Była kronikarką Holokaustu. Jej dziennik jest jednym z najważniejszych świadectw zagłady Żydów
Anna Frank była jedną z ofiar bestialskiego pogromu Żydów, którego podczas II wojny światowej dopuścili się Niemcy. Holokaust dosięgnął kilku milionów osób, jednak to właśnie jej nazwisko w największym stopniu jest dziś utożsamiane z tragicznymi w skutkach działaniami, zmierzającymi do „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Anna Frank zginęła w niemieckim obozie zagłady, jednak pamiętnik, który prowadziła w trakcie ukrywania się przed prześladowcami, zapewnił jej nieśmiertelność.

Spis treści:
- Nie zdołali uciec przed prześladowaniem
- Pamiętnik Anny Frank
- Aresztowanie Anny Frank
- Zdrada czy przypadek? Kto wydał kryjówkę rodziny Franków?
- Pamięć o Annie Frank nie zginęła
4 sierpnia 1944 roku kryjówkę, w której ukrywali się Frankowie, najechali Niemcy. Cała rodzina została aresztowana i zesłana do obozu przejściowego, skąd trafili do fabryki śmierci. Wojnę przeżył tylko Otto Frank. Jego żona i dwie córki zginęły. Symboliczny grób Anny i Margot, jej siostry, znajduje się na terenie Bergen-Belsen, jednak po nastolatce zostało coś więcej niż tylko kamienna tablica z wyrytym nazwiskiem. Dziennik Anny Frank, wydany wkrótce po zakończeniu wojny, jest uważany za jedno z najważniejszych świadectw Holokaustu.
Nie zdołali uciec przed prześladowaniem
Anna Frank urodziła się 12 czerwca 1929 roku, we Frankfurcie nad Menem. Jej rodzina od wielu pokoleń mieszkała w Niemczech, ale gdy w 1933 roku do władzy doszedł Adolf Hitler, Otto i Edith Frankowie zadecydowali o emigracji. W nadziei, że tam uda im się uniknąć prześladowań, a ich dwie córki będą dorastać w normalnych warunkach, osiedlili się w Amsterdamie. Niestety, ich nadzieje okazały się płonne. W 1940 roku, gdy Niemcy zajęli Holandię, prześladowania społeczności żydowskiej dotarły także tam.
W wojennych realiach, przesiąkniętych nazistowską ideologią i antysemityzmem, normalność nie istniała. Anna i jej starsza siostra Margot musiały przerwać naukę w szkole Montessori i przenieść się do żydowskiego liceum. Z każdym miesiącem sytuacja stawała się coraz trudniejsza.
Życie w ukryciu
Kiedy nad Frankami zawisła groźba zesłania do obozu koncentracyjnego, Otto Frank musiał podjąć decyzję o ukryciu rodziny przed prześladowcami. Z pomocą swoich byłych pracowników, w oficynie kamienicy, która wcześniej należała do prowadzonego przez niego przedsiębiorstwa Nederlandse Opekta Mij, zorganizował schronienie. Kryjówka, w której Frankowie spędzili ponad dwa lata, znajdowała się na ulicy Prinsengracht 263 w Amsterdamie.
Frankowie przenieśli się do kryjówki w lipcu 1942 roku. Towarzyszyły im cztery osoby: partner biznesowy Ottona Hermann van Pels, wraz z żoną Auguste i synem Peterem, oraz dentysta Fritz Pfeffer. Ukrywający się przed nazistowskimi zbrodniarzami mieli po swojej stronie kilka osób. Pomagali im: Meip Gies i jej mąż Jan, Victor Kugler, Johannes Kleiman i Elisabeth Voskuijl, na którą wszyscy mówili Bep.
