Jest szósta rano, Bacówka pod Małą Rawką budzi się powoli– trzeszczą deski, słychać krzątanie w kuchni na dole. Stare budynki mają duszę, drewno mówi – skrzypi, jęczy, pachnie, niesie głosy, jakby rozmowy odbywały się za papierową ścianą. Wychodzę na zewnątrz, na trawie wciąż srebrzy się rosa, kot ociera się o moje nogi, domagając się pieszczot, brzęczą owady, śpiewają ptaki. Siadam na ławce i zatapiam się w tej ciszy nie ciszy, bo przecież tu jednak wszystko żyje, wibruje, pachnie. Jestem w Bieszczadach. Przede mną roztacza się widok na Połoninę Caryńską z charakterystycznym trawiastym grzbietem, za mną jest Mała i Wielka Rawka oraz Trójstyk, miejsce, gdzie zbiegają się granice Polski, Ukrainy i Słowacji. Odpoczywam, mimo że codziennie pokonuję pieszo grubo ponad 20 km.

Reklama

Góry mają niesamowitą moc. Każdy przyjeżdża tu z jakąś historią, bagażem doświadczeń, problemami, ale szybko schodzą one na dalszy plan, bo jedyne, co się tu liczy, to stawianie kolejnych kroków, nabieranie powietrza do płuc i kontemplacja odsłaniających się za każdym nowym wzniesieniem coraz to bardziej oszałamiających widoków. Kocham góry, ich czystość, przestrzeń, harmonię i piękno. Mam do nich ogromny szacunek, bo jak mówią wszyscy ludzie gór, one uczą pokory. Dlatego nigdy nie należy ich lekceważyć i zanim wyjdziemy na szlak, warto się dobrze przygotować, by w pełni cieszyć się ich naturą.

Reklama

I o tym właśnie jest to wydanie Travelera. O potrzebie wędrowania, zachwycania się, męczenia się i radości z odpoczywania na najpiękniejszych szlakach Europy i świata.

Reklama
Reklama
Reklama