Nie tylko „hormon szczęścia”? Ekspertka tłumaczy, co naprawdę robi z nami dopamina
Dopamina to nie tylko „hormon szczęścia”. Ekspertki wyjaśniają, że to skomplikowany neuroprzekaźnik, który odpowiada za motywację, uwagę i przetrwanie. Dowiedz się, co naprawdę dzieje się w mózgu, kiedy robisz coś przyjemnego.

- Katie Camero
Spis treści:
- Cząsteczka napędzająca pragnienia, nie przyjemność
- Scrollujesz bez końca? Mózg właśnie się uczy
- Czy naprawdę można mieć „dopaminowego kaca”?
- „Post dopaminowy” to nie dieta, której da się trzymać
Dopamina jest powszechnie znana jako „hormon dobrego samopoczucia”, ale – jak twierdzą naukowcy – to bardzo uproszczone ujęcie. Choć jej poziom wzrasta podczas przyjemnych aktywności, sama dopamina nie sprawia, że czujemy się dobrze.
Tysiące filmów na TikToku pokazują sposoby na „podbijanie” dziennej dawki dopaminy. Pojawiają się tam porady dotyczące resetów, detoksów czy odstawień. Eksperci jednak ostrzegają: nauka za tymi trendami jest często wątpliwa. Daniel Dombeck, profesor neurobiologii, podkreśla, że dopamina nie jest równoznaczna z odczuwaniem szczęścia. Jej główną rolą jest wspieranie procesów poznawczych, takich jak motywacja, uwaga czy pamięć.
Cząsteczka napędzająca pragnienia, nie przyjemność
Dopamina działa jako neuroprzekaźnik i hormon, umożliwiając komunikację między neuronami. Jej wpływ zależy od lokalizacji w mózgu – w jednych obszarach zwiększa koncentrację, w innych impulsywność. Niedobory dopaminy mogą powodować problemy z uwagą, ruchem i emocjami, co wiąże się z chorobami takimi jak Parkinson, ADHD czy uzależnienia.
Badania z lat 80. połączyły dopaminę z układem nagrody, ale nowsze odkrycia pokazują, że odczuwanie przyjemności i dopamina to nie to samo. Można cieszyć się nagrodą bez aktywnego układu dopaminowego – ale brakuje wtedy motywacji do jej zdobywania. To właśnie dlatego możesz pragnąć czegoś, nawet jeśli nie sprawia ci to radości. Dopamina to cząsteczka odpowiedzialna za chęć, a nie za satysfakcję.
Scrollujesz bez końca? Mózg właśnie się uczy
Za każdym razem, gdy przeglądasz media społecznościowe, mózg „zapisuje” szczegóły sytuacji – dźwięk, obraz, emocje. To wszystko dzięki dopaminie, która uruchamia proces zapamiętywania.
Ewolucyjnie mechanizm ten był pomocny. Przodkowie potrzebowali motywacji do zdobywania jedzenia czy budowy schronienia. Dziś mamy wszystko na wyciągnięcie ręki, ale układ dopaminowy działa tak samo – reaguje na powiadomienia, lajki czy inne bodźce. Dopamina wspierała przetrwanie naszych przodków, dziś zaś napędza cyfrowe nawyki.
Czy naprawdę można mieć „dopaminowego kaca”?
Wzrost poziomu dopaminy faktycznie występuje przy przyjemnych czynnościach – np. słuchaniu muzyki. Ale towarzyszą mu też inne substancje – serotonina, oksytocyna i endorfiny. Mówienie o „dopaminowym rushu” to uproszczenie. W rzeczywistości odczuwamy efekt współdziałania wielu neuroprzekaźników.
Zbyt wysoki poziom dopaminy może prowadzić do manii, zbyt niski – do depresji. Dopamina nie jest dobra ani zła – to substancja neutralna, pomagająca w adaptacji.
„Post dopaminowy” to nie dieta, której da się trzymać
Psycholog, który ukuł termin „post dopaminowy” w 2019 roku, chciał uchronić ludzi przed nadmiarem bodźców. Ale wiele osób błędnie zrozumiało ten pomysł dosłownie. Nie da się przestać produkować dopaminy, tak jak nie da się całkowicie przestać oddychać. Chodzi o ograniczanie impulsów, a nie o całkowity detoks.
Niektóre osoby uzależnione od leków działających jak dopamina mogą doświadczać objawów odstawienia – ale nie dotyczy to przeciętnych użytkowników smartfonów. Przygnębienie po wakacjach nie jest więc deficytem dopaminy – to normalna reakcja organizmu. Zaufaj, że dopamina robi swoje – nie musisz z nią walczyć.
Źródło: National Geographic

