Reklama
  1. Podział niewolników na lepszych i gorszych
  2. Niewolnicy byli dosłownie do wszystkiego
  3. Szansa na wolność i karierę
  4. Chrześcijaństwo było nadzieją dla niewolników
Reklama

Calvisius Sabinus chciał uchodzić za człowieka oczytanego. Na nieszczęście – jak pisał Seneka Młodszy w I w. – „jego pamięć była tak zła, że zapominał nawet imion Ulissesa, Achillesa czy Priama”. Sabinus zakupił więc niewolników, aby przypominali mu w towarzystwie odpowiednie cytaty: jeden miał się nauczyć całego Homera, drugi Hezjoda itd. Lecz nawet oni nie byli w stanie dobrze wszystkiego spamiętać! Widząc to niejaki Satellius Kwadratus, który lubił obnażać ludzką głupotę, zażartował, że Sabinus powinien jeszcze sprawić sobie grupę niewolników-gramatyków, którzy staliby przy niewolnikach-recytatorach i poprawiali ich błędy. Urażony Sabinus pochwalił się, jaką fortunę wydał na tych niewolników. Kwadratus skwitował, że przecież taka sama liczba książek byłaby dużo tańsza.

Podział niewolników na lepszych i gorszych

Takie docinki niewiele jednak zmieniały. Rzymianie mieli niewolników od dosłownie wszystkiego. Najgorszy był los tych harujących na roli, w wiejskich posiadłościach, w kopalniach i kamieniołomach. Lepiej żyli niewolnicy publiczni (stanowiący własność państwową i pomagający w świątyniach lub w administracji), cesarscy (obsługujący dwór i interesy panującego) oraz oczywiście niewolnicy domowi. Liczba obowiązków tych ostatnich była w zasadzie nieograniczona. W końcu właściciel był panem ich życia i śmierci.

Wedle mitów świat nie zawsze był podzielony na niewolników i panów. Istniał kiedyś złoty wiek pod władzą Saturna, w którym nie znano ani niewolnictwa, ani nawet własności prywatnej. Wspomnieniem tych czasów stało się dla Rzymian święto Saturnaliów, podczas którego panowie i niewolnicy na kilka dni zamieniali się rolami. Niewolnictwo nie było więc postrzegane przez Rzymian jako stan w pełni naturalny, lecz jako… zdobycz cywilizacji.

Pisarze rzymscy utrzymywali, że system niewolniczy istniał już u początków Rzymu, za legendarnego Romulusa w VIII w. p.n.e. Jednak zgodnie z Prawem XII Tablic z V w. p.n.e. niewolnik był jeszcze „osobą” (choć gorszego sortu), nie zabraniano nawet sprzedawać wolnego Rzymianina w niewolę za długi. Obie te rzeczy z czasem się zmieniły. Najpierw w IV w. p.n.e. zniesiono możliwość zniewolenia obywatela rzymskiego. Potem Lex Aquilia z przełomu III–II w. p.n.e. uczyniła z niewolnika element ruchomego majątku. Mówiąc wprost: stał się rzeczą (res) i często tak właśnie był traktowany. Uczony i polityk Marek Terencjusz Warron określił niewolnika terminem „mówiące narzędzie” (instrumentum vocale).

Niewolnicy byli dosłownie do wszystkiego

Było to trafne określenie. W antycznym romansie „Leukippe i Klejtofont” pojawiają się postacie niewolników pełniących funkcje posłańców, odźwiernych, konkubin, a nawet „budzika” i muzykanta przygrywającego do posiłku. Petroniusz w satyryczny sposób opisuje ucztę nowobogackiego wyzwoleńca Trymalchiona. „Niewolnicy z Aleksandrii polali nam ręce wodą chłodzoną śniegiem, a inni przystąpili do nóg i z nadzwyczajną zręcznością usunęli nam zanokcicę” – pisze. Dopiero po takim pedicure biesiadnicy przystępują do uczty, podczas której słudzy dbali o czystość rąk ucztujących, obmywając je winem.