Mimo że kryjówka Franków miała powierzchnię niedużego mieszkania (wielu chowających się przed Niemcami Żydów nie miało do dyspozycji takich warunków) i regularnie otrzymywali pomoc z zewnątrz, można wyobrazić sobie, jak trudne było dla nich życie w ukryciu. Osiem osób przez cały czas pozostawało ze sobą na niewielkiej przestrzeni. Nie mogli wychodzić, bo brak ostrożności mógł sprowadzić na nich zgubę. Musiało być to trudne do zniesienia nawet dla dorosłych, a co dopiero dla dzieci.
Pamiętnik Anny Frank
Jeszcze przed rozpoczęciem życia w ukryciu, bo w dniu swoich trzynastych urodzin, Anna Frank zaczęła prowadzić dziennik. Wszystkie swoje myśli spisywała w brulionie, który otrzymała w prezencie od rodziców.
W swoich zapiskach nastolatka zawarła opis warunków, w której przyszło jej żyć, i swoje przemyślenia na temat wojny, rasizmu i uprzedzeń. Przedstawiła też relacje panujące między mieszkańcami kryjówki. Nie ulega wątpliwości, że cierpiała duchowe katusze, ale mimo to wiele jej wpisów ma optymistyczny wydźwięk. Anna wielokrotnie odwoływała się do radosnego dzieciństwa i wyrażała wiarę, że w każdym człowieku drzemie dobro.
Przemyślenia Anny Frank ukazują ją jako wrażliwą, ale także nad wiek dojrzałą dziewczynkę. W swoich zapiskach nie rozczulała się nad sobą. Często oddawała się marzeniom, ale nie traciła przy tym kontaktu z rzeczywistością. Zdawała sobie sprawę ze swojego położenia, mimo to wierzyła, że sytuacja może się poprawić.
Dwie wersje dzienników
W oryginalnej wersji dziennika Anna adresowała swoje przemyślenia do postaci z książki pióra Cissy van Marxveldt, zatytułowanej „Joop ter Heul”. W utworze tytułowa bohaterka pisze dziennik, w którym zwraca się do Kitty, Conny, Emmy, Pop i Marianne. Od drugiego tomu zwracała się już wyłącznie do Kitty.
Gdy jednak 29 marca 1944 roku w radiu nadano komunikat ministra Gerrita Bolkesteina, w którym wezwał słuchaczy do zachowania listów i pamiętników z okresu okupacji, młoda autorka zdecydowała się przepisać swoje myśli, o czym poinformowała w notatce datowanej na 20 maja. Wszystkie swoje wpisy rozwinęła i ujednoliciła, adresując je do tajemniczej Kitty.
Kim była Kitty?
Powstało kilka tez na temat tożsamości adresatki przemyśleń Anny. W 1986 roku Sietse van der Hoek uznał, że chodzi o Kitty Egyedi, przedwojenną przyjaciółkę rodziny. Theodor Holman uznał jednak, że postać ta ma charakter fikcyjny. Sam Otto Frank był jednak zdania, że jego córka miała na myśli nie fikcyjną postać, a istniejącą osobę.
Zapiski nastolatki stały się świadectwem Holokaustu
Rękopis, na podstawie którego powstał „Dziennik Anne Frank”, składa się z trzech tomów. W pierwszym autorka opisała wydarzenia, które rozegrały się między 12 czerwca a 5 grudnia 1942 roku. Drugi rozpoczyna się rok później, 22 grudnia 1943 roku, a kończy 17 kwietnia 1944 roku. Ostatni z istniejących tomów zawiera wpisy datowane na okres od 17 kwietnia do 1 sierpnia 1944 rok. Najprawdopodobniej istniał jeszcze jeden tom, wypełniający istniejącą lukę. Przypuszczalnie zaginął podczas przeszukania oficyny.
Gdy gestapo w asyście holenderskiej policji dokonało aresztowania Franków, Meip Gies wykazała się niemałą odwagą. Schowała zapiski Anny i ukrywała je aż do jesieni 1945 roku. Wtedy przekazała wpisy sporządzone na luźnych kartkach i oryginalne dzienniki Ottonowi Frankowi. Ten zadecydował, że pokaże pamiętniki córki mieszkającej w Szwajcarii rodzinie. Niebawem wybrane zapiski zostały przekazane do publikacji.
W 1946 roku, na łamach „Het Parool”, ukazał się artykuł dr Jana Romeina, w którym historyk opisał charakter dzienników. Po tej publikacji wydawnictwo Contact Publishing zaproponowało Ottonowi Frankowi wydanie wspomnień jego córki. Pierwsze wydanie ukazało się 25 czerwca 1947 roku. Trzy lata później książka została przetłumaczona na niemiecki. W 1952 roku ukazała się wersja anglojęzyczna, a po niej kolejne przekłady, w tym polski (wydany nakładem wydawnictwa PIW w 1957 roku). W 1980 roku do druku weszła pełna wersja pamiętników, w której zawarte były wszystkie przemyślenia autorki, także te związane z dojrzewaniem.
Prorocze obawy
W ostatnim wpisie w swoim dzienniku, datowanym na 1 sierpnia 1944 roku, Anna napisała, że najbardziej boi się odkrycia miejsca, w którym ukrywa się wraz z rodziną, i rozstrzelania. Nastolatka nie wiedziała, że jej obawy wkrótce się ziszczą.
Aresztowanie Anny Frank
4 sierpnia 1944 roku do kamienicy, w której ukrywali się Frankowie, weszli Niemcy. Ukrywający się Żydzi, w tym czteroosobowa rodzina Franków, zostali aresztowani. Joop van Wijk-Voskuijl, syn Bep Voskuijl, w książce „Ukrywałam Anne Frank. Wszystkie tajemnice Elisabeth”, że tamtego poranka wszyscy usłyszeli ciężkie odgłosy kroków. Nagle w pomieszczeniu stanął mężczyzna. Surowym głosem miał zarządzić spokój i zabronił komukolwiek ruszać się z miejsca. Meip Gies wiedziała, że tajemnica, której pilnie strzegli wyszła na jaw.
Jeden z mężczyzn pchnął Kleimana do kantorka, w którym przebywał Kugler. Padło pytanie: „Gdzie są Żydzi?”. Chwilę później Frankowie i ich towarzysze zostali wyprowadzeni.
Śmierć w obozie
Aresztanci trafili do obozu przejściowego w Westerbork. Stamtąd, 3 września 1944 roku zostali przewiezieni do Auschwitz. Był to ostatni transport, który dotarł do fabryki śmierci z terenu okupowanej Holandii.
W styczniu 1945 roku, na krótko przed wyzwoleniem niemieckiego kombinatu śmierci, Edith Frank zmarła. Jej dwie córki zostały przewiezione do obozu koncentracyjnego Bergen-Belsen. Klęska III Rzeszy była już wtedy nieuchronna, jednak Anna i jej starsza siostra nie doczekały wyzwolenia. Obie zachorowały na tyfus plamisty. Najpierw zmarła Margot. Anna odeszła w lutym 1945 roku, na dwa miesiące przed wyzwoleniem obozu przez Brytyjczyków.
Zdrada czy przypadek? Kto wydał kryjówkę rodziny Franków?
W jaki sposób Niemcy wpadli na trop miejsca, w którym ukrywała się rodzina Franków? To jedno z tych pytań, na które być może nigdy nie poznamy odpowiedzi. Na ten temat pojawiło się kilka tez, ale brakuje twardych dowodów na ich poparcie.
Szukali dokumentów?
W 2016 roku historyk Gertjan Broek przeprowadził badania na zlecenie Fundacji im. Anny Frank, w toku których ustalił, że do aresztowania rodziny Franków mogło dojść przypadkiem. Badacz wskazał, że dowodzący rewizją podoficer SS Karl Silberbauer wcześniej nie uczestniczył w obławach na Żydów, podobnie zresztą jak biorący udział w przeszukaniu holenderscy policjanci. Zajmował się przede wszystkim kwestiami żydowskiej własności, a z relacji świadków wynika, że chodziło mu przede wszystkim o dokumenty. Najprawdopodobniej szukał sfałszowanych kartek na żywność.
