Mateusz Łysiak: Współczesny człowiek renesansu – tak jesteś często przedstawiany. Odpowiedzmy zatem na pytanie: kim jest dziś człowiek renesansu?

Reklama

Fiann Paul: Wiedzę i umiejętności twórców renesansu charakteryzowały 3 cechy: szeroki zakres, głębia i integracja, dlatego też nazywano ich polimatami. W moim przypadku to integracja dokonań w obszarach sportu, sztuki i dyscyplin intelektualnych, które dzisiaj rzadko są łączone na poważnym poziomie. Widziałem, że na serwisie National Geographic Polska jakiś czas temu pojawił się ciekawy artykuł o tym, że w antyku na igrzyskach olimpijskich przyznawano medale również za osiągnięcia w dziedzinach sztuki. Miło mi, ze ktoś wciąż przypomina o wielowymiarowości mistrzostwa według antycznych standardów.

Renesans był inspirowany antycznymi standardami, gdzie pojęcie Arete zakładało, ze człowiek rozwija się w pełni jedynie, gdy rozwija się jednocześnie sportowo, intelektualnie i duchowo. Duchowość głównie oznaczała sztukę, a dużą częścią jakości intelektualnej stanowiła retoryka.

W Polsce, o dziwo, jesteś osobą anonimową, ale o Twoich wyczynach i rekordach mówiono już chyba we wszystkich największych mediach na świecie. W 2020 r. byłeś też na liście mówców A&K Cruises razem z Lechem Wałęsą.

Tak, Lech Wałęsa i ja byliśmy zatrudnieni jako mówcy na tym samym statku A&K Cruises, ale niestety ostatecznie pandemia zablokowała event. Przypadkowo kolejny raz znaleźliśmy się w grupie razem, kiedy zostałem Honorowym Kapitanem Żeglugi Wielkiej z decyzji Stowarzyszenia Kapitanów Żeglugi Wielkiej w Gdyni. To garstka osób i wyjątkowy zaszczyt.

Jako że pochodzę z Polski, czasem przytaczam odnośnie do sławy czy bycia rozpoznawanym, że według amerykańskich standardów robi się coś przez 2 minuty, a później opowiada się o tym przez dwa lata. Ja wychowałem się w rzeczywistości, gdzie robi się coś przez 2 lata, a opowiada się o tym przez dwie minuty.
Kilka lat temu rozmawiałem z potencjalnymi sponsorami z Polski, ale niestety do współpracy nie doszło.

Wyczyny, jakie masz na koncie to próba nie tylko sił fizycznych, ale też (a może przede wszystkim?) psychicznych. Przekraczanie własnych barier nie jest Ci obce. Tak jak inicjacje... Mógłbyś opowiedzieć więcej o swoim doświadczeniu sprzed przeprawy przez Cieśninę Drake’a?

Pewnym tematem przewodnim tej wyprawy były dla mnie plemiona Yamana i Selk’nam, czyli ostatnie nieskolonizowane plemiona Ziemi Ognistej. Poznałem ich historię w 2013 r., kiedy spędziłem w tym miejscu kilka miesięcy. Grupy te zasłynęły tym, że były odporne na manipulacje i miały nietypowe podejście do hierarchii – jej ułomności wykorzystywali kolonizatorzy.

Członkowie tych plemion okrążali przylądek Horn już jako nastolatki przy pomocy prymitywnych, małych łodzi własnego autorstwa. Co ciekawe, po 10 tysiącach lat kultywowania tej tradycji, za odkrywcę Horn nadal uważa się Francisa Drake’a. To na jego cześć nazwano sąsiednią cieśninę.

Wracając do pytania... Plemienne inicjacje były egzaminem z kreatywności i odwagi. Dla mnie jako dla lidera całej załogi to było szczególnie ważne doświadczenie. Najtrudniejsze elementy wypraw pozostają nieznane dla większości widzów czy odbiorców. Często trzeba zainwestować dużo więcej wysiłku niż w samo wiosłowanie. Piękno Antarktydy to owoc trudów inicjacji, jaką jest też przeprawa przez Cieśninę Drake’a. Po przebyciu piekła wyłania się niebiański, polarny pejzaż tętniący unikalnym życiem. To nagroda za ciężką pracę. W naszych oczach pojawiły się łzy.

Jak wyglądała rekrutacja zespołu na wyprawę? Jakie cechy powinni mieć idealni towarzysze?

