National Geographic 09/20

LUDZ K I E STOSUNKI Z ROBOTAMI są skomplikowane. Z jednej strony doceniamy to, jak wykonują niebezpieczną, powtarzalną pracę, dzięki czemu my nie musimy. Bywają wybawieniem w sektorach takich jak rolnictwo, gdzie farmerzy nie mogą znaleźć wystarczającej liczby ludzi do zbierania plonów. Jednak postępująca automatyzacja planety sprawia, że czujemy się nieswojo – i zagrożeni. Roboty nie potrzebują bowiem wakacji ani ubezpieczenia zdrowotnego. Według badań Pew Research Center po 2017 r. ponad 80 proc. Amerykanów wierzy, że do roku 2050 roboty przejmą większość prac wykonywanych obecnie przez ludzi, a zdaniem ok. 75 proc. powiększy to nierówności ekonomiczne. Ludzi, którzy twierdzą, że automatyzacja pracy jest społecznie szkodliwa, jest dwukrotnie więcej niż tych, którzy uważają ją za pomocną. 

Oczywiście ankiety te zostały przeprowadzone przed pandemią COVID-19, podczas której zastępowanie ludzi robotami zaczęło przypominać praktyczną odpowiedź na konieczność zachowania dystansu społecznego. 

Wysłaliśmy więc Davida Berreby’ego dookoła świata, aby przyjrzał się sytuacji robotów w społeczeństwach. Dziś roboty dostarczają żywność w angielskim Milton Keynes, przenoszą zaopatrzenie w szpitalu w Dallas, dezynfekują szpitalne sale w Chinach i Europie, a także przemierzają singapurskie parki, upominając spacerowiczów, żeby zachowywali dystans społeczny – pisze Berreby.

– Jest nieuchronne to, że będziemy mieli inteligentne maszyny, sztuczne stworzenia, które staną się częścią codziennego życia – powiedziała Berreby’emu Manuela Veloso z Carnegie Mellon University. Gdy zaczynasz akceptować roboty wokół siebie, jako trzeci rodzaj stworzeń, obok zwierząt i ludzi, chcesz tworzyć z nimi relacje.

Trzeci rodzaj stworzeń? To rzeczywiście nowy pomysł. Ale jeszcze nie jesteśmy w tym miejscu. Jak dotąd, twierdzi Berreby, roboty nie są w stanie dorównać zdolnościom ludzkiego umysłu, zwłaszcza w sytuacjach zaskakujących, nie wykazują też np. zdrowego rozsądku. A zatem nie mają cech niezbędnych do bycia redaktorem magazynu.

Ale dajmy im kilka lat. Zanim to nastąpi, pozwolę sobie osobiście podziękować, że czytacie National Geographic.

Susan Goldberg