Im więcej ostrzeżeń, tym większa ciekawość. Paradoks internetowych „ostrzegaczy”
Krótki komunikat ostrzegający przed drastyczną treścią miał pełnić funkcję ochronną. W praktyce działa zupełnie inaczej – staje się zaproszeniem do kliknięcia. Z czego wynika ten paradoks? Naukowcy sprawdzili to na grupie kilkuset użytkowników internetu.

W zasobach internetu można znaleźć dosłownie wszystko. Oprócz wysokojakościowych treści jest też sporo stron publikujących materiały, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego.
Sprawy nie ułatwiają media społecznościowe. Nowe zdjęcia i filmiki pojawiają się tam nieustannie i trudno mówić o skutecznym nadzorze nad nimi.
Rozwiązaniem tego problemu miały być krótkie ostrzeżenia informujące o niepokojących treściach. Użytkownik może sam podjąć decyzję, czy chce kliknąć dalej, by je ujrzeć lub przeczytać. Z angielskiego znane są jako „trigger warnings”. Andrzej Uhl zaproponował polskie określenie: ostrzegacze.
Reakcje na ostrzegacze poddane testowi
Australijscy badacze z Uniwersytetu Flindersa przeprowadzili badanie mające na celu sprawdzenie skuteczności ostrzegaczy w internecie. Swoje wnioski opublikowali na łamach „Journal of Behavior Therapy and Experimental Psychiatry”.
W badaniu wzięło 261 Australijczyków w wieku od 17 do 25 lat, którzy zostali poproszeni o prowadzenie przez tydzień dziennika. Zapisywali w nim, jaka była ich reakcja na ostrzegacze i jakie działania podejmowali. Było to pierwsze badanie testujące skuteczność takich ostrzeżeń poza laboratorium – w normalnych domowych warunkach.
Ostrzeżenia wzmagają… ciekawość
Badanie wykazało, że prawie 90% młodych ludzi, którzy zobaczyli ostrzeżenie, decydowało się na obejrzenie treści. Co ich motywowało? Twierdzili, że robili to z ciekawości, a nie dlatego, że czuli się emocjonalnie przygotowani po otrzymaniu ostrzeżenia.
Wniosek jest zatem następujący: ostrzeżenia o potencjalnie niepokojących treściach rzadko prowadzą do ich unikania.
– U wielu osób ostrzegacze zdają się wywoływać efekt „zakazanego owocu”. Coś, co jest poza zasięgiem, często staje się bardziej kuszące. Może to wynikać z faktu, że negatywne lub niepokojące informacje zazwyczaj się wyróżniają i wydają się bardziej wartościowe lub wyjątkowe w porównaniu z informacjami codziennymi – mówi współautorka badania, dr Victoria Bridgland z Wydziału Edukacji, Psychologii i Pracy Socjalnej Uniwersytetu Flindersa.
W jej ocenie oznacza to, że wyniki najnowszych badań pokazują brak skuteczności takich ostrzeżeń i że nie są one skuteczne w ochronie osób wrażliwych. Bo osoby z wyższym poziomem lęku i depresją klikały w niepokojące treści wcale nie mniej chętnie.
Jak skutecznie ostrzegać?
Mimo że ostrzegacze w internecie są publikowane z najlepszymi intencjami, to po prostu się nie sprawdzają. Wywołują wręcz odwrotny skutek.
– Platformy mediów społecznościowych powinny rozważyć wdrożenie wbudowanych narzędzi, z których użytkownicy mogą korzystać w przypadku napotkania drastycznych treści – sugeruje dr Bridgland. Jak miałyby one wyglądać i działać? To kwestia przyszłych analiz. Sugeruje się na przykład, by ostrzegacze bardziej szczegółowo opisywały, co znajduje się w treściach, do których dostęp jest ograniczony. Być może wtedy ciekawość zostałaby zaspokojona i użytkownicy nie klikaliby dalej.
Źródło: Journal of Behavior Therapy and Experimental Psychiatry
Nasz autor
Szymon Zdziebłowski
Dziennikarz naukowy i podróżniczy, z wykształcenia archeolog śródziemnomorski. Przez wiele lat był związany z Serwisem Nauka w Polsce PAP. Opublikował m.in. dwa przewodniki turystyczne po Egipcie, a ostatnio – popularnonaukową książkę „Wielka Piramida. Tajemnice cudu starożytności” o największej egipskiej piramidzie. Miłośnik niewielkich, lokalnych muzeów. Uwielbia długie trasy rowerowe, szczególnie te prowadzące wzdłuż rzek. Lubi poznawać nieznane zakamarki Niemiec, zarówno na dwóch kółkach, jak i w czasie górskiego trekkingu.