Ta teza kłóci się jednak z okolicznościami aresztowania Franków, opisanymi w książce „Ukrywałam Anne Frank. Wszystkie tajemnice Elisabeth”. Z zawartej tam relacji wynika, że jeden z Niemców wykrzyczał: „Wo sind die Juden?”, czyli „Gdzie są Żydzi?”.
Mimo że opinia Broeka wydawała się wiarygodna, teza na temat wydania kryjówki Anny Frank przez cały czas była żywa. Na początku 2022 roku międzynarodowa grupa badaczy ogłosiła, że tożsamość zdrajcy prawdopodobnie została ustalona.
Zdradzeni przez żydowskiego notariusza?
Badaniami w tym zakresie zajmował się zespół ekspertów skupiony wokół dziennikarza Pietera van Twiska, filmowca Thijsa Bayens i byłego agenta FBI Vince’a Pankoke’a. Grupa przez pięć lat pracowała nad rozwiązaniem zagadki sprzed dziesięcioleci. W styczniu 2022 roku w holenderskich i niemieckich mediach pojawiła się informacja o wynikach ich pracy. Niebawem ukazała się książka „The Betrayal of Anne Frank: A Cold Case Investigation”, w której Rosemary Sullivan opisała ich tezę.
Wykorzystując nowoczesne techniki śledcze, eksperci ustalili, że zdrady prawdopodobnie dopuścił się Arnold van den Bergh. Żydowski notariusz miał przekazać Niemcom listę miejsc w Amsterdamie, w których ukrywają się Żydzi, w tym rodzina Anny Frank. Pankoke ogłosił, że ma 85-procentową pewność co do tożsamości zdrajcy.
Jak doszło do wyjawienia kryjówki Franków?
Arnold van der Bergh, członek Judenratu (Rady Żydowskiej) w Amsterdamie, od pierwszych dni niemieckiej okupacji Holandii miał mieć dobre kontakty z najeźdźcą. Ponoć pomagał Hermanowi Göringowi w zakupie dzieł sztuki i tą postawą ocalił siebie i swoją rodzinę przed deportacją. Nie mógł jednak wiecznie znajdować się pod protektoratem. W 1944 roku, gdy zesłanie do obozu koncentracyjnego wydawało się nieuniknione, miał uratować skórę, skazując na śmierć swoich rodaków. Wówczas miał przekazać Niemcom listę z adresami żydowskich kryjówek na terenie Amsterdamu. Znajdował się na niej adres domu, w którym od lipca 1942 roku ukrywała się rodzina Franków.
Swoją tezę badacze oparli na uwadze zawartej w liście napisanym przez Johannesa Kleimana, powiernika Ottona Franka, po 31 marca 1958 r. Dotyczyła ona rzekomo rozstrzygającego dokumentu z 1945 roku, w którym wymienione zostało nazwisko notariusza.
Eksperci nie zostawili suchej nitki na raporcie
Wkrótce po opublikowaniu wyników pracy badaczy, głos w tej sprawie zabrali dwaj holenderscy historycy: Bart Wallet z Uniwersytetu w Amsterdamie i Bart van der Boom z Uniwersytetu w Lejdzie. Naukowcy nie kryli swojego oburzenia i wprost nazwali raport „oszczerstwem”.