Idealni prawie nie istnieją. Według mnie obecnie jest ok. 10 osób na świecie, które spełniają wymogi wyprawy i nie zawsze udaje mi się te osoby znaleźć. Szukam ludzi, którzy mają: odwagę, sprawność fizyczną, umiejętności, doświadczenie, czas, pieniądze i są wystarczająco szaleni. Czasem nie jestem w stanie znaleźć idealnych towarzyszy i muszę pójść na kompromis. Kapitan natomiast oprócz powyższych musi też być dobrym marynarzem, wizjonerem i menedżerem. Wyprawy często kosztują miliony dolarów czy euro. Można je porównać do startupów, które muszą odnieść sukces.

W swoich wyprawach dowodziłeś światowej sławy sportowcami. Przypuszczam, że w ich trakcie załoga borykała się z różnymi problemami. Czy jako kapitan wykorzystywałeś swoje doświadczenie i wykształcenie psychologiczne?

Filozof Kirkegaard powiedział „Życie żyje się naprzód a rozumie wstecz”. Więc mimo że oprócz doświadczenia i wykształcenia psychoanalitycznego robię również doktorat z przywództwa, muszę się przyznać, że często byłem w stanie wykorzystać swoją wiedzę jedynie retrospekcyjne. Byłbym idealistą, gdybym twierdził, że w tak ekstremalnych warunkach łatwo jest zastosować książkowe wzorce przywództwa i rozwiązywania problemów. Wszystkim znanym liderom historycznych wypraw ekstremalnych puszczały czasem nerwy. To zrozumiałe, bo przecież w ferworze akcji, pod ogromną presją i w całkowitym wycieńczeniu mówimy o liderowaniu zupełnie innym niż w organizacjach czy instytucjach, gdzie mamy czas usiąść przy czystym stole i porozmawiać. Większość uczestników takich wypraw to silne osobowości typu alfa i ściera się tam wiele sil widzialnych i niewidzialnych.

Pokonanie Cieśniny Drake’a przy użyciu siły mięśni to nie był pierwszy historyczny wyczyn w Twojej karierze, ale chyba najtrudniejszy, prawda? Porównano go nawet do wypraw w kosmos.

Rzeczywiście tak go porównano, gdyż w uproszczeniu ok. 500 osób w historii świata odbyło podróż w przestrzeń kosmiczną, a nikt wcześniej nie przemierzył dzięki sile mięśni otwartych wód Oceanu Antarktycznego. Myślę, że wszystkie trzy wyprawy polarne były bardzo trudne, szczególnie że były to jedyne w historii świata udane pionierskie wyprawy napędzane siłą mięśni na otwartych wodach polarnych. Tylko jedna z tych tras została powtórzona.

Przypuszczam, że eksplorowanie naszej planety, a przy tym bicie kolejnych rekordów, wymaga ogromu przygotowań i wiedzy na konkretny temat. W tym celu stworzyłeś specjalną bazę danych osiągnięć. Na czym polega ten projekt i do kogo jest skierowany?

Guinness World Records nazwało ten projekt pierwszą „prawdziwą bazą danych przygód i eksploracji”. Jest to inteligentna baza, która filtruje, sortuje i wiąże różne dane ze sobą. W ciągu ostatnich 30 lat pięciokrotnie próbowano ją stworzyć, jednak wcześniej nikomu się to nie udało. Ja zrobiłem to w ramach wolontariatu, za co zostałem szczególnie doceniony.

Skoro mowa o przygotowaniu i wiedzy, to warto podkreślić, że eksploratorzy są też w pewnym sensie inżynierami. Od początków tej tradycji, aby osiągnąć coś po raz pierwszy, musieli projektować sprzęty i gadżety, które dotychczas nie istniały oraz które spełniałyby wymagania tych pionierskich wyzwań w nowych i nieznanych dotąd warunkach. Jednym z takich przykładów jest niedostępny na rynku skafander. To autorski produkt łączący safety i performance suit, a to nie jest oczywiste. Został zaprojektowany tak, aby kształtem i wymiarami współpracował z mechaniką ruchu wioślarskiego. Jest szyty na miarę na każdego z uczestników.

Ścigasz się nie tylko ze sobą, ale również z innymi odkrywcami i podróżnikami. W tym roku oficjalnie pokonałeś Reinholda Messnera pod względem liczby World’s Firsts, czyli historycznych, pionierskich dokonań. Przypadkiem czy taki był cel?

To był mój drobny ukłon w stronę Ice Warriors, elity światowego himalaizmu polskiego pochodzenia, na której czele stał Jerzy Kukuczka. On pierwszy przez całe życie „ścigał się” z Messnerem. Kukuczka „przegrał” minimalnie. Ja miałem pewną szansę pokonać Messnera, gdyż jako jedyny na świecie otrzymałem tych tytułów więcej niż on. Jako że ta informacja znajduje się w artykule o nim na Wikipedii, zakładam, że uszanował moje dokonania.

