Reklama

Spis treści:

  1. Francja pod niemiecką okupacją
  2. Cel – zmylić wroga
  3. Lądowanie w Normandii, czyli pierwsza faza operacji „Overlord”
  4. Powodzenie okupili wysoką ceną
  5. Polski wkład w powodzenie operacji

5 czerwca 1944 roku, na antenie francuskiej sekcji radia BBC, żołnierze usłyszeli dwa wersy „Piosenki jesiennej” Paula Verlaine’a. Oba stanowiły komunikat dla żołnierzy francuskiego ruchu oporu. Pierwszy zapowiadał, że aliancki szturm na północy Francji rozpocznie się w ciągu dwóch tygodni. Drugi obwieścił, że siły sprzymierzonych uderzą maksymalnie w ciągu 48 godzin od nadania komunikatu. W praktyce okupowana Francja czekała na wyzwolicieli mniej niż dobę.

Francja pod niemiecką okupacją

W maju 1940 roku Niemcy zaatakowali Francję. Znaczna część kraju znalazła się pod okupacją wroga. Na pozostałych terenach utworzono marionetkowe państwo Vichy. Siły sprzymierzonych musiały podjąć ewakuację m.in. w Dunkierce, ale alianci doskonale zdawali sobie sprawę, że muszą wypchnąć nieprzyjaciela poza granice Francji.

Decyzja o utworzeniu frontu zachodniego

W sierpniu 1943 roku odbyła się konferencja w Quebecu, podczas której Franklin Delano Roosevelt i Winston Churchill podjęli decyzję o otwarciu drugiego frontu w Europie. Takie posunięcie częściowo było wynikiem presji Stalina na zachodnich przywódców. Ten domagał się odciążenia frontu wschodniego, na którym koncentrowała się znaczna część sił niemieckich.

Operacji nadano kryptonim „Overlord”. Naczelnym dowódcą oddziałów desantowych został mianowany generał Dwight Eisenhower. Naczelne Dowództwo Alianckich Sił Ekspedycyjnych (SHAEF) rozpoczęło działalność w styczniu 1944 roku.

Wstępne założenia pierwszej fazy operacji

Alianci założyli, że w pierwszym dniu trwania operacji uda się im przerzucić na francuskie wybrzeże około 200 tys. żołnierzy i potroić tę liczbę w ciągu dziesięciu dni. We wrześniu we Francji miało walczyć 2 miliony żołnierzy sił sprzymierzonych. D-Day, czyli dzień desantu morskiego o kryptonimie „Neptun” wyznaczono na 5 czerwca. Celem było przełamanie obrony nieprzyjaciela poprzez szturm z powietrza i morza w pasie od ujścia rzeki Dives do ujścia kanału Carenton.

Cel – zmylić wroga

Niemcy doskonale wiedzieli, że uderzenie nastąpi od strony północnej. Byli jednak dobrze przygotowani na odparcie ataku. Całą linię brzegową, od Hiszpanii aż po Norwegię, chronił mierzący prawie 3900 km system umocnień, nazywany Wałem Atlantyckim. W 1944 roku Hitler zarządził rozbudowę i umocnienie wału. Żeby przełamać linię obrony nieprzyjaciela, alianci musieli polegać nie tylko na sile ognia, ale także na sprycie.

Najbliżej Wielkiej Brytanii znajdował się fragment wybrzeża w Calais. Przypuszczenie ataku na ten obszar nie wydawało się dobrym posunięciem, jako że był on najsilniej ufortyfikowany. Dowództwo alianckie doszło do wniosku, że większą szansę powodzenia daje desant na słabiej bronioną Normandię. Musieli tylko sprawić, by Niemcy uwierzyli, że ich celem jest Calais.

Na kilka miesięcy przed planowaną operacją do akcji przystąpiły siły powietrzne. Celem bombardowań było wprowadzenie paraliżu komunikacyjnego poprzez zdezorganizowanie ruchu kolejowego. W następnym etapie zwiększono skalę akcji sabotażowych, prowadzonych przez żołnierzy francuskiego ruchu oporu. Kluczową rolę miała jednak odegrać propaganda.

Działania dezinformacyjne

Alianci rozpoczęli kampanię dezinformacyjną w ramach operacji „Fortitude South”, której celem było przekonanie Niemców, że atak nastąpi w rejonie Calais. Wywiad brytyjski zaczął rozsiewać fałszywe informacje. Na wschodnim wybrzeżu Anglii koncentrowano statki handlowe przerobione w taki sposób, by wyglądały na jednostki wojenne. Rozpoczęto budowę fałszywych obozów wojskowych, podczas gdy faktyczne siły desantowe koncentrowano na południowym zachodzie. Przed uderzeniem w rejon Calais wysłano samoloty rozpoznawcze. To wszystko przyniosło wyśmienity efekt.