W swojej wypowiedzi podnieśli, że Arnold van den Bergh nie był jedynym, któremu z powodu przynależności do Judenratu zarzucono kolaborację z Niemcami, a praca zespołu nie miała nic wspólnego z rzetelnymi badaniami historycznymi. Przypomnieli też, że nie ma żadnych dowodów, które potwierdzałyby, że członkowie Rady Żydowskiej wydali Niemcom adresy kryjówek swoich rodaków. Inna sprawa – po liście, na której rzekomo miał znajdować się adres kryjówki Franków i namiary na schronienia wielu innych Żydów, nie zachował się żaden ślad.
Przed wyciąganiem pochopnych wniosków na podstawie raportu przestrzegli też przedstawiciele muzeum Dom Anne Frank. Sam oskarżony nie mógł zabrać głosu w sprawie. Arnold van den Bergh zmarł w 1950 roku.
Teza oparta o błędy w tłumaczeniu
Prawdziwą bombę na wyniki pracy zespołu badaczy zrzuciła holenderska publicystka Natasha Gerson. W opublikowanym raporcie zarzuciła im, że swoją tezę oparli na elementarnych błędach w tłumaczeniu dokumentu.
W raporcie, na który w swojej książce powołała się Sullivan, pojawiła się uwaga: „Przeczytałem anonimowy list, przesłany mi przez notariusza van Hasselta”. Tymczasem, jak podkreśliła Gerson, poprawne tłumaczenie brzmi: „Przeczytałem przesłany mi anonimowy list do notariusza van Hasselta”.
Wyraźne, lecz z pozoru drobne przeinaczenie, czyni ogromną różnicę. Wynika bowiem z tego, że wbrew temu, co stwierdzili badacze, Kleiman nie dowiedział się o anonimowym liście dopiero w 1958 roku, gdy rzekomo go otrzymał, a wtedy odczytał ją van Hasseltowi. To z całą stanowczością obala tezę, według której owa notatka miała być przez kilkanaście lat zatajana przed mężczyzną, który pomagał ukrywającym się Frankom.
Niemcy nie znali Arnolda van den Bergha
W swojej pracy Natasha Gerson wypunktowała wiele błędów, które pojawiły się w raporcie. Wymieniając te najważniejsze, warto wspomnieć też o rzekomych kontaktach notariusza z Niemcami. Arnold van den Bergh miał znajdować się pod ochroną wpływowych oficerów SS – Willy’ego Lagesa, szefa Sicherheitsdienstu w Amsterdamie, i Ferdinanda aus der Fünten, dowodzącego Centralnym Biurem Emigracji Żydowskiej w Amsterdamie. Rzecz w tym, że obaj zeznali, że nie jest im znany nikt o takim nazwisku.
Przypadkowe przeinaczenie czy celowe oszustwo?
Co ciekawe, w pracach zespołu uczestniczyli też dwaj holenderscy badacze. To sprowokowało ważne pytanie: czy możliwym jest, że nie dostrzegli oni, że tłumaczenie zawiera elementarne błędy? Gerson wysnuła tezę, że bardziej niż o pomyłce, należy tu mówić o celowym przeinaczeniu, mającym zachować spójność tezy, która nie miała racji bytu. Po co jednak badacze mieliby dopuścić się celowego oszustwa? Jak zauważyła autorka raportu, ich praca była dotowana, więc sprawa wydania kryjówki Anny Frank wymagała wyjaśnienia.
Publikacja została wstrzymana
We wrześniu 2022 roku wydawnictwo Ambo Anthos, nakładem którego ukazała się w Holandii książka Rosemary Sullivan, oficjalnie przeprosiło za wydanie kontrowersyjnego tytułu. Zapadła też decyzja o rezygnacji z dodruku.
Pamięć o Annie Frank nie zginęła
Zagadka wydania kryjówki Anny Frank i jej rodziny póki co nie doczekała się rozwiązania. Być może nigdy nie dowiemy się, jak Niemcy trafili na trop Franków. Pewne jest natomiast, że pamięć o autorce słynnego dziennika nigdy nie zginie. Pamiętnik Anny Frank doczekał się tłumaczenia na 30 języków, a historia młodej Żydówki została przeniesiona na ekran. W kamienicy na Prinsengracht w Amsterdamie działa muzeum Dom Anny Frank, którego ekspozycja cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem.