Te tytuły mają szczególną wartość, ponieważ są najdoskonalszą formą rekordów. Ich posiadanie nigdy nie wygasa, trwa nawet po śmierci eksploratora, podczas gdy rekordy na przykład prędkości będą pobite prędzej czy później.

O kajakowych przeprawach przez oceany w Polsce zrobiło się głośno dzięki Aleksandrze Dobie. Jak będziesz wspominał tę wyjątkową postać?

Zacznijmy od tego, że doceniam ludzi, którzy własnym wysiłkiem dokonali czegoś nietuzinkowego. Aleksander doba życzył mi powodzenia na łamach „Gazety Wyborczej” przed moją wyprawą przez Cieśninę Drake’a. Ja wstawiłem się za nim u Guinness World Records, gdyż dopiero po stworzeniu bazy danych, o której wspomnieliśmy wcześniej, specjaliści z GWR byli w stanie porównać osiągnięcia Olka do innych transoceanicznych kajakarzy. Zebranie i usystematyzowanie historycznych informacji podczas tworzenia tej bazy danych to były długie godziny pracy. W rezultacie GWR przyznało Olkowi 10 rekordów.

Należysz do niewielkiej grupy osób, które mogą pochwalić się sukcesami zarówno sportowymi, jak i artystycznymi. Czym jest dla Ciebie sztuka?

Sztuka dla mnie jest najpełniejszym sposobem wyrażenia siebie. Szczególnie szanuję, kiedy jest to dodatkowo podbite ciężką pracą i umiejętnościami, a nie manieryzmem. Uważam, że prawdziwi artyści nie podążają za obowiązującymi trendami. Często wspominam ostatnie słowa Van Gogh’a „smutek nigdy się nie kończy”. Aby dopełnić definicje sztuki, dodałbym słowa Platona o tym, że „zadaniem pięknych obiektów jest inspirowanie, kształtowanie i rozwijanie ludzkiej duszy”.

Zdarza się, że ludzie bardziej kojarzą Cię z artystycznych osiągnięć niż eksploratorskich?

Kiedy wpisuję swoje imię w Google, widzę, że jestem przedstawiany jako artysta. Gdy zobaczyłem to pierwszy raz, pomyślałem, że chciałbym to zmienić, bo przecież przede wszystkim jestem eksploratorem. Później stwierdziłem, że nie, że chciałbym tak to pozostawić, ponieważ u rdzenia nawet jako eksplorator wyrażam się najprawdziwiej poprzez wyprawy, które pozostawiam na mapach świata. To wyrażenie siebie przez czyny, tutaj konkretnie pionierskie wyprawy, jest jak artystyczny akt, czy też sztuka. To autentyczność tego aktu definiuje ostatecznie czy stanie się on sztuka, czy nie.

U rdzenia wszystkich moich aktywności jest potrzeba wyrażenia się i ostatnimi laty to była główna siła napędzająca moje działania w życiu. Zaczynam powoli myśleć o tym, że celem życia człowieka albo całego życia we wszechświecie jest właśnie wyrażanie się, oczywiście głównie przez działania. Jako psychoanalityk zauważam coraz bardziej, jak ważne jest to dla wszystkich ludzi, i jak brak możliwości wyrażenia się od werbalnego do wyrażenia poprzez czyny i aktywności powoduje uczucie pustki lub niepokoju. Niestety taka potrzeba jest często stłumiona potrzeba zapewnienia podstawowych potrzeb, które narzucają wiele kompromisów w życiu człowieka.

Obecnie panuje groteska wyrazu siebie, której dowodzą tak zwani influencerzy. Myślę, że powinni nazywać się influencee (z ang. osoba, która poddaje się wpływom), ponieważ ich wizerunek jest rezultatem podstawowych preferencji tłumów i są zaprzeczeniem poszukiwania własnego sposobu wyrazu, czy inspiracji innych do rozwoju.

Jesteś Dyplomowanym Geografem Królewskiego Towarzystwa Geograficznego (RGS) w Londynie. Mógłbyś opowiedzieć o tym więcej?

Z RGS związani byli wszyscy najwięksi eksploratorzy w historii ostatnich 200 lat. Jest tylko kilkuset Dyplomowanych Geografów na świecie. Z mojej strony to przede wszystkim chęć identyfikowania się z tą dziedziną nauki oraz aktywnościami i bycia postrzeganym przez ten pryzmat.