Lądowanie w Normandii, czyli pierwsza faza operacji „Overlord”

Wojskami lądowymi dowodził marszałek Bernard L. Montgomery. W operacji wzięły udział dwie armie brytyjskie, jedna kanadyjska i jednak amerykańska, a dodatkowo dowódcy podporządkowano także armię generała George’a Pattona. Żołnierze mogli liczyć na wsparcie 13 tys. samolotów (11 tys. bojowych i 2 tys. transportowych) i 7 tys. statków różnego typu.

Plan zakładał desant na pięciu plażach: „Utah”, „Omaha”, „Gold”, „Juno” i „Sword”. Amerykanie mieli zaatakować pierwsze dwie, na trzeciej i piątej mieli wylądować Brytyjczycy, a na czwartej – Kanadyjczycy. Alianci nie zdecydowali się na uderzenie pod osłoną nocy. Dowództwo wyszło z założenia, że większe korzyści przyniesie atak o poranku, gdy będzie możliwe przeprowadzenie celniejszego ataku bombowego.

4 czerwca okazało się, że ze względu na złe warunki pogodowe, rozpoczęcie ataku w zaplanowanym terminie nie będzie możliwe. Generał Dwight Eisenhower zdecydował się przesunąć atak o 24 godziny. W rezultacie D-Day nastał 6 czerwca 1944 roku.

Początek alianckiego szturmu

W pierwszej kolejności uderzyły trzy dywizje powietrzno-desantowe, które miały osłonić skrzydła obszaru lądowania. O 5.30 alianckie okręty rozpoczęły ostrzał plaży w Normandii. Amerykańskie jednostki opuściły barki desantowe o 6.30. Brytyjczycy i Kanadyjczycy wylądowali godzinę później.

Atak na plażę „Omaha”

Mimo starannych przygotowań, nie wszystko poszło zgodnie z założeniami aliantów. Gdy zaprawiona w boju 1 Dywizja Piechoty (The Big Red One, od czerwonej naszywki na rękawie munduru) i niedoświadczona 29 Dywizja osiągnęły plażę „Omaha”, okazało się, że teren ten całkowicie nie nadaje się do prowadzenia działań zaczepnych.

W niektórych miejscach klify i skarpy osiągały nawet 50 m wysokości. Fortyfikacje były rozmieszczone w taki sposób, że ostrzał z dział okrętowych nie wyrządził im większej szkody. Dostępu broniły gęsto rozmieszczone pola minowe, zasieki i jeże przeciwczołgowe, ale na zmianę planu było już za późno, mimo że ogień niemieckiej artylerii dziesiątkował Amerykanów. Między plażą „Utah” na zachodzie i plażami szturmowanymi przez Brytyjczyków i Kanadyjczyków, nie było innego miejsca, gdzie mogli wylądować.

Krwawe walki

Amerykańscy żołnierze wyskakiwali z barek desantowych wprost pod niemiecki ogień. Pociski z karabinów maszynowych i moździerze dosłownie rozrywały idących na czele żołnierzy. Wielu utonęło, gdy okazało się, że woda w miejscu zrzutu sięga powyżej głowy. Ci, którzy zdołali dotrzeć na plaże, szybko przekonali się, że nie zdołają utrzymać pozycji. Musieli cofnąć się do wody i wystawiając ponad jej powierzchnię jedynie nos, powoli pełznąć do celu.

Amerykanie bronili się przez siedem godzin. Dopiero około 13.30 zaczęli nacierać po zboczach. Do zmroku, na sześciokilometrowym skrawku plaży wylądowało 34 tys. żołnierzy.

Dlaczego na plaży „Omaha” zginęło tak wielu żołnierzy?

Zanim to nastąpiło, zginęło około 2 tys. Amerykanów. Dlaczego alianci ponieśli tak dotkliwe straty? Złożyło się na to kilka czynników. Po pierwsze, dowództwo przyjęło błędne założenie co do liczby obrońców. Plaży „Omaha” broniło dwukrotnie więcej Niemców niż przewidziano i to właśnie tam nieprzyjaciel dysponował największą siłą ognia.

Po drugie, wielu żołnierzy błędnie oszacowało odległość do dna, wyskakując z barek desantowych. Na plecach dźwigali 30-kilogramowy ekwipunek, który stawał się jeszcze cięższy, gdy nasiąknął wodą. Wielu z tych, którzy wskoczyli na za głęboką wodę, po prostu utonęło.

Po trzecie, aż dziesięć barek desantowych zatonęło jeszcze przed osiągnięciem celu. Transportowce dotarły na odległość ok. 20 km od brzegu. Tamtego ranka, morze było wyjątkowo wzburzone i niektóre jednostki po prostu nie zdołały pokonać wysokich fal. Po czwarte, siły amerykańskie straciły aż 27 z 29 czołgów. Większość zatonęła. Gdy woda dostała się pod brezentowe osłony, mające wspomóc pierwszą falę nacierającej piechoty maszyny po prostu poszły na dno.