Z zachowanych inskrypcji wiadomo, że niewolnicy pełnili także funkcje kucharzy, fryzjerów, garncarzy, szewców, ochroniarzy czy nałożnic (obu płci). Niektórzy bogacze trzymali mężczyzn, których zwali „zabawkami” i kastrowali, by dłużej zachowali chłopięcy wygląd. Dochodziło też do gwałtów. Historyk Liwiusz opisuje, że podczas rzymskiej kampanii wojennej w Galacji (189/188 r. p.n.e.) legioniści schwytali miejscową kobietę o imieniu Chiomara. Centurion zmusił ją do stosunku, bo – jak zaznacza Liwiusz – mógł, stanowiła wszak łup wojenny. Nazwalibyśmy to gwałtem, ale rzymska koncepcja gwałtu była inna niż nasza. Zależała od statusu społecznego ofiary. Zmuszenie do seksu jeńca lub niewolnicy nie było czymś bulwersującym, czasem nawet Rzymianie traktowali to jako karę za niesubordynację!

Niewolnice musiały dbać o urodę swojej pani i mogły być surowo karane na przykład za niewłaściwe ułożenie jej włosów. Wśród kobiecych służek popularna była funkcja położnej i mamki. Niektórzy Rzymianie nawet lepiej wspominali swoje mamki niż biologiczne matki! Nic dziwnego, że sofista Favorinus bronił w II w. „tradycyjnego” modelu rodziny i piętnował młode matki, które same nie karmią dzieci piersią, tylko zlecają to mamkom-niewolnicom.

Szansa na wolność i karierę

Niewolnicy pochodzili z rozmaitych krain. Z czasem powiązano określone grupy etniczne z konkretnymi specjalizacjami. Gallowie byli podobno świetnymi pasterzami, Kapadocczycy – piekarzami, zaś Epiroci – strażnikami posesji. Wśród służących do prac „intelektualnych” prym wiedli wykształceni, oczytani Grecy. Zadaniem tzw. nomenclatora było zapamiętywanie imion wszystkich ważnych ludzi spotkanych przez pana tudzież innych przydatnych informacji.

Wychowawca (paedagogus) dbał o codzienną edukację dzieci właściciela. Nie brakowało też greckich niewolników-lekarzy. Na ich panoszenie się skarżył się historyk Pliniusz Starszy w I w. Według niego to Rzymianie są powołani do zgłębiania tajemnic natury, zaś Grekom w ogóle nie należy ufać, bo może pod pozorem leczenia tak naprawdę chcą mordować prawych obywateli?

Błyskotliwi niewolnicy mogli jednak zdobyć szacunek, a nawet zasłużyć na wolność. Przy odrobinie szczęścia i zaradności cieszyli się większymi luksusami niż gros wolnej ludności. Cyceron darzył niewolnika Marcusa Tulliusa Tirona dużym zaufaniem. Sługa zarządzał jego sprawami finansowymi, posiadłością i ogrodem, był jego sekretarzem i pomocnikiem w redagowaniu pism. W tym celu Cyceron zadbał o jego edukację i wolał mieć w nim „raczej przyjaciela niż niewolnika”. W końcu nawet wyzwolił Tirona, który jednak nadal towarzyszył byłemu właścicielowi. Po śmierci Cycerona to prawdopodobnie on zredagował i opublikował jego listy, napisał biografię mistrza oraz wiele własnych pism naukowych poświęconych meandrom języka łacińskiego. Ponoć nabył posiadłość niedaleko Puteoli i dożył tam prawie stu lat.

