Amerykański reżyser Michael Moore w swoim filmie dokumentalnym „Where to Invade Next” z 2015 roku postanowił pokazać ciekawe rozwiązania z innych krajów. Tytuł jest oczywiście przewrotnym nawiązaniem do „eksportowania” przez jego kraj demokracji. W filmie pojawia się Finlandia jako przykład doskonałego systemu edukacji. Jednym z głównych argumentów filmu jest brak prac domowych. To jednak nie jest do końca prawda, bo w fińskich szkołach pojawiają się prace domowe. Mają jednak zupełnie inny rodzaj i cel niż te najczęściej spotykane w polskich szkołach.

Reklama

- Pracą domową może być coś, czego w szkole nie da się zrobić, na przykład przeprowadzenie wywiadu z dziadkami, zebranie informacji w terenie – mówiła w rozmowie z Gazetą Wyborczą dyrektor szkoły podstawowej w Helsinkach, Leena Liusvaara.

To, co amerykański reżyser usłyszał od nauczycieli w Finlandii daje do myślenia. Wszyscy powtarzali, że USA powinno zrezygnować nauczania do ustandaryzowanych testów. W Polsce nauczanie także przebiega tak, by uczeń finalnie zdał ustandaryzowany egzamin. Nie rozwija to kreatywności, uczy natomiast, że na istnieje tylko jeden słuszny sposób myślenia i odpowiadania na pytania. Niewiele ma to wspólnego z krytycyzmem i poszerzaniem horyzontów.

- Uczycie ich tylko tego by dobrze zdać test, tak naprawdę niczego ich nie uczycie – wypowiada się jeden z nauczycieli w filmie Moore'a. Pytanie „ale czy to będzie na maturze/egzaminie?” chyba zna każdy, kto przeszedł lub przechodzi także przez polski system edukacji.

W międzynarodowych testach PISA organizowanych przez OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju) Finlandia zdobywa za każdym razem miejsce w ścisłej czołówce. Jakie zatem różnice można wyliczyć w stosunku do polskiej edukacji?

1. Małe klasy, dostępność

Fińskie klasy są nieduże, liczą maksymalnie 20 osób. Podręczniki, pomoce naukowe i posiłki w szkolnych stołówkach są bezpłatne. Większość szkół jest państwowa, a nieliczne prywatne placówki opłacane są z budżetu.

2. Mniej czasu w ławce

Dzieci w Finlandii spędzają mniej czasu w szkołach w ciagu roku niż inne. Przeciętnie w szkole są 706 godzin rocznie. Średnia OEC to 850 godzin, w Polsce około 746. Wakacje są natomiast dłuższe, łącznie trwają od 10 do 11 tygodni w roku. Fińscy nauczyciele przekonują, że dzięki temu dzieci nie są przemęczone i wypalone, co przekłada się na lepszą koncentrację i przyswajanie wiedzy.

3. Całkowita równość uczniów

Nie istnieją podziały na lepszych i gorszych, brakuje klasyfikacji pod względem wiedzy i umiejętności. System stara się wyeliminować współzawodnictwo. Jedną z zalet tego jest fakt, że gdy nie ma nacisku na konkretną ocenę, nie ma potrzeby osiągania jej za wszelką cenę (ściąganie) lub rezygnację, bo „i tak mi się nie uda”. Do 16. roku życia dzieci nie muszą podchodzić do egzaminów.

4. Zainteresowania ważniejsze od kanonu

System kształcenia na poziomie podstawowym w Finlandii nastawiony jest na poszukiwanie zainteresowań uczniów i danie im narzędzi do ich zgłębiania.

5. Nie ma rankingów

Nie ma podziałów na szkoły lepsze i gorsze, zatem uczniowie z tych „gorszych” nie muszą czuć się jak wyrzutki społeczne, czy nieudacznicy tylko z powodu tego, że zabrakło im na egzaminie punktu i dostały przydział gdzie indziej niż chciały. Same szkoły także dzięki temu zyskują, mogąc skupić się na swoich uczniach, a nie wyścigowi z innymi placówkami.

6. Dla wszystkich tak samo

Nie ma programów wyszukiwania specjalnie uzdolnionych w klasach i indywidualnego ich windowania. Każdy ma takie same szanse.

7. Nauka tylko w szkole

Płatne korepetycje nie istnieją, są prawnie zakazane. Zarządzający edukacją tłumaczą to tym, że jedynym źródłem nauki powinna być szkoła. Jeśli ktoś potrzebuje dodatkowej pomocy w nauczaniu, nauczyciele mają obowiązek jej udzielić.

8. Inne relacje

Nauczyciele współpracują z uczniami na zasadach partnerskich, hierarchia jest tutaj ograniczona. Nie uznaje się jej w fińskich szkołach za efektywną.

9. Zawód nauczyciela

Nauczyciele są postrzegani jako wykonawcy prestiżowego zawodu, ich szkolenia są w całości finansowane przez państwo. Studia pedagogiczne uchodzą za prestiżowe, dostać się na nie jest bardzo trudno. Nauczyciel standardowo pracuje 4 godziny dziennie, 2 godziny w tygodniu musi poświęcić na rozwój zawodowy. Polscy nauczyciele przygnieceni są ciągłym rozliczaniem z realizacji programu („Szybciej, szybciej, bo się nie wyrobimy przed końcem roku” - pamiętacie?), zarabiają niewiele, a przez społeczeństwo i samych uczniów traktowani są często z góry, jako nieudacznicy, którzy wykonują ten zawód, bo na inny byli za słabi. Zmieniające się wraz z każdą ostatnią zmianą władzy przepisy i program nauczania tylko potęgują frustrację.

10. Mniej dozoru

Nauczyciele w Finlandii znacznie mniej czują na sobie spojrzenie Wielkiego Brata. Nie istnieje jeden sztywny i szczegółowy program dla całego kraju (nie panuje jednak też edukacyjna anarchia). Nie ma także inspektoratu szkolnego. Nauczyciel nie musi „spowiadać się” z każdej godziny lekcyjnej, uzupełniać ton dokumentacji, co oszczędza mu stresu, który znają dobrze polscy pedagodzy.

Czy jednak szkoła w Finlandii to ideał? Zdecydowanie nie, ma także swoje wady. Poświęcony edukacji wyjazdowej blog GoToUniversity wymienia wady tamtejszego systemu. Równość wszystkich studentów może być czynnikiem hamującym dla szczególnie uzdolnionych, którzy nie będą mogli liczyć na dodatkowe możliwości rozwoju w ramach systemu. Liczebność klas nie zawsze jest mała, obecnie zwiększa się z powodu oszczędności rządowych i chęci zapisywania większej ilości uczniów do jednej szkoły. Problemy każdej szkoły: gnębienie, brak motywacji, polityka – są także obecne w Finlandii. To nieprawda, że wszyscy są tu szczęśliwi i panuje idylla. Często zdarza się, że zarządzający szkołą często nie dbają o dobre relacje z nauczycielami co przekłada się na obniżenie jakości nauczania. Nauczycielom zdarza się spędzać dużo czasu na politycznych sprawach zaniedbując rozwijanie potrzebnych uczniom umiejętności.
Reklama

Źródła: DzieciSąWażne / Gazeta Wyborcza / GoToUniversity

Reklama
Reklama
Reklama