Reklama

My nie będziemy wożeni jeepem? – spytał się mój amerykański narzeczony, kiedy okazało się, że mamy pokonać wysoki płot odgradzający gromadkę wycieczkowiczów od stada jeleni milu bacznie przyglądających się naszym poczynaniom. Dość groźnie wyglądające samce pochodzącego z Chin gatunku Elaphurus davidianus, gotowe do obrony swoich samic, nie odstraszyły zaciekawionych uczestników safari, którzy pobiegli w ich kierunku i zaczęli robić zdjęcia. Dzięki błyskawicznej interwencji naszej przewodniczki nic się nikomu nie stało, mimo iż, jak się dowiedzieliśmy, jelenie w okresie godów mogą omyłkowo potraktować człowieka jak konkurenta i zaatakować.
Nieodparta chęć bezpośredniego kontaktu z przyrodą pomogła w pokonaniu strachu i kolejnego ogrodzenia, za którym zobaczyliśmy wilki, tym razem bezpiecznie oddzielone od ludzi drucianą siatką. Nieco dalej, w klatkach, zapoznaliśmy się z różnymi gatunkami ptaków drapieżnych, a na otwartej przestrzeni udało nam się na krótko zaprzyjaźnić z żurawiami i jagnięciem wyglądającym jak futrzana maskotka. Najbardziej towarzyska okazała się być jednak oślica z młodym. Na widok zbliżającej się wycieczki przybiegła na pieszczoty i jedzenie. Co bardziej przewidujący wraz z biletem wstępu kupili małe torebki z karmą dla roślinożerców. W przeciwieństwie do większości tego typu miejsc, w Kadzidłowie dozwolone jest głaskanie i karmienie zwierzaków. Warto jednak zachować umiar i nie przesadzać z poufałością w stosunku do zwierząt, zwłaszcza że one na ogół wcale nie ma-ją na to

Reklama
Reklama
Reklama