To wyróżnienie pozwala na używanie post-nominal letters CGeog. W krajach Wspólnoty Narodów można dodać niektóre post-nominal letters do paszportu, więc jest to standard ratyfikowany międzynarodowo. Dla mnie ten dyplom to też pewna kompensacja studiów, które długo rozważałem. W liceum byłem laureatem olimpiady z geografii i poważnie myślałem nad studiowaniem meteorologii lub geomorfologii. Ostatecznie studiowałem architekturę, ale życie potrafi jednak zaskoczyć. 20 lat później staję się geografem. To kolejna część mnie, która potrzebowała się wyrazić.

Zaprzeczasz stereotypom, jakoby sportowcy szybko kończyli edukację. Możesz pochwalić się kilkoma dyplomami oraz niesamowitym doświadczeniem mieszkania w sumie na każdym kontynencie. Co dało Ci to doświadczenie?

Mimo że uważam, że nie mam misji zmieniania świata, jeśli mógłbym zaproponować jakąś zmianę, to byłoby to opuszczenie paradygmatu zakładającego, że osoba musi być albo inteligentna, albo wysportowana, a poruszanie się pomiędzy tymi biegunami jest postrzegane często przez nas jak niepisane łamanie zasad. Myślę, że dobrze byłoby z tym skończyć i zrozumieć, że łącząc oba bieguny, dodajemy, a nie odejmujemy.

Życie na każdym kontynencie natomiast nazywam swoja nieformalna edukacja, spędziłem przynajmniej rok na każdym z nich i zawsze pozostawałem w nieturystycznych okolicznościach, nawiązując relacje zawodowe i osobiste tylko z lokalnymi ludźmi. Ta nieformalna edukacja w dużej mierze mnie ukształtowała.

Pandemia ograniczyła wiele aktywności. Na szczęście powoli wracamy do normalności, ale ciekaw jestem, jak wyglądał lockdown w Twoim wykonaniu? Jak wykorzystałeś ten czas w zamknięciu?

Udało mi się skończyć dwa semestry studiów Psychologii Głębi w Zurychu, zamiast jednego, a co za tym idzie, napisałem pracę dyplomową, zakończyłem cale studia i zdałem wszystkie egzaminy. Wśród frustrujących doświadczeń natomiast jest przełożona wyprawa, o której opowiem więcej, kiedy dotrze do linii startu oraz trudności w życiu romantycznym, o których nie chce opowiedzieć więcej (śmiech).

W jednym z wywiadów wspomniałeś, że frustracja potrafi być ogromną motywacją. Jak przekuć poczucie beznadziei w mobilizację?

Najpierw szczerze przyznam, że nie zawsze się da. To zależy od naszego indywidualnego progu tak zwanej optymalnej frustracji i naszego subiektywnego odbioru frustrującego doświadczenia. Jeśli te dwa poziomy znajdą się blisko siebie, wysoce prawdopodobne, że frustracja przemieni się w siłę rozwojową. Jeśli frustrujące doświadczenie przekroczy znacząco ten poziom, może nas uszkodzić. Powiedzenie co cię nie zabije to cię wzmocni, jest więc trochę mylne.
To, co my możemy zrobić, to podjąć świadomy wysiłek doładowania naszych mentalnych baterii. Najsilniejsze narzędzia, jakie mamy do wyboru to: zdrowe i regularne posiłki, zdrowy i regularny sen, aktywność fizyczna, kontakt z przyrodą i przyjaźń. Jako psychoanalityk na co dzień pracuję z klientami i muszę powiedzieć, że używając tych tarcz energetycznych, jesteśmy niemal niezniszczalni.

Jak wspomniałem na początku naszej rozmowy, na arenie międzynarodowej jesteś bardzo znany i możesz pochwalić się licznymi nagrodami. Jakie one mają dla ciebie znaczenie?

Nagrody według Arystotelesa nie świadczą niczego o osobie, jedynie o tym, jak społeczeństwo tę osobę postrzega. Kiedy na przykład zmienia się system, czasem wstydzimy się nagród otrzymanych od poprzedniego systemu, bo teraz podważają panujące wartości. Tak naprawdę dostałem dużo trofeów, czyli nagród, które są bezpośrednim wynikiem osiągnięć, takich jak Wielki Szlem Odkrywców Oceanów. Natomiast nagród, które są wynikiem czyjejś decyzji, czyjegoś uznania moich działań nie dostałem wiele, prawie w ogóle. Może wyjątkiem jest obywatelstwo islandzkie. Przyznano mi je w trybie nadzwyczajnym za moje dokonania.

Reklama

Myślę, że największą nagrodą w życiu jest uzyskanie samego siebie, po zdekonstruowaniu tego, co nie jest nasze w nas oraz zbudowanie siebie w taki sposób, w jaki chcielibyśmy żyć w pełni. Bez pożyczania gotowych szablonów na przykład z popkultury.

Reklama
Reklama
Reklama