Sytuacja na pozostałych plażach

Brytyjczycy i Kanadyjczycy nie napotkali silnego oporu. Rzeźba terenu na plażach „Gold”, „Juno” i „Sword” była znacznie łagodniejsza, więc Niemcy nie mieli aż tak dużej przewagi nad nacierającymi, jak jednostki na plaży „Omaha”. Poza tym siła ognia była tam znacznie mniejsza. Straty w barkach desantowych były znacznie mniejsze po stronie brytyjskiej, ponieważ ci zdecydowali się na ich wyładunek w odległości 10 km od brzegu.

Powodzenie okupili wysoką ceną

Wieczorem 6 czerwca, na plaży w Normandii znajdowało się już 156 tys. żołnierzy. Pełne opanowanie wszystkich przyczółków na francuskim wybrzeżu zajęło aliantom pięć dni. 11 czerwca, na terenie Francji znajdowało się 100 tys. ton sprzętu wojskowego, 50 tys. pojazdów i 326-tysięczna armia. Do końca miesiąca siły sprzymierzone zdołały opanować port Cherbourg-en-Cotentin. Wówczas do Normandii dotarło 850 tys. żołnierzy gotowych przeniknąć w głąb Francji.

Jaką ofiarę przyszło zapłacić aliantom za udane lądowanie w Normandii? Pierwszego dnia operacji „Overlord” zginęło ok. 4,5 tys. żołnierzy sił sprzymierzonych, a kilku tysięcy odniosło ciężkie rany. Największą ofiarę złożyli amerykanie. Na plaży w Normandii poległo ok. 2500 amerykańskich żołnierzy. Brytyjczycy stracili 1641 ludzi, Kanadyjczycy – 359. Na liście zabitych znaleźli się też Norwegowie, Francuzi, Australijczycy, Nowozelandczycy i Belg, odpowiednio w liczbie: 37, 19, 13, 2 i 1.

Hitler dał się nabrać

Być może lądowanie aliantów w Normandii nie powiodłoby się lub straty byłyby o wiele większe bez poprzedzającej akcję działalności propagandowej. Hitler długo nie mógł się zdecydować, jak odpowiedzieć na uderzenie. Długo był przekonany, że szturm na Normandię jest atakiem pozorowanym, który miał odwrócić uwagę niemieckiej obrony od faktycznego celu. W jego opinii, alianci faktycznie mieli zaatakować obszar Calais.

Dopiero około godz. 16 ugiął się pod naporem gen. Gerda von Rundstedta i zezwolił na dołączenie kolejnych dwóch dywizji pancernych. Zaledwie dwóch, bo wciąż wątpił, że w Normandii lądują główne siły alianckie. To posunięcie nie zmieniło niczego. Marsz niemieckich posiłków spowalniało alianckie lotnictwo i francuscy partyzanci. Niemieckie dywizje pancerne docierały na miejsce zbyt wolno, by mogły dokonać przełomu.

Polski wkład w powodzenie operacji

Nie można nie wspomnieć, że w lądowaniu w Normandii uczestniczyli także Polacy. Z portów w Wielkiej Brytanii wypłynęło 10 transportowców pod polską banderą. Okręty „Piorun” i „Błyskawica” weszły w skład składającej się z 1200 jednostek eskorty. Krążownik „Dragon” oraz niszczyciele „Ślązak” i „Krakowiak” zapewniały wsparcie ogniowe.

Polscy lotnicy ze 131. i 133. Skrzydła Myśliwskiego wspierali z powietrza żołnierzy szturmujących wybrzeże. Należy wspomnieć, że wśród sił sojuszniczych znalazły się także trzy polskie dywizjony bombowe.

W nocy z 5 na 6 czerwca żołnierze z Dywizjonu 305 rozpoznawali teren i bombardowali obszar lądowania sił alianckich. Gdy rozgorzały walki, polscy lotnicy bombardowali cele kolejowe i drogowe, a Dywizjon 304 „Ziemi Śląskiej” zabezpieczał Zatokę Biskajską i wody kanału La Manche przed niemieckimi okrętami podwodnymi.

Nasz autor

Artur Białek

Dziennikarz i redaktor. Wcześniej związany z redakcjami regionalnymi, technologicznymi i motoryzacyjnymi. W „National Geographic” pisze przede wszystkim o historii, kosmosie i przyrodzie, ale nie boi się żadnego tematu. Uwielbia podróżować, zwłaszcza rowerem na dystansach ultra. Zamiast wygodnego łóżka w hotelu, wybiera tarp i hamak. Prywatnie miłośnik literatury.
Reklama
Reklama
Reklama