Reklama

Rozważania nad naturą czasu można znaleźć już w pierwszych zachowanych dokumentach spisanych przez człowieka. Pojęcie czasu przenika absolutnie każdą myśl o sobie samym i o otaczającym świecie. Jednak od XX wieku fizycy coraz częściej kwestionują istnienie czasu jako takiego. Czy w takim razie wszyscy żyjemy w wielkim złudzeniu?

Jeśli zwrócimy uwagę na liczbę idiomów dotyczących czasu – czas płynie, biegnie, leci; czas na nikogo nie czeka itd. – można śmiało wysnuć wniosek, że czas jest konstruktem, na którym opieramy nasz sposób myślenia o sobie i o świecie. Jednak to, co wydaje się czymś oczywistym, przestaje takim być, gdy zacznie się rozważać samą naturę czasu.

Między przeszłością a przyszłością

Co właściwie oznacza „przepływ” albo „upływ” czasu? Przepływ czego? Rzeka płynie, ponieważ woda jest w ruchu. Co znaczy powiedzieć, że czas płynie? – zastanawia się Adrian Bardon, profesor filozofii w Wake Forest University oraz autor książki „Krótka historia filozofii czasu”.

Zdarzenia są bardziej „dzianiem się” niż rzeczami, a mimo to mówimy o nich tak, jakby miały zmieniające się położenia w przyszłości, teraźniejszości i przeszłości. Ale jeśli jakieś wydarzenia są w przyszłości i zbliżają się do ciebie, a inne są przeszłe i oddalają się — to gdzie właściwie się znajdują? Przyszłość i przeszłość nie wydają się mieć fizycznej lokalizacji – napisał Bardon w artykule opublikowanym na łamach „The Conversation”.

Nad tym, czym jest idea czasu, zastanawiał się już m.in. Parmenides z Elei, grecki filozof żyjący między VI a V wiekiem p.n.e. Przekonywał on, że jeśli przeszłości już nie ma, a przyszłości jeszcze nie ma, to w jaki sposób zdarzenia mogą przechodzić z przyszłości do teraźniejszości, a następnie w przeszłość? Bo przecież gdyby przyszłość była realnym konstruktem, to powinna być realna już teraz. A jeśli realne jest tylko to, co tu i teraz, to przyszłości nie można zaliczyć do tej kategorii. Podobne rozumowania można znaleźć u Arystotelesa, św. Augustyna i wielu innych.

Wszystko jest względne

Wiele wieków później kwestią czasu zajął się Izaak Newton. Dla niego czas to dynamiczne, fizyczne zjawisko istniejące w tle — regularny, tykający zegar wszechświata, względem którego można obiektywnie opisywać ruchy i przyspieszenia. I wszystko wydawało się grać, ale później pojawił się Albert Einstein oraz prekursorzy fizyki kwantowej…

Ogłoszone przez Einsteina w 1905 i w 1915 szczególna i ogólna teoria względności wprowadzają pojęcie relatywistyki, tym samym dyskredytują wyobrażenie czasu jako uniwersalnego zjawiska fizycznego.

Przede wszystkim Albert Einstein i analizujący jego teorię badacze wykazali, że prędkość światła jest stała, niezależnie od prędkości źródła. W dodatku nic nigdy nie jest naprawdę w spoczynku ani naprawdę w ruchu, bo te zależą od „układu odniesienia”. To układ odniesienia pozwala określić współrzędne przestrzenne i czasowe, ale nie będą one uniwersalne, lecz odnoszące się do obserwatora.

Czy czas jest tylko konstruktem?
Czy czas jest tylko konstruktem? /Fot. Michael Warwick/Shutterstock

W słynnym eksperymencie myślowym Einsteina, dwa pioruny uderzają jednocześnie w początek i koniec długiego, jadącego pociągu. Dokładnie po środku pociągu stoi pasażer. Natomiast na peronie, również w równych odległościach od początku i końca pociągu, stoi obserwator. Wydawałoby się, że obaj doświadczą piorunów w tej samej chwili. Ale pociąg porusza się w stronę jednego wyładowania i oddala od drugiego, przez co pasażer i obserwator przypiszą uderzeniom różne czasy.

W dodatku obaj będą mieli rację i obaj będą w błędzie. Ponieważ to, ile czasu upływa między zdarzeniami i kiedy coś się dzieje, zależy od układu odniesienia. Obserwatorzy poruszający się względem siebie będą w danej chwili nie zgadzać się co do tego, jakie zdarzenia dzieją się „teraz”; to, co jest teraźniejsze dla jednego, może być przyszłe dla innego — i tak dalej.

W teorii względności wszystkie czasy są równie realne. W dodatku wszystko, co kiedykolwiek się wydarzyło lub wydarzy, dzieje się teraz dla pewnego hipotetycznego obserwatora. Nie istnieją zdarzenia jedynie potencjalne ani takie, które są „tylko wspomnieniami”. Nie ma jednej, absolutnej teraźniejszości — a więc nie ma też „przepływu czasu”, w ramach którego zdarzenia rzekomo stają się obecne. Weźmy przykład jakiegoś kosmicznego zdarzenia, powiedzmy supernowej. Jeśli najlepsza kandydatka do supernowej, czyli Betelgeza eksploduje, my zobaczymy to zjawisko dopiero 600 – 650 lat później i dla nas będzie miało miejsce tu i teraz.

Czas jako projekcja psychiczna

Za to w fizyce kwantowej upływ czasu nie jest fundamentalny — jest prawdopodobnie zjawiskiem emergentnym, wynikającym z relacji między stanami kwantowymi, entropii i informacji, a nie z istnienia uniwersalnego kosmicznego zegara.

– Ja proponuję, by traktować nasze poczucie upływu czasu jako przykład projekcji psychologicznej — rodzaju błędu poznawczego polegającego na niewłaściwym rozumieniu własnych doświadczeń – napisał Bardon.

Jako przykład takiej projekcji podaje czerwoną różę. – Czerwona róża nie jest „naprawdę” czerwona sama w sobie. Róża odbija światło o określonej długości fali, a ta długość fali wywołuje określone wrażenie barwne. Róża nie jest naprawdę czerwona, ani też nie generuje „iluzji czerwieni”. Doświadczenie czerwieni wynika po prostu z tego, jak przetwarzamy obiektywne fakty o róży — przekonuje.

Zdaniem filozofa upływ czasu nie jest ani realny, ani iluzoryczny: jest projekcją wynikającą z tego, jak ludzie porządkują świat. Nasz obraz świata jest nierozdzielny od warunków, w jakich go postrzegamy i rozumiemy. W związku z czym każdy opis rzeczywistości będzie nieuchronnie przesycony naszą perspektywą. A błąd polega przede wszystkim na utożsamieniu tej perspektywy z samą rzeczywistością.

Źródło: The Conversation

Nasza autorka

Ewelina Zambrzycka-Kościelnicka

Dziennikarka i redaktorka zajmująca się tematyką popularnonaukową. Związana z magazynami portali Gazeta.pl oraz Wp.pl. Współautorka książek „Człowiek istota kosmiczna”, „Kosmiczne wyzwania” i „Odważ się robić wielkie rzeczy”.
Reklama
Reklama
Reklama