Sceptyków nie brakowało
Historia młodej dziewczyny przyczyniła się do wzrostu zainteresowania w powojennej Europie trudnym tematem losu społeczności żydowskiej. Zupełnie przy okazji, stała się pożywką dla zwolenników rewizjonizmu Holokaustu, zdaniem których informacje na temat zagłady Żydów były albo mocno przesadzone albo wręcz nieprawdziwe. Tak oto rozpoczęła się kampania podważająca nie prawdziwość zapisów Anny Frank, a jej istnienie.
Autorzy śmiałych tez podnosili, że wszystkie fotografie Anny Frank miały być fałszerstwem, a pojawiająca się na nich osoba – opłaconą aktorką. A co z pamiętnikami, na podstawie których powstał „Dziennik Anne Frank”? Zdaniem sceptyków, wszystko to było fikcją stworzoną przez syjonistów.
Dowody nie zamknęły im ust
Żydzi nie zamierzali akceptować absurdalnego stanowiska, na którym stali zwolennicy rewizjonizmu. Dostarczenia dowodów w sprawie podjął się Szymon Wiesenthal, sławny „łowca nazistów”. W 1963 roku odnalazł oficera Karla Silberbauera, który uczestniczył w aresztowaniu Franków i ich towarzyszy. Ten zeznał, że nie wie, kto wyjawił adres kryjówki, ale samo zatrzymanie na Prinsengracht 263 doskonale pamięta. Potwierdził, że podczas rewizji widział rękopisy Anny.
Czy to zeznanie położyło kres kwestionowaniu tego, co oczywiste? Otóż nie. Sceptycy zagłady Żydów nie poddawali już w wątpliwość istnienia Anny, ale zaatakowali jej ojca, twierdząc, że to on jest autorem pamiętników.
Ostatecznych dowodów obalających niedorzeczne twierdzenia dostarczył w 1986 roku Instytut Dokumentów Wojennych. Wykonana analiza charakteru pisma dowiodła zgodności dzienników ze znanymi przykładami pisma Anny. Badania dowiodły, że użyte materiały piśmienne odpowiadają tym, które były dostępne w Amsterdamie w czasie, gdy powstały zapiski.
Anna Frank przetrwała nie tylko w swoich dziennikach, ale także w kulturze
Na szczęście większość osób nigdy nie wątpiła w istnienie Anny Frank i w autentyczność jej wspomnień. W 1955 roku na Broadwayu zadebiutowała sztuka teatralna „Dziennik Anne Frank”. W tym samym roku została nagrodzona Pulitzerem.
Cztery lata później na podstawie jej scenariusza powstała adaptacja filmowa w reżyserii George’a Stevensa. W 1960 roku, na 32. gali wręczenia nagród Akademii Filmowej, „Pamiętnik Anny Frank” zdobył trzy Oscary. Shelley Winters przekazała swoją statuetkę amsterdamskiemu muzeum Dom Anne Frank.
O tym, jak ważnym świadectwem Holokaustu jest „Dziennik Anne Frank”, najlepiej świadczy fakt, że w 2009 roku wspomnienia i przemyślenia młodej Żydówki zostały wpisane na listę Pamięć Świata UNESCO, obejmującą najwartościowsze dokumenty.
Nasz autor
Artur Białek
Dziennikarz i redaktor. Wcześniej związany z redakcjami regionalnymi, technologicznymi i motoryzacyjnymi. W „National Geographic” pisze przede wszystkim o historii, kosmosie i przyrodzie, ale nie boi się żadnego tematu. Uwielbia podróżować, zwłaszcza rowerem na dystansach ultra. Zamiast wygodnego łóżka w hotelu, wybiera tarp i hamak. Prywatnie miłośnik literatury.