najmłodszych i wspiera wysyłanie dzieci do szkoły, uświadamia o potrzebie ochrony własnego środowiska naturalnego i utrzymania przy życiu populacji słoni. Kilka osób z rodziny Bunong we wioskach Putang i Orangzostało przeszkolonych na odpowiedzialnych przewodników turystycznych, dając przy tym źródło dochodu ich rodzinom i zapewniając w ten sposób długotrwałość i kontynuację projektu.
Największym wyzwaniem było jednak przekonanie właścicieli słoni do oddania zwierząt. Okazało się, że z liczby niemal 200 słoni w regionie pozostały zaledwie 53 sztuki, z których wszystkie były wykorzystywane do ciężkich prac w rolnictwie, budownictwie, a w ostatnim czasie przede wszystkim w turystyce. Dlatego zaczęto starania o znalezienie zadawalającego właścicieli rozwiązania. Nawiązano współpracę z kilkoma lekarzami oraz apteką Mondulkiri Pharmacy.Rodziny Bunong wspierające ochronę przyrody, mają więc ułatwiony dostęp do porad lekarskich i bezpłatnych leków.
Finansowanie projektu w chwili obecnej zapewnione jest przez turystów odwiedzających Mondulkiri. Mr Tree proponuje obcokrajowcom dwie trasy po dżungli, dzień ze słoniami i dzień trekkingu.
Na jednym ze wzgórz wśród bujnej zieleni wybudowano chatkę z drewna, gdzie turyści mogą spędzić noc pomiędzy wyprawami.
Podczas dnia ze słoniami turyści mają możliwość przyjrzenia się życiu słoni na wolności, karmić je, a nawet kąpać w rzece. Podczas trekkingu zwiedzają najskrytsze zakątki dżungli, podziwiając przepiękne wodospady, wsłuchując się w jej odgłosy.
W tej chwili w projekcie wolnością cieszą się dwa słonie, dokładniej mówiąc słonice. Pracownicy projektu nie ustają jednak w poszukiwaniach partnerów. Tylko wtedy można mieć nadzieję na stopniowe zwiększanie liczby tych potężnych, niesamowitych, ale również delikatnych zwierząt. A z pomocą odpowiedzialnych turystów nowe pokolenia słoni będą mogły cieszyć się wolnością w nienaruszonej niszczycielską siłą człowieka dżungli.