Reklama

Spis treści:

Reklama
  1. Argument 1. Katedra przetrwania
  2. Argument 2. Argument jacuzzi
  3. Łyżka dziegciu w beczce kosmicznego miodu

Niestworzone wyobrażenia o kolonizacji kosmosu często usprawiedliwiają cały projekt, zwykle obiecując niezmierzone bogactwa, udoskonalenie ludzkości lub ucieczkę od ziemskich okropności. Uważamy, że większość argumentów na rzecz kolonizacji kosmosu jest chybiona.

Naszym zdaniem istnieją jednak co najmniej dwa argumenty o tyle wartościowe, że przynajmniej nie opierają się na mało wiarygodnych wyliczeniach ekonomicznych lub fałszywych rozpoznaniach socjologicznych. Łączy je pewien problem, ale jest to hipotetyczny problem dotyczący przyszłości.

Argument 1. Katedra przetrwania

Niewielu filozofów gotowych jest porzucić ideę siatki bezpieczeństwa dla ludzkości. Na ich obronę można rzec, że ich książki mają jedne z lepszych tytułów, na przykład „Every Cradle Is a Grave” (Każda kołyska jest grobem) czy „Najlepiej – nie urodzić się”. Istnienie jako źródło krzywdy. Większość z nas wolałaby jednak, żeby cała ta ludzka egzystencja jakoś trwała.

Gdy przyjrzeć się gatunkom o najdłuższej historii, okaże się, że mają kilka cech wspólnych: duże populacje, zróżnicowanie genetyczne i rozpowszechnienie na znacznych obszarach Ziemi. Kolonia na Marsie zamieszkana przez odpowiednio dużą liczbę ludzi i wyposażona w struktury umożliwiające jej przetrwanie mimo katastrofy na Ziemi wydaje się odpowiadać tej charakterystyce. Nie ocali nas przed zmianami klimatycznymi czy innymi prawdopodobnymi scenariuszami rychłego samounicestwienia, ale długofalowo może być warta świeczki.

Podobnie jak w przypadku budowania katedr robotnicy kładący kamień węgielny raczej nie dożyją osadzania iglicy, mogą jednak ochoczo rozpocząć budowę. Choć trudniej określić, czego konkretnie wymaga to od nas w tym momencie, jeśli zgodzimy się, że należy zbudować tę katedrę dla wnuków naszych wnuków, postawienie pierwszego kroku we właściwym kierunku wydaje się przejawem mądrości.

Argument 2. Argument jacuzzi

Kiedy chcesz sobie kupić jacuzzi, nikt nie mówi: „Przeznaczeniem Człowieka jest usadzić Jego tyłek w gorących bąbelkach”. Nikt nie próbuje cię przekonać, że ludzkość pozbawiona jacuzzi skazana jest na stagnację. Nikt nie twierdzi, że upowszechnienie jacuzzi na świeżym powietrzu położy kres wszystkim konfliktom. Po prostu zapragnąłeś zakupić jacuzzi, a ktoś inny je sprzedaje i nikomu nic do tego.

Może nie jest to argument szczególnie szlachetny czy krzepiący, lecz mamy podejrzenie, że odwoływanie się do ludzkiej szlachetności towarzyszy zwykle apelom o wyasygnowanie pieniędzy podatników. Nic złego w tym, jeśli za wyprawami w kosmos nie stoi motywacja filozoficzna czy nawet finansowa. „Bo to jest super” jest zupełnie wystarczającym argumentem.

Łyżka dziegciu w beczce kosmicznego miodu

Oba te argumenty mogłoby podważyć pytanie, czy wycieczki w kosmos nie narażają całego rodzaju ludzkiego na większe ryzyko. Powiedzmy, że program kosmiczny zwiększa ryzyko anihilacji ludzkości wskutek wojny lub terroryzmu. W takim wypadku zbudowalibyśmy „katedrę przetrwania”, która zawali się nam wszystkim na głowy. Jeśli uzasadnieniem kolonizacji kosmosu jest długofalowe przetrwanie rodzaju ludzkiego, powinniśmy zyskać względną pewność, że kolonizacja rzeczywiście zwiększy nasze szanse.

W przypadku argumentu jacuzzi można sobie wyobrazić całe spektrum od jacuzzi do broni nuklearnej. Zakup jacuzzi zwykle nie naraża nikogo na niebezpieczeństwo. Ktoś może wprawdzie przypadkowo zerknąć przez ogrodzenie, ale to już jego problem. Zakup broni jądrowej to co innego. Posiadanie międzykontynentalnych pocisków balistycznych z głowicami nuklearnymi nie jest prywatną sprawą, bo może się skończyć wysadzeniem kogoś w powietrze.

Dlatego właśnie mamy prawo zakazać bliźniemu ich posiadania. Zauważcie, że odnosi się to również do sytuacji, gdy ów bliźni jest bardzo miłym człowiekiem i absolutnie nie zamierza użyć broni nuklearnej trzymanej w garażu. Pytanie brzmi, czy kosmicznym koloniom bliżej do jacuzzi, czy do głowic jądrowych. Czy to kwestia swobodnego wyboru jednostki, czy raczej przypadek wymagający ścisłych regulacji prawnych? Mimo tego, że dwa powyżej wymienione argumenty przemawiają naszym zdaniem za kolonizacją kosmosu, z pewną niechęcią daliśmy się przekonać, że ta łyżka dziegciu to właściwie całe wiadro.

Reklama

Jest to fragment książki autorstwa Kelly i Zacha Weinersmithów pt. „Miasto na Marsie” wydawnictwa Insignis (Warszawa 2025), która trafi do sprzedaży 21 maja.

KZW_ACOM_cover_PL_front
Reklama
Reklama
Reklama