Także niejaki Staberius Eros został wyzwolony dzięki swym talentom edukacyjnym i założył własną szkołę. „Niektórzy powiadają – pisze Swetoniusz – że miał tak szlachetny charakter, że podczas dyktatury Sulli przyjmował do klasy dzieci ofiar proskrypcji, nie biorąc od nich zapłaty”. Wśród jego uczniów znaleźli się przyszli cezarobójcy – Brutus i Kasjusz. Inny słynny niewolnik Lucjusz Woltacilius Pilutus zaczynał jako odźwierny, ale dzięki swej inteligencji i talentowi do nauki został człowiekiem wolnym i odtąd pomagał byłemu właścicielowi w formułowaniu aktów oskarżenia na potrzeby procesów. Jak widać, status niewolnika nie był nieodwracalny.

Wyzwolenie następowało najczęściej dzięki woli właściciela wyrażonej za pomocą odpowiedniej formuły lub testamentu. Wyzwoleniec automatycznie stawał się rzymskim obywatelem, jednak był pozbawiony części praw należnych wolno urodzonym, np. możliwości piastowania urzędów (posiadały je za to jego dzieci). W praktyce wyzwoleńcy cesarscy nieraz obejmowali wysokie stanowiska w administracji centralnej i zdobywali niemal nieograniczone wpływy. Nawet po wyzwoleniu istniała jednak formalna więź między byłym panem a jego niewolnikiem. Ten pierwszy stawał się dla drugiego patronem, któremu należała się lojalność i szacunek. Jeśli wyzwoleniec temu uchybił – mógł powrócić do poprzedniego stanu.

Co ciekawe, dla greckich autorów ze wschodu imperium możliwość tak dużego awansu społecznego była nienormalna. Dionizjusz z Halikarnasu (zm. 7 r. p.n.e.) był zaszokowany rzymskim liberalizmem, a Appian z Aleksandrii (zm. 180 r.) oceniał tę cechę wręcz jako źródło zepsucia życia społecznego.

Chrześcijaństwo było nadzieją dla niewolników

Sytuacji niewolników nie zmieniło nawet pojawienie się chrześcijaństwa. Przez pierwsze wieki nowa religia nie miała żadnej możliwości zreformowania zastanej sytuacji społecznej. Ale chyba także i chęci. W Nowym Testamencie znajdujemy wręcz napomnienia, że niewolnicy mają być posłuszni swym panom tak „jak Chrystusowi” („List do Efezjan”, 6,5–8) i także po nawróceniu winni pozostać niewolnikami! „Pierwszy List Piotra” nakazywał chrześcijańskim niewolnikom posłuszeństwo nawet wobec okrutnych panów i cierpliwe znoszenie kar cielesnych. Nic dziwnego, że Paweł z Tarsu odesłał zbiegłego niewolnika Onesimusa jego właścicielowi.

Podobne stanowisko reprezentowali też późniejsi autorzy chrześcijańscy, choć zalecali jednocześnie miłosierdzie wobec niewolników. Augustyn w V w. dowodził, że nierówność ludzi i instytucja niewolnictwa są naturalną konsekwencją grzechu pierworodnego. Nawrócony servus był wprawdzie uważany za brata w wierze, ale nie zapominano o jego przeszłości. Kiedy pierwszy znany w historii „antypapież” Hipolit rywalizował na początku III w. o tytuł biskupa Rzymu z niejakim Kalikstem, zarzucił mu m.in., że ów za młodu był niewolnikiem, synem niewolnicy „z dzielnicy portowej” (zapewne nierządnicy).

Reklama

Chrystianizacja Imperium także nie pociągnęła za sobą radykalnej zmiany prawnej. Pierwszy cesarz chrześcijański Konstantyn nakazał wprawdzie właścicielom niewolników, by „w sposób umiarkowany” korzystali ze swoich praw do ich karania, lecz zarazem zabronił dochodzenia, czy śmierć niewolnika w wyniku chłosty była umyślnym zabójstwem, czy wypadkiem przy pracy. W porównaniu z prawodawstwem wcześniejszych cesarzy pogańskich to wyraźny regres. Samej zasady niewolnictwa nie kwestionowano aż do upadku Rzymu.

Reklama
Reklama
Reklama