W ramach misji Viking NASA wysłała wówczas na Czerwoną Planetę dwie pary orbiterów i lądowników, by przeprowadzić biologiczne eksperymenty i zrobić zdjęcia planety. Był to pierwszy raz, gdy statek kosmiczny Stanów Zjednoczonych bezpiecznie wylądował Marsie i wrócił z matriałami do badań.

Reklama

Według Levina wyniki eksperymentu biologicznego Labeled Release wykryły obecność życia na Marsie. W ramach badania lądownik wymieszał próbkę marsjańskiej gleby z roztworem składników odżywczych na bazie azotu, który został oznakowany unikalnym radioaktywnym związkiem węgla. Eksperyment miał poprzeć teorię, która głosiła, że jeśli w kosmicznej glebie istnieją mikroorganizmy, zaczną metabolizować składniki odżywcze i tym samym uwalniać radioaktywny dwutlenek węgla.

Levin twierdzi, że wstępne wyniki eksperymentu były zaskakująco pozytywne i powtórzyły się w przypadku próbek dostarczonych przez oba lądowniki, które pracowały prawie 6500 kilometrów od siebie.

NASA jednak nigdy nie uznała tych dowodów za wystarczające w temacie istnienia życia na Czerwonej Planecie, dodając, że dalsze badania nie dostarczyły żadnych klarownych argumentów potwierdzających istnienie mikroorganizmów w marsjańskiej glebie w pobliży miejsc lądowania.

Levin popiera swoją teorię dowodami uzyskanymi podczas obu misji Viking na Marsa, w tym badaniami dotyczącymi wód powierzchniowych, obecności metanu, amoniaku, a nawet “kształtów przypominających robaki", które pojawiają się na zdjęciach zrobionych przez łazik Curiosity.

Mimo iż Gilbert Levin wciąż próbuje przekonać NASA, że warto zainwestować w dalszy rozwój badań z czasów misji Viking, agencja jest nieugięta, skupiając swoją uwagę na planowanej na 2020 misji kosmicznej, której celem będzie dostarczenie obfitych próbek marsjańskiej gleby na Ziemię. Faktem jest za to, że od rzeczonej misji z 1975 roku, NASA nie udało się znaleźć innych punktów zaczepienia, by ustalić, czy życie na Marsie istnieje.

Jan Sochaczewski

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama